Jak zostać drugim Leicester. Historia Huddersfield Town

Getty Images / Na zdjęciu: John Smith's Stadium klubu Huddersfield Town
Getty Images / Na zdjęciu: John Smith's Stadium klubu Huddersfield Town

Huddersfield dla Davida Wagnera to najbardziej niedoceniany zespół w historii Premier League. Jeśli klub uzyskuje awans z ujemnym stosunkiem bramkowym, próżno jednak szukać tych, którzy nie zgodziliby się z tezą amerykańskiego szkoleniowca.

Świeżo pozyskana gwiazda Patrick Worthington zapisuje w swoim kontrakcie klauzulę, iż dla podbicia stanu swojego konta, zaprojektuje koszulki meczowe nowej drużynie. Gdy podczas 16 ostatnich spotkań ligowych jego zespół strzela jedynie dwie bramki, napastnik nawołuje swoich kolegów do buntu wobec pracodawców.

Od tego czasu szatnia żąda 20 funtów premii za każdy zdobyty punkt. Szefowie zespołu przyjmują protest piłkarzy za akt zdrady i wystosowują publiczne oskarżenie wobec podopiecznych. Worthington zostaje zawieszony ze względów dyscyplinarnych, a klub rozpada się w pył. W takich okolicznościach wypadało Huddersfield Town rozegrać swój ostatni sezon w angielskiej ekstraklasie.

Był rok 1972, a świat piłki w międzyczasie zdążył przejść skok nie o jedną, pal licho dwie, lecz co najmniej o trzy epoki. Kwotę, o którą wykłócali się 45 lat temu zawodnicy "The Terriers", idole dzisiejszych pokoleń zarabiający po sufity swoich mieszkań, nie podnieśliby z ziemi na ulicy. Jest niewiele miejsc na ziemi, gdzie upływ tak długiego okresu nie pozostawiłby na sobie żadnego śladu. Jednym z nich jest północna Anglia, a jedyną różnicą, jaką przeciętny mieszkaniec Huddersfield mógłby dostrzec w swoim życiu, jest przybycie jednego mężczyzny - Davida Wagnera.

- Będę z wami szczery. Gdy otrzymałem ofertę z Huddersfield, musiałem wpisać nazwę klubu w Google. Nigdy o was wcześniej nie słyszałem - wspomina 45-letni Amerykanin początki swojej przygody. To pierwszy w 107-letniej historii klubu szkoleniowiec spoza Wysp Brytyjskich. Wagner, aby wyjść choć na moment z tłumu aspirujących trenerów, ówczesny menedżer rezerw Borussii Dortmund, odrzucił w 2015 roku ofertę posady asystenta Liverpoolu u boku Jurgena Kloppa. Notabene świadka na jego ślubie.

ZOBACZ WIDEO Tak Lewandowski zdobył gola. Zobacz skrót Bayern - Bayer [ELEVEN]

Szkoleniowiec w debiutanckim sezonie ledwie utrzymał zespół w Championship. Wylądował jedno miejsce nad kreską. Wątpliwy sukces pozostawił falę negatywnych komentarzy wśród brytyjskich ekspertów. Wagner był wielokrotnie krytykowany, iż w świątyni fizycznej piłki, jakim jest angielska druga klasa rozgrywkowa, stosował zbyt piękny dla oka, ofensywny futbol. Sztuka dla sztuki nie spodobała się m.in. doświadczonemu angielskiemu trenerowi, Ianowi Hollowayowi, który wyznał, iż przed rozpoczęciem ubiegłego sezonu postawił sporą sumę pieniądze na to, że Huddersfield z hukiem spadnie z ligi. "The Terriers" wbrew oczekiwaniom samych siebie zajęli 5. miejsce w stawce, a dzięki wygranym play-offom po 45 latach wrócili do angielskiej elity.

- Pozostanę wierny mojemu stylowi, gdyż w piłce nożnej nie ma miejsca na limity - komentował amerykański szkoleniowiec sensacyjny awans swoich podopiecznych.
Śmiałe stwierdzenie, lecz droga do sukcesu Huddersfield nie wiodła przez jazdę pasem szybkiego ruchu. Była raczej slalomem po rozżarzonych węglach. W grudniu po serii sześciu porażek klub z przedmieść Manchesteru znalazł się po raz pierwszy w sezonie poza strefą awansu do Premier League. Zaczęły się tarcia miedzy zarządem, a Wagner był o krok od odejścia do Wolfsburga.

Gdy szukał odpowiedniej oferty mieszkania w mieście Volkswagena, nagle odezwała się w nim nutka sentymentalizmu. Wagner pragnął dokończyć scenariusz "American Story", na który sumiennie pracował. W końcu to menedżer Huddersfield dobierał dania do menu klubowej jadalni. W pełni był również odpowiedzialny za plan wyposażenia siłowni, na której ćwiczyli jego podopieczni, a przed sezonem zajął się za projekt kampanii reklamowej odnośnie sprzedaży karnetów na nadchodzący sezon.

Kampanii, która musiała zostać wycofana ze sprzedaży, gdyż na mogącym pomieścić 24 500 kibiców stadionie im. Johna Smitha nie starczyło już wolnych krzesełek na pojedynczą sprzedaż wejściówek. Nic zaskakującego, skoro najdroższy abonament na mecze Huddersfield kosztuje 199 funtów. Dla porównania koszt karnetu na ligowe spotkania Arsenalu oscyluje w okolicach 2 tysięcy funtów.

Cena niska, lecz dostosowana do bogactwa otaczającego Huddersfield rynku. W promieniu ledwie 30 kilometrów klub otaczają cztery globalne marki świata piłki nożnej: Liverpool, Everton, Manchester United oraz City. Grając w niższych klasach rozgrywkowych, klub nie miał żadnej szansy przebić się w oczach kibiców spoza liczącej 146 tysięcy mieszkańców miejscowości. Niemal wszyscy fani "The Terriers" podróżują więc na domowe meczu zespołu, wychodząc na pieszo z domu. Razem tworzą efektowną ścianę, która potrafi zapełnić puste przez ponad 300 dni w roku ulice. Jednym z tych zapaleńców jest Sir Patrick Stewart, gwiazda Hollywood, m.in.: odtwórca roli Profesora Xaviera z serii filmów X-Men, który obiecał, iż po awansie nauczy się wszystkich przyśpiewek klubu z rodzinnej miejscowości.

- Koniec z małym i słabiutkim Huddersfield. Jesteśmy mądrze budowanym klubem, który ma wielkie aspiracje - wyznaje Sean Jarvis, dyrektor marketingowy pierwszego od 16 lat klubu Premier League, który używa przydomka Town. Nazwę zarezerwowaną dla zespołów z małych miast. Z wielkim światem Premier League, który corocznie przelewa na konto każdego zespołu w niej startującego 170 milionów funtów, Huddersfield łączy wciąż niewiele. Oprócz reklamy chińskiego konsorcjum na koszulkach jest to jedynie czterokrotnie pobity w obecnym okienku rekord transferowy. Ledwie 28. najwyższy transfer obecnego okienka w Anglii.

- Nadzieja. To jedyne, co pragniemy dać ludziom na całym świecie. Nadzieja, iż jesteś w stanie osiągnąć wszystko co niemożliwe - wyznaje prezes klubu, Dean Hayle, a sam David Wagner nie ma wątpliwości, jakie są cele klubu na nowy sezon. - Chcemy być drugim Leicester. Mamy do tego odpowiednie narzędzia, skoro jesteśmy najbardziej niedocenianym zespołem w historii ligi.

Bukmacherzy zaczęli ufać amerykańskiemu szkoleniowcowi i wyceniają szanse Huddersfield na mistrzostwo Anglii w stosunku 2000 do 1. Dwa lata temu za tytuł Leicester City płacono dwa i pół razy więcej. O powtórkę będzie jednak o niebo trudniej, lecz przechodząc w 45 lat rewolucję ze skandalisty Worthingtona na pracoholika Wagnera nikt nie zabroni malutkiemu Huddersfield marzyć. A to już połowa sukcesu.

Komentarze (0)