Bartosz Kapustka jest zawodnikiem Freiburga od 14 lipca, ale choć dołączył do nowego zespołu niemal na początku przygotowań do nowego sezonu, nie od razu mógł trenować na pełnych obrotach razem z drużyną.
Długo, dłużej niż początkowo zakładano, odczuwał bowiem skutki urazu stawu skokowego, którego doznał w pierwszym meczu ME U-21 2019 ze Słowacją (1:2), a który ostatecznie wykluczył go z udziału w dalszej części turnieju.
Potem przygotowania do sezonu zakłócił Kapustce ból w stawie kolanowym. Z powodu tej dolegliwości nie wystąpił w pierwszym meczu III rundy el. Ligi Europy z NK Domżale (0:1).
W rewanżu ze Słoweńcami usiadł na ławce rezerwowych, a przy następnej okazji zadebiutował w barwach Freiburga - w spotkaniu I rundy Pucharu Niemiec z Germanią Halberstadt (2:1) zagrał osiem minut.
Christian Streich ściągnął Kapustkę do swojego zespołu, by ten zastąpił sprzedanego Borussii Moenchengladbach Vincenzo Grifo, a to oznacza, że we Fryburgu wiążą z Polakiem duże nadzieje. Nic nie wskazuje na to, by powtórzyła się historia z ubiegłego sezonu, gdy Kapustka zaliczył tylko trzy występy w barwach Leicester City.
ZOBACZ WIDEO Falstart RB Lipsk. Zobacz skrót meczu z Schalke [ELEVEN SPORTS]
Gdy Kapustka pojawił się we Fryburgu, usłyszał od trenera Streicha i dyrektora sportowego, Jochena Saiera, że w pierwszej kolejności musi odzyskać radość z gry, którą stracił w Anglii. Na Schwarzwald-Stadion działają jednak krok po kroku i stopniowo odbudowują reprezentanta Polski. By Kapustka mógł skoczyć na głęboką wodę, najpierw musi nadrobić zaległości, jakie ma względem innych zawodników, a które powstały przez zaburzony urazami okres przygotowawczy.
- Kapustka potrzebuje czasu. Jeszcze nie pokazuje tego, czego od niego oczekujemy, ale jest na dobrej drodze - tak sytuację Polaka na początku tygodnia skomentował dyrektor sportowy Freiburga, Jochen Saier.