Leszek Orłowski
Podpisując bajeczne kontrakty z klubami, zazwyczaj domagają się jeszcze bonusów, wynagrodzenia w naturze.
Przedstawiamy najbardziej śmiałe z żądań, jakie w ostatnich latach futboliści (oraz jeden były piłkarz już w roli trenera) stawiali potencjalnemu pracodawcy przed podpisaniem kontraktu. Każdemu wolno pomarzyć, leżąc na plaży, że kiedyś on rozmawia o nowej pracy z chcącym zatrudnić go szejkiem i życzy sobie... no, już mniejsza o to, czego.
10. Rolf-Christel Guie-Mien i Eintracht Frankfurt
Mało kto pamięta dziś o tym zawodniku rodem z Konga. Ale w 1999 roku uchodził za jednego z najzdolniejszych pomocników w niemieckim futbolu. Graczem Karlsruher SC zainteresował się Eintracht Frankfurt. Gdy negocjacje dotyczące warunków kontraktu dobiegały końca, 22-latek powiedział, że pragnie jeszcze tylko tego, by klub znalazł i opłacił jego żonie dobry kurs gotowania.
Po latach trudno chyba byłoby dociec, czy sama pani Guie-Mienowa miała ochotę podnieść swe kuchenne kwalifikacje, czy też raczej na zmianie stanu rzeczy w tym aspekcie zależało panu Guie-Mienowi. Możemy natomiast domniemywać, że nigdzie nie można dziś zjeść lepszych wurstów niż w domu państwa Guie-Mienów, gdziekolwiek by mieszkali.
(...)
6. Emmanuel Adebayor i Olympique Lyon
Do transferu reprezentanta Togo do zespołu ze środkowej Francji nie doszło właśnie z powodu dodatkowych żądań piłkarza. Postawił on kontrahentowi następujące warunki: dom letni na wybrzeżu Morza Śródziemnego, ale koniecznie z widokiem na Korsykę, helikopter, by mógł przylatywać na treningi, i prywatny kucharz wykupiony z jednej z lyońskich restauracji - a trzeba wiedzieć, że miasto to zdaniem znawców ma najlepsze jedzenie w świecie.
O tym wszystkim Jean-Michel Aulas był jeszcze w stanie rozmawiać ze znajdującym się w 2011 roku na topie zawodnikiem. Sprawa ostatecznie rozbiła się o ostatnie żądanie zawodnika. Otóż chciał on koniecznie dostać w zespole numer 10, z którym grał najlepszy zawodnik, Alexandre Lacazette. Tego prezydent OL nie mógł zrobić w żadnym wypadku.
(...)
4. Ronaldinho i Flamengo oraz Queretaro
Brazylijski piłkarz, jeszcze występując w Barcelonie, stał się znany z tego, że nie zamierza wszystkiego poświęcać dla futbolu, a już na pewno nie wizyt w nocnych klubach. Gdy w 2011 roku podpisywał kontrakt z Flamengo Rio de Janeiro, postanowił zagwarantować sobie spokój w tym temacie. Żeby nikt go się o nic nie czepiał, wywalczył w umowie zapis zezwalający mu w każdym tygodniu dwie noce spędzać na zabawie bez żadnych ograniczeń czasowych ani konsekwencji. Władze Fla od razu się na to zgodziły.
Bogaci i wyrozumiali dla kaprysów gwiazd ludzie są także w Meksyku. Wyszło to na jaw, gdy słynnego Ronaldinho postanowił w 2014 roku zatrudnić właściciel klubu z tamtejszego Queretaro. Brazylijczyk ujawnił w swoich dodatkowych życzeniach, czym na tym etapie swego życia zamierza się zajmować w wolnych chwilach. Otóż poprosił o dom z dużym basenem, co żadną ekstrawagancją nie jest, ale także o zbudowanie w obrębie rezydencji boiska do futbolu plażowego oraz drugiego, do futbolu siedmioosobowego. Oprócz tego chciał mieć czterech majordomusów.
Jego życzenia zostały zaakceptowane, ale kłopoty ze zdrowiem, jakie akurat dopadły zawodnika, sprawiły, że w meksykańskim zespole rozegrał w sezonie 2014-15 zaledwie 25 meczów.
(...)
CAŁY TEKST ZNAJDUJE SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA "PIŁKA NOŻNA".
ZOBACZ WIDEO Piękne gole w brazylijskiej Serie A. Zobacz skrót meczu Flamengo - Sao Paulo [ZDJĘCIA ELEVEN] (WIDEO)