Czytaj w "PN": Getafe. Wersja poprawiona

Jeśli komuś znudzi się dobrostan i przestanie go doceniać, nie może mu się przytrafić nic lepszego niż czasowa jego utrata: po odzyskaniu będzie się nim cieszył, jakby nigdy go nie miał.

Piłka Nożna
Piłka Nożna
Getty Images / Aitor Alcalde / Stringer

To właśnie jest historia Getafe CF, które rok temu spadło z Primera Division po 12 sezonach pobytu, a teraz wróciło, co wprawiło fanów niemal w ekstazę. W obecnej dekadzie nie było chyba w Primera smutniejszego klubu. Ktokolwiek by trenował zespół i ktokolwiek by w nim grał, brakowało serca i ducha. Wbrew deklaracjom i czynom prezydenta dbającego o jakość kadry co sezon utrzymanie w lidze szybko stawało się jedynym realnym celem. Aż w końcu nie udało się go osiągnąć.

Czwarty raz Bordalasa

Gdyby w końcówce września 2016 roku, po siódmej kolejce Segunda Division, ktoś powiedział, że Getafe wywalczy awans, zostałby uznany za niepoczytalnego. Drużyna prowadzona przez Juana Esnaidera przegrała 0:2 z Gironą i z sześcioma zdobytymi punktami zajmowała przedostatnie miejsce w tabeli. Prezydent Angel Torres uznał, że nie ma na co czekać, i zmienił szkoleniowca. Miejsce Argentyńczyka zajął Jose Bordalas.

53-letni Hiszpan pozostawał bez pracy, gdyż w czerwcu został zwolniony z Deportivo Alaves w tydzień po... wywalczeniu z zespołem awansu do Primera. Jego sen o ekstraklasie znów się nie spełnił. Wcześniej dwukrotnie dobijał się do niej w barażach, ale przegrywał je na ławkach Elche i Alcorcon. Trzecia próba okazała się udana, ale prezydent Alaves pokazał mu drzwi. Od razu po przejęciu przez niego Getafe wyniki się poprawiły, już na koniec 2016 roku drużyna była trzecia w tabeli, którego to miejsca nie oddała do końca.

Tuż po zwycięstwie z Tenerife w decydującym meczu barażowym prezydent Torres zapytany, czy on także zamierza zwolnić Bordalasa po wywalczeniu przezeń awansu do elity, odparł, iż nie ma takich planów i wszystko zależy od woli trenera. Temu oczywiście ani przez myśl nie przebiegło podanie się do dymisji.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: tak rodziny Szczęsnego i Boruca śpiewają wielki hit (WIDEO)

Bordalas nie jest jedynym członkiem zespołu Getafe, któremu Primera Division wymykała się długo niczym śliska ryba. Autor dwóch goli w rozstrzygającym meczu z zespołem z Kanarów, Dani Pacheco, wywalczył właśnie trzeci kolejny awans. Najpierw przyczynił się do promocji Betisu, po czym został z niego wypożyczony do Alaves. W tym zespole także był ważną postacią, ale klub z Kraju Basków nie zdecydował się go wykupić, więc wrócił do Sewilli, skąd powędrował do Getafe. Tu pozostanie, gdyż w wypadku awansu automatycznie wchodziła w życie klauzula wykupu. Identycznie wygląda sytuacja Sergio Mory – też wypożyczony z Betisu pracował z Bordalasem w Alaves, też nie było mu dane pozostać na Mendizorrotza, a teraz także został wykupiony przez Getafe.

Z Betisem związany był przez lata Jorge Molina. W sezonie 2015-16 grał już jednak mało i w końcu mu podziękowano, uznając, że jest za stary na występy w Primera. Przeszedł do Getafe, dla którego strzelił w minionej kampanii 20 goli. Mimo 35 lat nie wybiera się na emeryturę. Jeszcze starszy jest Argentyńczyk Daniel Cata Diaz. W 2013 roku, mając 34 lata, opuścił Hiszpanię i z Atletico Madryt wrócił do rodzinnego kraju. Wezwany po spadku na pomoc przez Getafe, w którym występował w latach 2007-12, nie odmówił. – Wiem jedno: do emerytury będę grał w tym właśnie klubie – powiedział po wywalczeniu awansu.

(...)

Cały artykuł do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×