Jacek Magiera: Nie ma dróg na skróty

PAP / PAP/Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Jacek Magiera
PAP / PAP/Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Jacek Magiera

- Na pewno bardzo chciałbym, żeby zostali z nami Vadis i Guilherme, by klub z nimi przedłużył umowy - mówi Jacek Magiera, trener Legii Warszawa.

- Często mówię piłkarzom, że do miejsc, gdzie warto jest dojść, nie ma dróg na skróty. W Europie możemy się pokazać, namieszać. Ale chcąc grać w eliminacjach do Ligi Mistrzów, musieliśmy wygrać Ekstraklasę - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty Jacek Magiera, trener mistrza Polski, Legii Warszawa. [b]

Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Po ostatnim gwizdku sędziego w meczu z Lechią (0:0) czekało was jeszcze kilka minut nerwowego oczekiwania na finał wydarzeń z Białegostoku...[/b]

Jacek Magiera: Szczerze mówiąc, byłem kompletnie zaskoczony. Próbowałem ukryć emocje, ale to był jeden z trudniejszych momentów w sezonie. Po spotkaniu z Lechią wszystko miało być rozstrzygnięte, a okazało się, że nasz los będzie zależeć od innych.

Byliście "na łączach" z Białymstokiem?

W trakcie meczu Konrad Paśniewski, nasz kierownik, informował nas o przebiegu spotkania. Co chwilę mówił, ile zostało do końca spotkania. Gdy nic się nie zmieniało przez dłuższy czas, a została minuta, zacząłem się uspokajać. Podczas spotkania było trochę zamieszania. Jedni piłkarze znali wynik w Białymstoku, inni nie. Kibice śpiewali tak, jakbyśmy zaraz mieli sięgnąć po mistrzostwo. Trochę przez te wszystkie wydarzenia ucierpiała komunikacja. Staraliśmy się strzelić gola, ale wkradło się rozkojarzenie. Po meczu poszedłem w samotności oglądać końcówkę meczu Jagiellonii z Lechem w swoim gabinecie. Później przyszedł do mnie "Vuko". Ale to nie wszystko. Pod sam koniec, z powodu burzy, zniknął obraz. Wszystko składa się na doświadczenie, które idealnie podsumowuje ten szalony sezon.

Szalony?

Nikt by takiego scenariusza nie wymyślił. Choćby całe zamieszanie związane z konfliktem właścicielskim. Cieszę się, że cały zespół skoncentrowany był na tym samym celu. Jestem dumny z piłkarzy, że to wytrzymali i nikt przy okazji nie komentował spraw, na które nie miał wpływu. Nie daliśmy się ponieść emocjom, tylko mocno pracowaliśmy. Doskonale wiemy, iż pojawiały się trudne momenty, a jednak od 25 września do ostatniej kolejki piłkarze wykonali robotę na poziomie mistrzostw świata. Pamiętajmy, wygraliśmy z Lechem trzy razy. Lechię pokonaliśmy dwukrotnie i raz zremisowaliśmy, z Jagiellonią wygrana i dwa remisy. A jednak na koniec sezonu mieliśmy tylko dwa punkty przewagi nad rywalami. To chyba najtrudniej wywalczony tytuł mistrzowski w historii klubu. Rzeczy niemożliwe nie istnieją, dlatego ten tytuł smakuje dużo lepiej. Ciężko na niego zapracowaliśmy.

ZOBACZ WIDEO Radosław Majdan i Dariusz Tuzimek komentują mistrzostwo Polski Legii Warszawa


Mógłby trener opowiedzieć o przemowie przedmeczowej? Arkadiusz Malarz i Miroslav Radović powiedzieli, że byli bardzo poruszeni. Ten pierwszy zawodnik stwierdził nawet, że gra w piłkę dwadzieścia lat, a czegoś takiego nie słyszał.


Te szczegóły zatrzymam dla siebie, bo to sprawa szatni. Ale wyszedłem z założenia, że nie ma sensu mówić o taktyce, to już przerobiliśmy w tygodniu. Odprawa musi trafić do piłkarzy. Chciałem, by chwyciła ich za serca. Ostatnie momenty potraktowaliśmy więc bardzo emocjonalnie. Nawiązaliśmy do całego sezonu, pokazaliśmy z kim walczyliśmy, kto nas wspierał i tak dalej. Cieszę się, że osiągnęliśmy cel. Zresztą cieszy też to, że nawet piłkarze, którzy nie wystąpili bądź byli poza kadrą stali się lepszymi graczami, a przede wszystkim lepszymi ludźmi.

To znaczy?

Przykładowo Vako Kazaiszwili, mimo że mało grał, pracował z nami cały czas, dawał nam wsparcie. To pełnoprawny mistrz Polski. Ja będę mówił o nim tylko dobrze.

To miłe co pan mówi, ale...

On znalazł się w bardzo trudnym momencie. Był jednym z czterech piłkarzy na swoją pozycję. Gdyby miał czas, pewnie by się pokazał, ale nie mogłem zapewnić mu 5 meczów z rzędu. Za to fantastycznie naciskał na konkurentów podczas treningów i to też ma ogromną wartość.

Czy pośród tych zawodników, z których pan korzystał podczas tego sezonu, jest jakaś gwarancja, że nie odejdą w nadchodzącym okienku?

Na pewno bardzo chciałbym, żeby zostali z nami Vadis i Guilherme, by klub z nimi przedłużył umowy. Nie znam szczegółów klauzuli odstępnego Michała Pazdana, więc nie będę się wypowiadał na ten temat. Z Legii na pewno odejdą Vako oraz Tomas Necid. Kończy im się wypożyczenie. Poza tym wraca z wypożyczenia do Ruchu Jarek Niezgoda.

Któryś z wypożyczonych legionistów ma szanse wrócić? Jak na przykład Szwoch, Langil czy Masłowski?


Żadnego z nich nie skreślam. Nawet Langila. Ja się na nikogo nie uwziąłem. On też jest mądrzejszy o te pół roku. To zawodnik, który potrafi grać. Mistrzostwo zobowiązuje do tego, by się wzmocnić. W przerwie zimowej byliśmy jedynym zespołem w lidze, który się osłabił. Odeszło dwóch napastników. "Bereś" wyjechał do Włoch. Dlatego jeszcze raz podkreślę, że piłkarze wykonali fantastyczną robotę, mimo braku tych graczy. To wielka sztuka.

Który z rywali najbardziej was w minionym sezonie postraszył?

Cała trójka ma potencjał. Jagiellonia do ostatniej sekundy miała przecież szansę, by zostać mistrzem Polski. To pokazuje, jak kapitalną pracę wykonał Michał Probierz. Stworzył zespół walczaków. Żałuję, że Lechia z tak mocną ekipą nie wystąpi w europejskich pucharach. Zasłużyli sobie na to. Z każdym grało się trudno, ale cieszę się, że drużyna potrafiła reagować. W Gdańsku przegrywaliśmy 0:1. Dążyliśmy do remisu, a następnie do zwycięstwa i udało się wygrać 2:1. W Poznaniu dostaliśmy gola w 82. minucie, a i tak wygraliśmy. Mieliśmy zakodowaną mentalność zwycięzców. Walczyliśmy do ostatnich sekund. To lubią kibice, trenerzy i sami piłkarze. Najtrudniejszy mecz? Ostatnie spotkanie w Białymstoku było inne niż zazwyczaj. Nie chcę wchodzić w polemikę, co się działo podczas tego starcia, przed i po nim... Zapamiętam sobie wydarzenia spod hotelu, na stadionie oraz z samego meczu. Będziemy mądrzejsi.

Co się wydarzyło po meczu?

Dalej proszę.

Można prosić o jedno nazwisko piłkarza z polskiej ligi, którego byście chcieli przy Łazienkowskiej?


Znaczy ja mam na pewno trzech, czterech zawodników, których chętnie bym zobaczył w Legii, ale gdybym podał nazwiska, cena za nich zaraz znacząco skoczy.

Miroslav Radović nie był z siebie zadowolony, mówił, że dawał 50 procent tego, co może. Grał z kontuzją.

Runda jesienna była chyba jego życiową. W tym roku grał poniżej swoich możliwości. Rozmawialiśmy we wtorek rano, że priorytetem dla niego jest teraz to, żeby się wyleczyć. Miałem w głowie, by dać mu odpocząć, ale nawet w słabszych momentach, cały czas pomagał drużynie. Jeśli ktoś przeanalizuje nasze spotkania, to zobaczy, że przy Radoviciu często stało dwóch zawodników. Serb jednym swoim ruchem potrafił robić miejsce kolegom. Stąd chociażby dwa gole Nagy'a w Szczecinie czy w Kielcach. To detal, często niedostrzegany przez kibiców. Kibice patrzą na statystyki czy liczbę traconych piłek, a to nie wszystko. Często trzymałem Miroslava na boisku, bo jednym zagraniem mógł przesądzić o wyniku. Ma takie umiejętności. Gdyby jednak nie wygrywał rywalizacji na treningach, to nie grałby. Grał, bo zasługiwał.

Co z Jakubem Rzeźniczakiem? Miał uraz, rundę zaczął na ławce, a później nie było powodu by robić zmiany. Ma oferty.

Na zgrupowaniu w Benidormie powiedzieliśmy sobie, że walka o miejsce w składzie zaczyna się od nowa. Testowaliśmy różne warianty na środku defensywy. Kuba szybko złamał rękę i wypadł ze składu. Postawiliśmy na Maćka Dąbrowskiego, choć Kuba Czerwiński też dobrze wyglądał. Maciek zagrał z Arką ze względów taktycznych. Zagrał dobrze, a potem utrzymał pozycję. Nie dawał podstaw, by go zmienić. Dobrze bronił, strzelił też dwa bardzo ważne gole. Zrobił postęp, ale nadal ma ogromne rezerwy. Jest jednym z wygranych ostatnich miesięcy. Kuba Czerwiński świetnie pracował, to wielki zawodowiec i bardzo ambitny człowiek. Lubię graczy z takim podejściem, zawsze stawiałem go w szatni za wzór. Zasuwał niezależnie od tego, w którym miejscu był. Co do Kuby Rzeźniczaka, podejmiemy najlepszą decyzję dla niego i klubu.

Praca z rezerwowymi to zawsze wyzwanie dla trenera.

Priorytetem dla mnie było, by rezerwowi czuli się pełnoprawnymi zawodnikami. Zawsze łatwo jest rozpalić konflikt. My zamiast tego znaleźliśmy wspólny język, a zawodnicy sami się kontrolowali. Piłkarze wiedzieli, na co mogą sobie pozwolić, a na co nie. Nie szliśmy w kierunku nakazów i zakazów. Jeśli jeden przed drugim czuje szacunek do siebie, to jest dobrze. Najgorzej, jeśli ktoś oszukuje sam siebie. Od małych rzeczy wiele potrafi się psuć. Zaczęliśmy od detali: porządku w szafce, dyscypliny, podań na pięć metrów, dziesięć i tak dalej. Mówię o metodyce pracy. Przekonaliśmy ich do tego swoim przykładem. Najpierw patrzyłem na siebie, a dopiero później na innych. Na ten sezon było to słuszne, ale bodziec trzeba czasem zmieniać. Nie można całe życie mówić spokojnie, czasem trzeba krzyknąć.

Patrząc teraz na dwumecz z Ajaksem, macie odczucie utraconej szansy, żeby ta drużyna przeszła do historii?

Trochę tak, byliśmy kroczek od awansu. Jedna akcja mogła o wszystkim zdecydować. Chcieliśmy promocji do najlepszej rundy, bo przeszlibyśmy do historii, jako pierwszy polski zespół, który awansowałby do 1/8 finału Ligi Europy. Zabrakło nam Radovicia w Amsterdamie. Mielibyśmy z nim znacznie większe szanse. Byliśmy wtedy bardzo przemeblowani w porównaniu do jesieni, bo przecież w Lidze Mistrzów grali Bereszyński, Rzeźniczak, Moulin, Radović, Prijović i Nikolić. Połowa zespołu wyglądała inaczej. Mecz z Legią był jednak najtrudniejszy dla Ajaksu w drodze do finału. Zagraliśmy w Amsterdamie naprawdę dobrze. Gola straciliśmy już przy naszej ławce, za szybko wznowiliśmy grę po faulu. Nie lubię gdybać, ale gdyby nie ta sytuacja, to po 90 minutach byłoby 0:0. Przeszlibyśmy ich w dogrywce, jestem tego pewien. Nie wiem, jak byłoby w karnych, ale w dogrywce na pewno.

Źródło artykułu: