Ważny czas Roberta Lewandowskiego. Grzegorz Lato: "To basior!"

Getty Images / Martin Rose / Staff / Na zdjęciu: Robert Lewandowski w barwach Bayernu Monachium
Getty Images / Martin Rose / Staff / Na zdjęciu: Robert Lewandowski w barwach Bayernu Monachium

Mimo że lato to zwykle sezon ogórkowy, szum wokół najlepszego polskiego piłkarza Roberta Lewandowskiego był duży, bądź... bardzo duży.

Adam Godlewski

Najpierw Robert Lewandowski poskarżył się na kolegów, że za słabo angażowali się w walkę o jego zwycięstwo w klasyfikacji strzelców Bundesligi. Potem oliwy do ognia w "Kickerze" dolał jego menedżer Maik Barthel, a nieco później odbywało się zakulisowe poszukiwanie kontaktów z pionem sportowym... Chelsea Londyn. Na koniec zaś "RL9" podczas podróży lotniczej Bayernu na letnie tournee dał się sfotografować w samolocie w t-shircie Nike, a zatem swego indywidualnego sponsora, mimo że na taką okoliczność powinien włożyć służbowe wdzianko monachijczyków z trzema paskami.

Jakie były przyczyny zamieszania, które osobiście wywołał i podsycał kapitan naszej reprezentacji? Odpowiedź wydaje się jednoznaczna - opisana inscenizacja miała miejsce po to, aby dać do zrozumienia bawarskiemu pracodawcy, że najbliższy sezon powinien być ostatnim w owocnej dla obu stron współpracy. I wysłać sygnał całemu światu, że nasz rodak dojrzał do przeprowadzki.

Inna sprawa, że forma komunikacji mogła wielu zaskoczyć. Wizerunek Lewandowskiego, zarówno w Niemczech, jak i w Polsce był przecież dotąd nieskazitelny. Kariera Roberta rozwija się wspaniale, piłkarz prowadzi się mega profesjonalnie, ma udane małżeństwo, niedawno został szczęśliwym tatą, na dodatek to żona Anna dba o dietę-cud bramkostrzelnego napastnika. Dzięki takiemu zapleczu "RL9" gole zdobywa na zawołanie, zaś pieniądze same pchają się do portfela - a przede wszystkim na konto - najlepiej zarabiającego (20 mln euro za sezon, tylko z podstawowego źródła) polskiego sportowca wszech czasów.

Czy można chcieć czego więcej w takich okolicznościach? Otóż - można! Jak się okazuje Robertowi, choć głośno tego nie mówi, brakuje trofeów w gablocie, sławy na poziomie globalnym, najlepiej potwierdzonej w plebiscycie o Złotą Piłkę, a także... jeszcze większych apanaży. Można oczywiście w tym momencie pokusić się o postawienie tezy o braku pokory i niezwykłej pazerności nie tylko na sukcesy, z drugiej jednak strony - czy syty sportowiec miałby motywację do dalszego samodoskonalenia?

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: palą koszulki Neymara. Kibice Barcy mają dość (WIDEO)

Nie ma przecież sensu nikogo oszukiwać v- gdyby nawet jutro "Lewemu" znudziła się kariera i pojutrze przestał grać w piłkę, bieda nie miałaby prawa dogonić jego rodziny przez 17 kolejnych pokoleń. To tygodnik "Piłka Nożna" podał przecież jako pierwszy prawdziwą wysokość nowego kontraktu Roberta z Bayernem Monachium, którego wartość - przy przeliczniku euro z ubiegłego tygodnia - przekroczyła (i to bez bonusów za snajperską armatę, czy miejsce w trójce w przywołanym plebiscycie "France Football" -  które w minionym sezonie przeszły bokiem) 85 milionów złotych za rok gry w Monachium. Co zapewnia dzienny wpływ na poziomie przekraczającym 233,5 tysiąca PLN. Tyle że z całą pewnością wcale nie tylko status materialny, a nawet nie w pierwszej kolejności, zaprocentował u "RL9" bezczelną pewnością siebie.

Ma prawo wybrzydzać !

 - Robert ma prawo wyrazić swoje zdanie, czy niezadowolenie. A nawet ponarzekać, czy wręcz wybrzydzać, ponieważ wywalczył sobie status największej gwiazdy nie tylko Bayernu Monachium, ale całej Bundesligi - uważa jedyny polski król strzelców mistrzostw świata, Grzegorz Lato.  - A nie wolno zapominać, że Bundesliga jest specyficzna, brutalnie weryfikuje mocnych tylko w gębie, zaś Polaków wcale tam nie kochają. Jeśli więc Robert mimo takiego nastawienia, a naprawdę Niemcy zawsze z wyższością patrzyli i odnosili się do naszych piłkarzy, wybił się zdecydowanie na pierwszy plan - ma pełne prawo korzystać z przywilejów. I to bez obaw, że narobi sobie kłopotów, albo coś straci przez wypowiedzi, w których komuś nastąpi na odcisk.

Nikt za to nie może sobie pozwolić na lekceważenie jego słów. Ilu jest bowiem piłkarzy, którzy regularnie z roku rok strzelają po 30 goli w Bundeslidze? A skoro zapracował sobie na taką pozycję, może otwarcie mówić również o swoich marzeniach dotyczących kolejnego klubu. Jeśli zresztą Madryt przejadł się już Cristiano Ronaldo, to Lewandowski jest jednym z kilku naprawdę nielicznych piłkarzy na świecie, którzy mają prawo uważać, że byliby w stanie zastąpić Portugalczyka w Realu. Kiedy zresztą miałby to zrobić, jeśli nie w wieku 29 lat? Teraz jest przecież w optymalnym momencie kariery.

Lato oczywiście nie bez kozery przywołał nazwę Królewskich, Madryt to na dziś - ale nie od dziś - jedyny kierunek, który Lewandowski mógłby obrać z Monachium. Nawet kiedy Robert w mediach, czyli oficjalnie grymasił, a zakulisowo jego agenci sondowali, jak wyglądają szanse na poważne rozmowy z Realem i/lub Chelsea jeszcze w bieżącym okienku - co okazało się pod hiszpańskim adresem nierealne - londyńska opcja (choć podobno wybrana na prośbę zawodnika) od początku wydawała się jedynie straszakiem. Bo już następnego dnia, kiedy okazało się, że na Santiago Bernabeu tego lata nie ma kasy/chęci/możliwości, aby wystartować w wyścigu po kartę Lewego, Anglia także miała stracić cały urok, choć akurat w zespole mistrza Premier League Lewandowskiego przyjęto by w otwartymi ramionami.

- Robert wszedł w apogeum kariery, dziś z pewnością jest napastnikiem kompletnym. Jednym z trzech, czterech, a najwyżej pięciu najbardziej pożądanych zawodników na świecie. Nie dziwię się, że kluby ustawiają się w kolejce po transfer Lewandowskiego. Ma taką klasę, że dziś pasowałby do absolutnie każdego klubu na świecie. A mówię nie tylko o poziomie sportowym. Również o tym, jak świetnie poukładany jest jako człowiek. I jak fantastycznie panuje nad emocjami, dzięki czemu z dużym spokojem reaguje na ataki obrońców. Często bezpardonowe, a także kopanie, szczypanie, drapanie. Potrafi także po męsku wpieprzyć się w rywala, choć robi to niezwykle rzadko - komplementuje godnego następcę w ataku reprezentacji Polski Lato.

- Ma świetną technikę, ale jest także szybki, wytrzymały, a przede wszystkim - silny. Potrafi się fenomenalnie zastawiać, mocno trzyma się na nogach, i z pewnością niejeden przeciwnik oszukał się, starając się przepchnąć Roberta. Ba, jest w stanie odeprzeć fizyczne ataki nawet wówczas, gdy rywale podwajają, a nawet potrajają. To... basior!

Prawda jest zresztą taka, że Robert na boisku, kiedy trzeba, potrafi być nieprzyjemny, zaś poza placem gry także nauczył się cenić. Od dawna - o czym także jako pierwsi informowaliśmy na łamach "PN" - nie udziela zgody na wykorzystanie własnego wizerunku, jeśli kwota nie sięga równowartości 250 tysięcy euro. A dobrze zorientowani w temacie "Lewego" są przekonani, że podczas negocjacji o ostatniej podwyżce w Bayernie - oprócz wyższych apanaży - liczył także na... nowe auto z najwyższej półki. W rozmowach z Bawarczykami ten temat nawet się nie pojawił, co być może wpłynęło na fakt, że z wynegocjowanych warunków - najwyższych w historii Bundesligi - nie był do końca zadowolony.

Co zapewne oznacza, że samoocena Roberta - do której każdy człowiek ma prawo – jest jeszcze wyższa niż mniemanie szefów bawarskiego klubu na jego temat. A w końcu nikt nie jest lepiej zorientowany od "Lewego", ile jego gra znaczy dla drużyn, w których występuje.

Faworyt do korony na mundialu 

 - Chuchajmy i dmuchajmy na Roberta, piłkarz takiej klasy rodzi się w Polsce raz na dwie, trzy dekady. Właściwie tylko w moich czasach było nas więcej - na myśli mam Kazia Deynę, Włodka Lubańskiego, Roberta Gadochę, czy Andrzeja Szarmacha - potem pojawiały się już wyłącznie jednostki na najwyższym światowym poziomie - kontynuuje komplementowanie Lewandowskiego Lato.

- Trzeba odpukać w niemalowane drewno, aby przed mundialem w Rosji nie doznał kontuzji. Nie wyobrażam sobie reprezentacji Polski bez Roberta w składzie, nasza drużyna jest uzależniona od kapitana. Bardzo dobrze się stało, że Adaś Nawałka przekazał opaskę właśnie jemu, bo nikt inny nie zasługiwał na to wyróżnienie. To zespół Lewandowskiego, więc naturalne, że za wynik w największym stopniu odpowiada - i czuje się odpowiedzialny - właśnie Robert.

- A swoją drogą - nie tylko nie zmartwiłem się, że mnie wyprzedził w klasyfikacji uwzględniającej zdobywców goli dla reprezentacji po ostatnim eliminacyjnym meczu z Rumunią, ale mocno ściskam kciuki, żeby szybko wyprzedził także Włodka Lubańskiego. A potem ustanowił strzelecki rekord naszej kadry odpowiadający dzisiejszym światowym standardom. Lewandowski ma szansę zostawić nas daleko z tyłu i zająć pierwsze miejsce na długie dziesięciolecia. I niech tego dokona, najlepiej prezentując dużą skuteczność także na najbliższym mundialu, szczerze Robertowi kibicuję!

Mówiąc o Nawałce Lato trafił w punkt. Na dodatek w czuły Roberta, którego ego miło połechtało zaufanie wyrażone przez selekcjonera reprezentacji Polski, jeszcze zanim "Lewy" zaczął ścigać się wyłącznie z historycznymi osiągnięciami poprzedników z dawnych lat, a jego przywództwo w kadrze nie było jeszcze tak oczywiste jak dziś. Stąd relacje na linii trener kadry-kapitan układają się idealnie. Określając kolokwialnie, szkoleniowiec drużyny narodowej kupił względy "RL9" w najlepszym dla wszystkich stron tego układu momencie.

- OK, Robertowi brakuje jeszcze tytułu króla strzelców mundialu, ale już w przyszłym roku będzie miał okazję przynajmniej dogonić mnie i pod tym względem - uzupełnia zdobywca 45 goli w barwach narodowych, z których aż 10 Lato ustrzelił na trzech mundialach (7 w Niemczech w 1974 roku, 2 w Argentynie w 1978, i 1 podczas Espana ’82).  - Na pewno będzie jednym z głównych faworytów, ale tylko pod takim warunkiem, że nasza reprezentacja wyjdzie z grupy, a najlepiej, żeby pozostała w rosyjskim turnieju co najmniej do piątego spotkania. A przecież przy utrzymaniu aktualnego miejsca w rankingu i rozstawieniu w pierwszym koszyku, jest to realne. A Robert już przecież wie, po mistrzostwach Europy we Francji, jak smakuje duży turniej, i o ile wzrasta skala trudności.

Uli Hoeness, prezes Bayernu, o swoich kontaktach z naszym asem aż tak ciepło jak selekcjoner Nawałka mówić nie może, nawet… gdyby chciał. A zdaje się, że ostatnio, kiedy zabrał oficjalnie głos w kwestii ewentualnego transferu Lewandowskiego z Bayernu - już chyba ze świadomością, że fochy Roberta z ostatnich tygodni miały służyć przygotowaniu wyjściowych pozycji pod przyszłoroczne letnie okienko transferowe - nie miał nawet takiego zamiaru.

W każdym razie w emocjach wypalił, że skoro kontrakt jest ważny do 30 czerwca 2021 roku, to do tego czasu polski gwiazdor Bayernu będzie grał w Monachium. A nieoficjalnie, już po manifestacji odzieżowej w wykonaniu Lewego na pokładzie klubowego samolotu, miał dać do zrozumienia doradcom zawodnika, że jeśli sytuacja się powtórzy - odbierze demonstrantowi trzy miesięczne pensje, gdyż w umowie ma być na taką okoliczność stosowny zapis.

Zastosowana forma perswazji poskutkowała, a może po prostu "RL9" osiągnął już to, co zamierzał, w każdym razie as Bayernu ponownie ciepło wypowiada się o kolegach i szansach monachijczyków na obecny sezon, które w oficjalnej ocenie naszego rodaka wyglądają nawet lepiej niż przedstawiają to władze klubu z Saebener Strasse. Zmiana frontu jest zresztą logiczna, koncyliacyjna postawa nikomu przecież jeszcze nie zaszkodziła. Być może na refleksję i modyfikację strategii Roberta wpłynęła także krytyczna ocena kogoś z jego bliskiego otoczenia... Trudno bowiem oprzeć się refleksji, że na finiszu wyścigu o snajperską armatę z Pierrem-Emerickiem Aubameyangiem nie tylko od kolegów "RL9" można było wymagać nieco więcej; od samego "Lewego" - zwłaszcza w ostatnim spotkaniu poprzedniego sezonu Bundesligi  - również.

Bezawaryjny, długoterminowy

Nie sposób wykluczyć, że kapitan Biało-Czerwonych za dużo wymagał - przede wszystkim od siebie -  w sytuacji, kiedy po raz pierwszy został ojcem, co siłą rzeczy musiało doprowadzić do rewolucji w życiu prywatnym? Nie wolno też pomijać faktu, że prowadzi też - między innymi - deweloperskie inwestycje na dużą skalę, w osiedle apartamentowców na warszawskich Szczęśliwicach zainwestował grube miliony złotych. Czyli od razu rzucił się na głęboką wodę w biznesie. Co jednak w żaden sposób nie powinno odbić się na długości sportowej kariery "Lewego".

W każdym razie w tej kwestii król strzelców Weltmeisterschaft 1974 nie ma żadnych wątpliwości: - Poza wszystkimi innymi atutami, a wiadomo, że szybkość i wytrzymałość ma wrodzone, Robert wyróżnia się na tle światowej czołówki tym, że jest bezawaryjny, on praktycznie nie miewa poważnych kontuzji. Biorąc więc pod uwagę, że to zawodowiec pełną gębą, który prowadzi się w sposób wzorowy, to przy obecnym rozwoju medycyny na dobrym światowym poziomie może pograć do 35 roku życia. Czyli jeszcze sześć sezonów. Pod tym względem przypomina mi... Latę – ocenia Lato.

- Skończyłem zawodowo grać w piłkę w wieku 34 lat, choć jeszcze proponowano mi kolejny profesjonalny kontrakt. Byłem jednak po operacji ścięgna Achillesa i uznałem, że już wystarczy. Zapłaciłem za... zbytnią pewność siebie. Zachciało mi się zakładać siatki obrońcy, który w końcu nie wytrzymał, i wstając władował mi się w oba achillesy. To pewna przestroga dla Roberta - nawet mając techniczną i szybkościową przewagę nad rywalami nie warto na boisku cwaniakować. Nigdy bowiem nie wiadomo, w jakim stopniu przeciwnik panuje nad emocjami...

Źródło artykułu: