Historia kartek dla wiślaków

Spotkanie Lecha Poznań z Wisłą Kraków toczone było w szybkim tempie. Obie drużyny zacięcie dążyły do zwycięstwa i nie zabrakło agresywnej walki na każdym metrze boiska. Sędzia Hubert Siejewicz pozwolił grać piłkarzom i nie przerywał akcji po lekkich starciach. Kilka razy podjął kontrowersyjne decyzje dotyczących kartek dla piłkarzy gości.

Hubert Siejewicz należy do czołówki polskich sędziów. W niedzielę robił wszystko, aby nie utrudniać gry piłkarzom. Pozwalał na grę kontaktową i nie przerywał za każdym razem akcji. Podjął jednak kilka kontrowersyjnych decyzji, jeśli chodzi o kartki dla piłkarzy Wisły.

Wszystkie sporne sytuacje miały miejsce w drugiej połowie. Najpierw żółty kartonik ujrzał Mariusz Pawełek. Bramkarzowi gości po zdobyciu gola przestało się śpieszyć i był kilka razy upominany przez arbitra, aby nie grał na czas. W 69. minucie na boisku były dwie piłki. Jedną z nich grę wznowić miał Junior Diaz, a drugą Pawełek wybił poza plac gry, za co…otrzymał żółtą kartkę. - Sędzia chyba się pomylił. Były dwie piłki na boisku i Mariusz wybijał jedną z nich poza boisko. Każdemu zdarzają się jednak błędy - mówi Arkadiusz Głowacki, kapitan Wisły. Nie da się ukryć, że Siejewicz popełnił w tej sytuacji błąd, ale tak naprawdę upomnienie dla bramkarza krakowian i tak byłoby kwestią czasu, bowiem cała drużyna grała na czas.

Najwięcej kontrowersji wzbudził brak czerwonej kartki dla Głowackiego, który został ograny w kapitalny sposób przez Roberta Lewandowskiego. Kapitan Wisły sfaulował napastnika Lecha wychodzącego na czystą pozycję. Sędzia pokazał mu tylko żółtą kartkę. - Straciliśmy piłkę na własnej połowie, poszło podanie do Lewandowskiego, który wychodził na dobrą pozycję. Pozostało podjąć decyzję - faul albo liczyć na to, że Robert nie strzeli. Kto wie co by było, gdybym nie zatrzymał go faulem - opowiada "Głowa". Lechici nie mieli wątpliwości, że wiślakowi należała się czerwona kartka. - Arek Głowacki faulował w takiej sytuacji, że nikt nie był wstanie go zaasekurować. Moim zdaniem należała się czerwona kartka - mówi Bartosz Bosacki, obrońca Kolejorza. Sam zainteresowany przyznał, że brał pod uwagę możliwość wyrzucenia go z boiska. - Przemknęło mi to przez myśl, ale tylko przez krótką chwilę. Uważam, że nie mogłem zachować się inaczej. Taki jest los obrońcy - dodaje Głowacki.

Pod koniec spotkania z boiska wyleciał inny defensor Wisły. Junior Diaz otrzymał drugą żółtą kartkę za faul na Sławomirze Peszce, który w tym meczu wymęczył Kostarykańczyka. Diaz faulował w tym spotkaniu wiele razy i może być zadowolonym, że dotrwał na boisku aż do 87. minuty. - Diaz powinien obejrzeć czerwoną kartkę już dużo wcześniej. Należała się ona również Głowackiemu - uważa Ivan Djurdjević, obrońca Lecha, a wtóruje mu Bosacki: - Diaz już wcześniej mógł zobaczyć drugą żółtą kartkę. Mniej pewny wykluczenia wiślaka był Arkadiusz Głowacki, który na gorąco po meczu nie chciał osądzać Huberta Siejewicza. - Na gorąco pewnie powiedziałbym, że kartki się nie należały, ale nie chce się wygłupić. Wolę to obejrzeć na powtórkach - zakończył Głowacki.

Komentarze (0)