Zwrot w sprawie transferu Pierre'a-Emericka Aubameyanga. Co jest nie tak z tymi Chinami?

PAP/EPA / SASCHA STEINBACH  / Aubameyang w sezonie 2016/17 był najlepszym strzelcem Bundesligi
PAP/EPA / SASCHA STEINBACH / Aubameyang w sezonie 2016/17 był najlepszym strzelcem Bundesligi

Transfer Pierre'a-Emericka Aubameyanga do Chin utknął w martwym punkcie. Piłkarz spodziewany jest na piątkowym treningu BVB. To kolejny przykład głośnej przeprowadzki na Daleki Wschód, która nie doszła do skutku. Dlaczego się tak dzieje?

Pod koniec czerwca futbolowym światkiem wstrząsnęła informacja podawana przez reporterów "Bilda". Chiński klub Tianjin Quanjian zaoferował Borussii Dortmund 80 milionów euro za Pierre'a-Emericka Aubameyanga, a gaboński gwiazdor zgodził się na przeprowadzkę. Rocznie miał tam zarabiać 30 milionów euro netto. Niemieccy dziennikarze pisali o tym z niemal stuprocentowym przekonaniem, więc informacja miała znamiona sprawdzonej i pewnej. Dlatego właśnie wzbudziła tyle emocji. Jak się jednak okazuje, z Chińczykami nigdy nic nie wiadomo...

W środowym wydaniu tej samej gazety pojawiła się kolejna informacja na ten temat. Do klubu z Dortmundu do wtorku nie wpłynęła oficjalna oferta wykupienia piłkarza. Dyrektor sportowy BVB Michael Zorc o sytuacji aktualnego króla strzelców Bundesligi mówi tak: - Oczekujemy "Auby" na piątkowym treningu.

Zegar tyka, okno transferowe w Chinach zamyka się 14 lipca, jest więc jeszcze kilka dni na domknięcie dealu. Wiele wskazuje jednak na to, że nic z rekordowej przeprowadzki nie będzie. Borussia Dortmund przekazała poza tym piłkarzowi inną, ważną informację: jego przyszłość ma się wyjaśnić najpóźniej do 26 lipca. Jeśli do tego czasu zawodnik nie zmieni klubu, później nie zostanie puszczony przez władze BVB.

Co jest nie tak z tymi Chinami?

Aubameyang nie jest jedynym przykładem zawodnika, o którym pisało się w kontekście bardzo prawdopodobnego przejścia z Niemiec do chińskiej ligi, a który ostatecznie na Daleki Wschód nie trafił. W ostatnim czasie podobna sytuacja miała miejsce choćby w przypadku Anthonego Modeste'a, supergwiazdy FC Koeln, napastnika w kwiecie wieku (29 lat), który w poprzednim sezonie Bundesligi strzelił aż 25 goli.

ZOBACZ WIDEO Piękne gole w brazylijskiej Serie A. Zobacz skrót meczu Flamengo - Sao Paulo [ZDJĘCIA ELEVEN] (WIDEO)

Jego przeprowadzka za Wielki Mur była już w zasadzie przesądzona przez media, wszyscy widzieli miliony spływające na konto kolońskiego klubu, aż nagle na oficjalnej stronie internetowej FC Koeln pojawił się komunikat: "wszelkie rozmowy ze stroną chińską zostały zerwane, transfer nie dojdzie do skutku, bo strony nie były w stanie dojść do porozumienia". Ponoć Chińczycy przestali się w pewnym momencie odzywać do Niemców. Kilkadziesiąt godzin później Modeste rozpoczął treningi ze swoimi kolegami.

- To bardzo charakterystyczne dla Chińczyków: jest jakiś projekt, pojawia się oferta i nagle coś po stronie chińskiej się zmienia - oni ze względu na uwarunkowania kulturowe nie są w stanie przekazać prostej informacji, że wycofują się z projektu. Dla nich taka informacja oznaczałaby spalenie mostów, a oni nigdy nie palą mostów - tłumaczy nam Leszek Ślazyk prowadzący serwis Chiny24.com, o tamtejszych realiach wiedzący wszystko.

Sprawa niedoszłego transferu Modeste'a do Chin odbiła się w Niemczech szerokim echem. Głos zabrał między innymi menedżer Bayeru Leverkusen, Jonad Boldt. - Sposób, w jaki została załatwiona ta sprawa, jest bardzo dobra dla całej ligi. Każdy piłkarz ma wartość wyznaczaną przez klub, który go zatrudnia. Jeśli jakiś angielski klub zgłosi się po piłkarza, ta propozycja ma wówczas więcej prestiżu, niż chińska. Wszyscy wiemy, że istnieją pewne zasady - powiedział. Wyraźnie widać więc irytację z powodu sposobu prowadzenia negocjacji przez stronę chińską. Z wyższością, z postawą: płacimy, wymagamy i możemy wszystko.

To bardzo ciekawa i ważna wypowiedź, bo niedawno po jednego z zawodników Bayeru - Kevina Kampla - zgłosił się klub z Pekinu, Beijing Guoan. Sposób rozegrania sprawy nie różni się ponoć w ogóle od sposobu, w jaki miał być wyciągnięty z Kolonii Modeste. - Chcielibyśmy myśleć, że zawodnik chce zostać w Leverkusen, ale dostaliśmy jasny sygnał, że akceptuje możliwość wyjazdu do Chin. Jeśli oni go będą naprawdę chcieli, wówczas będziemy myśleć, ale na pewno nie będziemy się angażować w takie negocjacje, jakich świadkami byliśmy przed kilkoma dniami w Kolonii - zaznaczył Boldt. Czy więc problemem jest sam sposób prowadzenia negocjacji przez Chińczyków?

Potęga za kilka lat

- Myślę, że bardzo często tak jest. Na tym polega nieporozumienie: nic poza pieniędzmi nie mają do zaproponowania, a chcą najlepszych. Chińczycy zarabiają miliardy dolarów miesięcznie, szczególnie w obszarach nieruchomości i e-commerce, niewyobrażalne jak na nasze warunki pieniądze. Ich świadomość się jednak od lat nie zmieniła. Myślą sobie: jest tam jakiś Ronaldo albo Lewandowski, zarabia tyle, więc dajmy mu kilka milionów więcej i bierzmy do siebie. A to tak nie działa, jeśli zawodnik buduje karierę świadomie, wie że byłby to bilet w jedną stronę. Po roku gry w Chinach na o wiele niższym poziomie sportowym, straciłby swoją wartość - tłumaczy Ślazyk.

- W Chinach poważniejszego futbolu jeszcze nie ma. Dajmy na to, że Lewandowski dostanie ofertę opiewającą na wiele milionów dolarów miesięcznie. Pojedzie do Chin i z kim on tam będzie grał? To tak samo, jakby teraz Lewandowski wylądował w Arce Gdynia - uważa Ślazyk i dodaje: - Przecież to dyscyplina drużynowa, za dwa - trzy miesiące mogłoby się okazać, że wszyscy byliby niezadowoleni, bo Chińczycy kupili zawodnika za wiele milionów, a nie ma wyników. Takie jest naiwne myślenie ludzi mających w Chinach pieniądze.

Nie oznacza to jednak, że piłka w Chinach nie ma szans na rozwój. Wręcz przeciwnie - ekspert zauważa, że państwowe władze poczyniły starania mające na celu zbudowanie za Wielkim Murem prawdziwej, piłkarskiej potęgi. - Nikogo to nie interesuje, ale warto zwrócić uwagę choćby na umowę między Chinami jako państwem, a Portugalią. Druga liga portugalska jest w zasadzie chińska: jest finansowana przez Chiny, jest tam wprowadzonych wiele zawodników i pracowników z Chin. Uczą się tam całego systemu prowadzenia klubu, merytorycznie i sportowo - mówi Ślazyk. Podobne ruchy wykonali zresztą w innych krajach. Przykładowo chińska kadra do lat 20 będzie w sezonie 2017-18 występować na czwartym poziomie rozgrywkowym w Niemczech.

- Chiny tworzą swoją piłkę w oparciu o najlepsze wzorce, to zaprocentuje za kilka lat. Wszystko ukierunkowane jest na zorganizowanie w przyszłości w Chinach mistrzostw świata i odegranie na nich znaczącej roli. Za około sześć lat powinni liczyć się na arenie azjatyckiej, a za jeszcze kilka - światowej. To jest grubo ponad miliard ludzi, mają z kogo wybierać  - kończy Ślazyk.

Źródło artykułu: