Nazywano ich "Arabami", bo pochodzili z Bliskiego Wschodu. Handlowali papierosami, mieli w Tyraspolu swojego lokalnego szefa. Jeden z "Arabów" mieszkał tam na stałe, doglądał interesu. Szybko wydano na niego wyrok. Szef miejscowy miał się wystraszyć, ale tego nie zrobił, więc i on pożegnał się z życiem. Zabójstwa, według opowieści, miał zlecić jeden z właścicieli Sheriffa.
- Jest dużo podobnych historii. Ciężko zweryfikować, czy to prawda, czy plotka - zaznacza dr Piotr Oleksy z Instytutu Kultury Europejskiej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Tak czy inaczej, i to już jest prawda, walkę o pieniądze i władzę w Naddniestrzu, na dzikim wschodzie Europy, wygrał "Szeryf".
Czarna dziura
- Być może oglądałem za dużo thrillerów o Zimnej Wojnie, ale po tym, jak wraz z ekipą BBC zostałem przez KGB zatrzymany za szpiegostwo, miałem wizję spędzenia kilku lat w ciemnej celi i pisania planów ucieczki na papierze toaletowym - pisał w reportażu dziennikarz angielskiej stacji Simon Reeve, autor cyklu dokumentów "Miejsca, które nie istnieją".
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Bolt i Mourinho świętują, Mayweather trenuje do upadłego
Republika Naddniestrzańska jest państwem, którego nie ma. Vladimir Voronin, były prezydent Mołdawii, opowiadał Anglikowi: - To czarna dziura nielegalnego handlu. Mamy tam do czynienia z niekontrolowaną migracją, kontrabandami, handlem bronią, ludźmi i narkotykami.
W 2003 roku jego samego, głowy mołdawskiego państwa, nie wpuszczono na stadion w Tyraspolu. To był skandal i upokorzenie jakich mało.
Państwo, którego nie ma
Pół miliona ludzi żyje na tym pasie ziemi we wschodniej części Mołdawii (sąsiadującym z Ukrainą), długim na 200 km i szerokim maksymalnie na 15 km. Położonym na lewym brzegu Dniestru. 2 września 1990 roku miejscowa klika polityczno-biznesowa ogłosiła powstanie nowego państwa, Naddniestrzańskiej Mołdawskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. Bała się o swoje interesy, a jej niepodległościowe hasła trafiły na podatny, lokalny grunt. Ludność obawiała się bowiem zjednoczenia z Rumunią.
Niecały rok później separatyści ogłosili niepodległość, do akcji wkroczyła mołdawska armia próbująca zaprowadzić porządek. Nie miała jednak szans, skoro miejscowych wspierała stacjonująca tam 14. Armia Rosyjska. I to nic, że wcześniej podpisano porozumienia o wycofaniu z tych terenów sowieckich wojsk.
Od tamtej pory Naddniestrzańska Republika Mołdawska (zmieniono nazwę) funkcjonuje de facto jako oddzielny byt. Ma własne wojsko, parlament, prezydenta, walutę i wszystko, czego potrzebuje niezależne państwo. Ma też demokratyczne wybory, choć są one fikcją. Oficjalnie na świecie uznają ją, również nie uznawane - Osetia Południowa i Abchazja. Robi to też Władimir Putin, ale już po cichu. Dzięki temu trzyma Mołdawię w szachu, ma też kolejne "swoje" miejsce graniczące z Ukrainą.
Lenin pozdrawia
Dziś Naddniestrze na swojej fladze ma radziecki sierp i młot. A w Tyraspolu, stolicy tego parapaństwa, z pomników pozdrawia Włodzimierz Lenin.
Słaba Mołdawia nie jest w stanie nic z tym zrobić.
To na pewno specyficzne miejsce, wielu określa, że jest skansenem sowieckości. Dr Oleksy - jak mówi - do Naddniestrza jeździ regularnie od kilku lat, raz albo dwa w roku. Ludziom żyje się tam ani lepiej, ani gorzej niż np. w Mołdawii, choć w ostatnich latach republikę dotknął kryzys gospodarczy. Na pewno jednak Naddniestrzanie prowadzą w jakiś sposób podwójne życie. Nieuznawanie republiki na świecie ma swoje konsekwencje.
Opowiada: - Miejscowych paszportów nikt nie uznaje, więc mieszkańcy mają też dokumenty rosyjskie, ukraińskie i mołdawskie. Często po dwa, trzy. Naddniestrze mają swoją sieć komórkową, która nie działa jednak w systemie gsm. Są więc inne karty sim. Żeby zadzwonić za granicę, na koncie trzeba mieć minimum 200 dolarów. A to bardzo dużo. Większość osób ma więc komórkę lokalną i aparat w sieci np. ukraińskiej. Czasem problemy sprawia poczta, więc podaje się adresy znajomych w Mołdawii czy na Ukrainie.
Polak po załatwieniu kilku formalności wjedzie tam bez problemu. Dr Oleksy obala przy okazji jeden mit. Nie trzeba mieć kieszeni wypełnionych gotówką na łapówki dla celników i policjantów. Mówi: - Niewielki mandat zapłaciłem raz i to najprawdopodobniej z mojej winy. Łapówka może się zdarzyć, ale większość takich historii zwalałbym na niefrasobliwość turystów.
- Jest w Naddniestrzu mnóstwo pomników Lenina, rewolucji. Faktycznie, jeśli się tu przyjedzie i pobędzie kilka dni, można poczuć tego radzieckiego ducha. Jednak to też nasza własna projekcja, bo wiele osób ZSRR już nie pamięta. Jest to raczej wyobrażenie o sowieckości. Kalka, która ułatwia nam umiejscowienie Naddniestrza w naszym wyobrażeniu - diagnozuje dr Oleksy.
Nie ma jednak wątpliwości: - To jest prowincjonalna część, najbiedniejszego i najbardziej prowincjonalnego państwa w Europie. Życie w Tyraspolu, choć to stolica, jest życiem na prowincji.
Rządzi tu Szeryf
Na tej prowincji rządzi Sheriff. Kamil Całus, ekspert ds. Mołdawii z Ośrodka Studiów Wschodnich, mówi nam: - To jest państwo w parapaństwie. Koncern Sheriff stanowi kręgosłup gospodarki tej republiki.
Jeszcze raz dr Oleksy: - Plotki to jedno, ale na pewno biznes Sheriffa rozkwitł na zasadzie wojny gangów. Było kilka grup rywalizujących o poszczególne obszary biznesu: papierosy, alkohole. Wiktor Guszan, szef Sheriffa wraz z Ilią Kazmały, przy wsparciu innych grup, potrafili wywalczyć sobie przewagę, byli w tym najbardziej brutalni i skuteczni. Zaczęli od rynku tytoniu.
W 1993 roku dwóch funkcjonariuszy lokalnego MSW, Wiktor Guszan i Ilia Kazmały założyli firmę Sheriff. Jeszcze jedna historia, która nie wiadomo do końca, czy jest plotką, czy prawdą. Nawiązuje do zabicia "Araba".
- Ponoć gdy zabójcy chcieli go zabić, on akurat zamienił się autem ze swoim znajomym. Tym kolegą był znaczący bandyta z Ukrainy. Był "worem w zakonie", czyli kimś bardzo ważnym w tamtejszym światku. I początkowo to on zginął. Za ten błąd szef grupy zabójców poniósł karę. Wyrok wydano i na niego - opowiada dr Piotr Oleksy.
- Dzięki bliskiej współpracy z elitami politycznymi i klanem rządzącym - szczególnie z rodziną władającego Naddniestrzem od jego początków aż do 2011 roku "prezydenta" Igora Smirnowa - koncern liczyć mógł na liczne przywileje - m.in. dogodne regulacje podatkowe, zwolnienia z opłat importowych, wyłączne licencje handlowe etc. W rezultacie w ciągu zaledwie kilku lat firma ta zdołała podporządkować sobie właściwie wszystkie dochodowe gałęzie naddniestrzańskiej gospodarki (usługi, handel, telekomunikację oraz część sektora produkcyjnego). Rzecz jasna same władze Naddniestrza również zyskiwały finansowo na rozwoju spółki - tłumaczy nam Kamil Całus, ekspert ds. Mołdawii z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Po prostu dostawały swoją dolę.
Tak jak rósł biznes, tak rosła i chęć jeszcze większej władzy. Z czasem Sheriff zaczął sponsorować partię Obnowlienie (czyli Odnowa), zaczął rządzić separatystycznym parlamentem.
Dr Oleksy: - Kiedy rządził poprzedni prezydent Jewgienij Szewczuk, to była rywalizacja między obozem Sheriffa, który kontrolował parlament, a obozem prezydenta. To był ostry konflikt. I Sheriff przejął władzę pod koniec 2016 roku.
Od grudnia ubiegłego roku prezydentem Naddniestrza jest Wadim Krasnosielski. Nikt nie ma złudzeń, to obrońca interesów firmy.
NA KOLEJNEJ STRONIE PRZECZYTASZ O PRZEMYTNICZYM RAJU, Z KTÓREGO RÓWNIEŻ KLUB MA PIENIĄDZE. DOWIESZ SIĘ JAK TO MOŻLIWE, ŻE SHERIFF GRA W MOŁDAWSKIEJ LIDZE I DLACZEGO JEST MIEJSCOWYM BAYERNEM. ORAZ CO STAŁO SIĘ Z DZIENNIKARZEM BBC PO ZATRZYMANIU PRZEZ KGB.
[nextpage]
Przemytniczy raj
Interesy są rozległe. Były prezydent Mołdawii mówił dla BBC o przemytniczym raju. Kamil Całus tłumaczy: - Bardzo wiele wskazuje na to, że znaczna (choć trudna do precyzyjnego określenia) część przychodów firmy pochodzi z przemytu. Osoby i spółki powiązane z Sheriffem korzystają w tym celu z relatywnie kiepsko strzeżonej i liczącej sobie ok. 400 km granicy między Naddniestrzem a Ukrainą.
Wyjaśnia dalej: - Aż do przełomu czerwca i lipca tego roku granica ta (mimo że z punktu widzenia prawa międzynarodowego jest granicą mołdawsko-ukraińską) znajdowała się zupełnie poza kontrolą Kiszyniowa. Nadzorowały ją więc – prócz celników i pograniczników naddniestrzańskich - wyłącznie służby ukraińskie, których część brała udział w procederze przemytniczym i czerpała z tego zyski.
Korzyści z handlu bronią na pewno czerpały za to lokalne władze. Ekspert z OSW wyjaśnia: - Nielegalny handel bronią rzeczywiście ma miejsce w Naddniestrzu (choć skala tego procederu wydaje się w ostatnich latach nieco zmniejszać) i dzieje się za przyzwoleniem władz. Nie wydaje się jednak, by był on bezpośrednio związany z działalnością którejkolwiek z firm wchodzących w skład koncernu Sheriff, który produkcją i dystrybucją broni się nie zajmuje. Kluczowe jest tu jednak słowo "bezpośrednio". Z drugiej bowiem strony, jak już wspomniałem, obecne władze naddniestrzańskie są w zasadzie politycznym ramieniem holdingu. Oznacza to, że w ten czy inny sposób spółka ponosi odpowiedzialność za tego typu proceder i musi na nim korzystać.
Dopiero na początku tego lata mołdawskie władze nieco zacieśniły współpracę z Ukraińcami. Wskaźniki przemytu trochę spadły. Ale tylko trochę.
- Z drugiej strony holding osiąga także pokaźną część zysków dzięki klasycznej działalności handlowej i produkcyjnej - zaznacza Kamil Całus. - Posiada m.in. sieć stacji benzynowych, supermarketów, sieć telefonii komórkowej, nowoczesny zakład produkujący tekstylia oraz fabrykę alkoholi KVINT, produkującą znane szeroko na terenie byłego ZSRR brandy o tej samej nazwie.
Piłkarska potęga Szeryfa
W 1997 roku Sheriff założył w Tyraspolu klub piłkarski o tej samej nazwie. Nie żałował na niego pieniędzy. Na zachodnich przedmieściach miasta powstał nowoczesny kompleks sportowy z ośmioma boiskami treningowymi, pięciogwiazdkowym hotelem, akademią piłkarską i stadionem na 15,5 tysiąca widzów.
Skoro są pieniądze, to była też przez lata dobra drużyna. Sheriff Tyraspol jest młodym klubem i już potentatem. Piętnaście razy zdobywał mistrzostwo Mołdawii, 3-krotnie grał w fazie grupowej Ligi Europy. Ligę wygrywał z przewagą kilkunastu punktów nad resztą stawki. W ostatnich dwóch sezonach już się jednak męczył. Najpierw stracił mistrzostwo na rzecz Milsami Orgiejów. A w ostatnich rozgrywkach o jego mistrzostwie zadecydowały rzuty karne w dodatkowym meczu z Dacią Kiszyniów.
W pierwszej połowie 2013 roku grał tam polski obrońca Krzysztof Król. Wtedy w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" dzielił się wrażeniami: - Drużyna co roku gra w eliminacjach Ligi Mistrzów lub Ligi Europy (...) Tyraspol nie jest za duży, ale ładny, zwłaszcza te kamieniczki. Za miastem już brzydziej, biedniej. Poza tym można dobrze zjeść. Przede wszystkim w jedzeniu nie ma chemii. Kompleks sportowy jest fantastyczny, ogromny! Porównałbym go do tego... z Realu Madryt!
Kamil Całus: - Klub finansowany jest z pieniędzy koncernu Sheriff, którego dochody w dużej mierze pochodzą ze źródeł pół- lub całkowicie nielegalnych. Bardzo wiele wskazuje na to, że znaczna (choć trudna do precyzyjnego określenia) część przychodów firmy pochodzi z przemytu.
Trzeba jednak napisać, że skoro cały region ma ostatnio kłopoty gospodarcze, to i w klubie piłkarskim przestało się przelewać. Ciągle jednak Sheriff jest wypłacalny, nie ma tu większych problemów.
Separatyzm nie w sporcie
Sukcesy klubu są oczywiście na każdym kroku wykorzystywane. Dr Piotr Oleksy: - To jest ważny element tożsamości dla tych ludzi. Życie codzienne nie jest zbyt barwne, największą rozrywką jest wyjazd na dyskotekę do Odessy albo nad morze. Ogólnie szarzyzna, a tu mamy klub regularnie grający w europejskich pucharach. Myślą sobie tak: gramy w lidze mołdawskiej i cały czas pokazujemy tym Mołdawianom, że to my jesteśmy lepsi. Wielu ludzi szczerze im kibicuje. Szczególnie młodych, choć ogromnego szaleństwa na punkcie klubu nie widziałem.
Kamil Całus nie ma wątpliwości, że piłka jest też narzędziem propagandy separatystycznego sukcesu. Mówi: - Aż do 2006 roku stadion w Tyraspolu był jedyną dopuszczoną przez UEFA do rozgrywania meczów reprezentacji Mołdawii areną sportową. Innymi słowy, reprezentacja piłkarska tego kraju - a więc, w powszechnym uznaniu jeden z symboli narodowych - zmuszona była do grania terenie separatystycznego regionu, który skutecznie opierał się wobec prób podporządkowania go władzom w Kiszyniowie.
- Już to stanowiło dla Naddniestrza swoisty sposób quasi-legitymizacji. Tyraspol mógł w ten sposób mówić światu: kto jest tu w końcu poważniejszym, prawdziwszym państwem? Uznana międzynarodowo Mołdawia, której nie stać nawet na własny stadion piłkarski, czy my, nieuznani, ale zdolni do budowy najwspanialszego kompleksu sportowego w promieniu setek kilometrów?
Od razu trzeba wyjaśnić, jak to w ogóle możliwe, że klub z separatystycznej republiki gra w lidze mołdawskiej. Otóż, nie jest wyjątkiem. Dr Adam Eberhardt z Ośrodka Studiów Wschodnich pisał kilka lat temu w pracy pt. "Paradoksy mołdawskiego sportu. Przyczynek do analizy konfliktu naddniestrzańskiego".
"W interesie separatystów jest kompromis z Kiszyniowem przede wszystkim w kwestiach handlowych (wszystkie naddniestrzańskie firmy, zainteresowane eksportem produkcji, muszą być zarejestrowane w Mołdawii), ale taką dziedziną jest również sport. Pozostając częścią mołdawskiej przestrzeni sportowej, Naddniestrze unika izolacji, a także czerpie korzyści propagandowe - sukcesy sportowców pochodzących z Naddniestrza (mimo że formalnie osiągają je pod flagą Mołdawii, korzystając ze środków z budżetu mołdawskiego) są używane przez tamtejsze władze jako dowód witalności separatystycznej republiki oraz jej uznania międzynarodowego. Władze w Tyraspolu, wzorem większości reżimów autokratycznych, nie szczędzą wydatków na sport, który postrzegają jako dogodną płaszczyznę rywalizacji z niedoinwestowaną pod tym względem Mołdawią.
Władze w Kiszyniowie zdają się akceptować ten stan rzeczy, nie podejmują rywalizacji z separatystami, lecz postrzegają wspólną przestrzeń sportową jako ważny instrument przeciwdziałania pogłębieniu podziału kraju. Oczywiście Mołdawia czerpie również korzyści stricte sportowe - najlepsi sportowcy ze zbuntowanego regionu wzmacniają kraj w rywalizacji międzynarodowej".
Znienawidzony lokalny Bayern
- Oni nie mają żadnych kibiców po prawej stronie Dniestru - mówi nam mołdawski dziennikarz sportowy Mihai Burciu. - Obywatele Mołdawii uważają, że Sheriff nie reprezentuje ich, tylko interesy oligarchów z Naddniestrza. Właściciel nie kocha Mołdawii i o nią nie dba.
Na dodatek Sheriff zmienił ostatnio politykę transferową. Stał się lokalnym Bayernem Monachium. I jeszcze bardziej wkurza resztę. Jeszcze raz Mihai Burciu: - Wcześniej Sheriff sprowadzał wielu obcokrajowców, Chorwatów, Brazylijczyków. W tym roku wypróbowano jednak nową strategię. Kupił najlepszych piłkarzy od największych rywali. Zabrali kapitana Zimbru Kiszyniów - Iona Iardana, kapitana Dacii Kiszynów - Wiaczesława Posmaca oraz kapitana Milsami Orgiejów - Petru Race.
Najlepszy jest środkowy pomocnik, 31-letni Josip Brezović. W poprzednim sezonie strzelił 12 goli, 14 razy asystował. W tym 7 goli w 6 meczach strzelił już 18-letni Mołdawianin Vitali Damascan. Warto też zwrócić uwagę na dwóch ofensywnych zawodników z Afryki - Zggiego Badibanę i Cyrille'a Bayalę. Trenerem od października jest Włoch o libijskich korzeniach, Roberto Bordin. W 3. rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów wyeliminował Sheriffa azerski Karabach Agdam (1:2, 0:0).
Legia Warszawa nie ma się kogo bać (pierwszy mecz odbędzie się w czwartek o godzinie 20:45).
Zatrzymany za rzekome szpiegostwo dziennikarz BBC też nie musiał się obawiać. Wspominał: - Na szczęście KGB poczęstowało nas sałatkami, dało nam na pamiątkę swoje odznaki i puściło wolno.
jak byłem dzieckiem to polskie kluby zawsze grały w pucharach wiosną.nie wyobrazlem sobie ze mogą pregrać z druzynami z grecji turcji czy szwajcarii.
Czytaj całość
Można im takiej bazy śmiało pozazdrościć. Czytaj całość