ŁKS: Kłopoty to (na razie) przeszłość

Ostatnimi czasy przy alei Unii było naprawdę gorąco. Poirytowani piłkarze, którzy przez kilka miesięcy nie otrzymywali pensji, rozpoczęli strajk. Zdesperowany prezes, nie mogąc sobie poradzić z narastającymi problemami, złożył dymisję, a wcześniej zastanawiał się nad zastawieniem swojego majątku. Rezygnację potem wycofał, bo po raz kolejny pomocną dłoń do klubu wyciągnął wierny kibic, powiązany z grupą przestępczą "ośmiornica". Ale po kolei...

W tym artykule dowiesz się o:

Przy alei Unii problemy finansowe mają od dawien dawna. W każdym okienku transferowym odchodzi po kilku piłkarzy, bo sprzedaż zawodników to jedno z głównych źródeł dochodów klubu. Pozostałe, najważniejsze, to wpływy z transmisji telewizyjnych, ale że stacja CANAL+ rzadko "puszcza" mecze z udziałem ŁKS, pieniądze są mniejsze. Na wkład finansowy współwłaścicieli klubu nie ma co liczyć, a unię polsko-litewską (po 49,5 proc. akcji mają Daniel Goszczyński i Algimantas Breikstas) już dawno uznaną za nieudaną.

Nic więc dziwnego, że w ŁKS ledwo wiążą koniec z końcem. Kilka dni temu sytuacja klubu była dramatyczna, gdyż szanse na przyznanie licencji na grę w ekstraklasie w kolejnym sezonie były równe zeru. Nie chodziło tylko o nie najlepszy stan obiektu, na którym grają piłkarze, ale przede wszystkim o problemy finansowe.

Lista wierzycieli klubu jeszcze do niedawna była bardzo długa. Na zaległe pieniądze czekali w ZUS, Urzędzie Skarbowym, władzach miasta, a także kadrach personalnych. Przez kilka miesięcy złamanego grosza nie ujrzeli ani trenerzy, ani piłkarze. Sytuacja była na tyle dramatyczna, iż zawodnicy od siebie pożyczali pieniądze. Nic w tym dziwnego, bo pensji nie otrzymywali od trzech, czy jak niektórzy nawet czterech miesięcy.

W drugiej połowie marca kilku piłkarzy otrzymało małą część zaległych wynagrodzeń, bo kwoty te rzadko przekraczały tysiąc złotych. Miała to być pewnego rodzaju forma pozytywnych zapowiedzi. Ale cierpliwość zawodników w pewnym momencie też się skończyła.

26 marca zawodnicy nie wyszli na trening i przyznali, że będą strajkowali do momentu spłaty zaległości finansowych. - Obiecywano wiele zmian, czekaliśmy na ich realizację dość długo. Byliśmy cierpliwi, ale że w naszej lidze specjalnie się nie przelewa, nie mieliśmy wyjścia - powiedział nam anonimowo jeden z zawodników. Załamany tym faktem Roman Gałuszka złożył rezygnację. Wcześniej, zdając sobie sprawę z potrzeb finansowych klubu, zastanawiał się nad... zastawieniem własnego majątku. Po odejściu prezesa, wydawało się, że może być to początek końca Łódzkiego Klubu Sportowego.

Ale nic z tych rzeczy! Nie po raz pierwszy pomocną dłoń do klubu wyciągnął wierny kibic Grzegorz Klejman. To biznesmen, powiązany z łódzką "ośmiornicą", oskarżony m. in. o wręczanie łapówek lekarzom więziennym, były kandydat Samoobrony na posła.

Klejman - według początkowych informacji - miał zostać nowym właścicielem ŁKS. Skłonny do pozbycia się swoich udziałów w klubie był Daniel Goszczyński, choć formalnie 49,5 procent akcji należy do jego małżonki Ilony. Wstępne porozumienie zawarto także z Algimantasem Breikstasem, który otwarcie mówi, iż zamierza wycofać się z klubu. Za swoje udziały żąda niecałe dwa miliony złotych.

Ostatecznie jednak Klejman nie przejął władzy nad klubem, a jedynie pożyczył mu dwa i pół miliona złotych. Wystarczyło to na spłatę wszelkich długów, przede wszystkim względem pracowników i piłkarzy. Pieniądze otrzymał także Marek Chojnacki, do niedawna trener drużyny. ŁKS szybko chciał uregulować dług względem byłego szkoleniowca m. in. dlatego, że Ekstraklasa SA nałożyła na klub dodatkową karę w wysokości 30 tysięcy złotych.

Jak na razie całe zamieszanie przy alei Unii zakończyło się szczęśliwie. Ale trzeba pamiętać, iż to jedynie tymczasowe rozwiązanie problemów. Klubem wciąż bowiem kierują Daniel Goszczyński oraz Algimantas Breikstas, których to zadanie ewidentnie przerasta. Mimo wcześniejszych oczekiwań, nowego właściciela jak nie było tak nie ma. Ponoć akcje Litwina ma przejąć ten pierwszy, ale czy aby na pewno jest to najlepsze rozwiązanie?

---

Nie będą grali na Widzewie

Po rozwiązaniu problemów finansowych, Łódzki Klub Sportowy złożył komplet dokumentów niezbędnych do rozpoczęcia procedury licencyjnej. - Wniosek złożyliśmy bez żadnych obaw - przyznali przy alei Unii. Jak duże zatem zdziwienie musiało pojawić się na twarzy prezesa Romana Gałuszki, gdy natknął się na publikację Dziennika pt. "Wiemy już, kto spadnie z ligi", w którym napisano zarówno o problemach finansowych, jak i stadionie, na którym "może dojść do katastrofy budowlanej". Klub w specjalnie wydanym oświadczeniu zaprzeczył temu stwierdzeniu, a także informacjom, jakoby prowadził rozmowy w sprawie wynajmu... obiektu rywala zza miedzy - Widzewa.

Komentarze (0)