Duński Dynamit. Potęga wykuta w klubie nocnym

Pili tak często, że trener musiał wstawać o trzeciej rano, aby ściągnąć ich do hotelu. Gdy grali sześcioma napastnikami, budzili jednak strach u samego Diego Maradony. Tak narodził się Duński Dynamit - najbardziej kultowa drużyna w historii futbolu.

Maks Chudzik
Maks Chudzik
Preben Elkjaer - Larsen w trakcie meczu z Hiszpanią w mistrzostwach świata 1986 Getty Images / Bongarts / Na zdjęciu: Preben Elkjaer - Larsen w trakcie meczu z Hiszpanią w mistrzostwach świata 1986.

Trzy dni. Tyle czasu zajęło selekcjonerowi duńskiej reprezentacji zbieranie, wycinanie oraz wklejanie na kasetę VHS stałych fragmentów gry rywala. Gdy taśma była nareszcie gotowa, zebrał wszystkich piłkarzy w hotelowej recepcji, aby pochwalić się swoim nowatorskim dziełem. W najczarniejszych snach nie spodziewał się, iż Preben Elkjaer Larsen, największa gwiazda drużyny, zniszczył w nocy cały film i zamienił kasetę na swoją. Chwilę później cała drużyna wybuchła śmiechem. Na ekranie nie pojawiły się postury rumuńskich piłkarzy. Zamiast tego piłkarze podziwiali aktorki porno.

Anegdotę tę ze zgrupowania reprezentacji Danii z lat 80. można znaleźć w książce "Duński Dynamit: historia najbardziej kultowej drużyny w historii futbolu". Do niedawna duńscy amatorzy (piłka nożna została profesjonalnym sportem w Danii dopiero w 1978 roku) zostali mężczyznami gotowymi podnieść puchar za zdobycie mistrzostwa świata. Świat pokochał Duński Dynamit na tyle, że cena za ich turniejowe koszulki do dziś przekracza kwotę 200 funtów na Ebayu, a sam legendarny Bobby Robson twierdził, że "równie dobrej drużyny nie widział w futbolu od lat".

Zanim pojawiły się tego typu zachwyty, do Duńczyków musiał dotrzeć ktoś, kto udowodnił piłkarzom, że zdobycie piłkarskiego splendoru jest warte więcej niż sięganie po alkohol, filmy pornograficzne oraz bekon. Produkty najczęściej eksportowane z Danii, a do których piłkarze przywykli aż nadto. Misję powierzono niemieckiemu szkoleniowcowi Seppowi Piontkowi. Doświadczony selekcjoner potrafił na tyle przekonać do siebie swoich pracodawców, że jako trener reprezentacji Haiti nie bał się spowiadać z porażek u Jean-Claude’a Dilavera. Dyktatora, który nie rzadko chwalił się Niemcowi liczbą ofiar podczas swoich egzekucji.

Piontek stracił jednak swój rozum, gdy usłyszał reakcję nowych podopiecznych odnośnie przeniesienia zgrupowań do obozu Idraettens Hus. W odseparowanym miejscu Duńczycy nie mieliby dostępu do telefonów, telewizji oraz piwa, na co zareagowali symulowaniem choroby i tłumaczeniami o zatruciu lokalną kuchnią. Trener nie pozostał jednak specjalnie oczarowany grą aktorską podopiecznych i zechciał sprawdzić u lekarza prawdziwe powody ich "zatrucia". Zawodnicy wówczas magicznie ozdrowieli, czemu mieli dać upór nadchodzącej nocy.

ZOBACZ WIDEO: Arkadiusz Onyszko: Duńczycy mówią, że to ich ostatnia szansa

Piontek na wstępie ustalił dla piłkarzy godzinę ciszy nocnej. Nie był jednak zbytnio stanowczy, gdyż wszyscy mieli pojawić się w swoich łóżkach nie później niż... o godzinie drugiej! Pięć minut spóźnienia wiązało się z karą rzędu 200 koron duńskich. Niemiec rozsiadł się więc równo o czasie w hotelowym lobby, aby powitać wracających z nocnych podbojów zawodników. Sęk w tym, że w recepcji nie pojawił się dosłownie nikt. Sytuacja powtarzała się niemal co noc, a Piontek był na tyle bezradny, że opracował tzw. karne pudełko (znane do dziś w Danii jako Bødekassen). Jego należność była wypłacana każdemu, kto będzie grzeczny na tyle, aby przetrwać do okrągłej sumy występów w kadrze.

Na reakcję piłkarzy nie trzeba było długo czekać. Wspomniany już Larsen postanowił od razu wpłacić na fundusz 500 koron, gdyż wiedział, że spóźni się o parę godzin na ciszę nocną. I kto wie, może tutaj postawilibyśmy kropkę w opowieści o duńskim pokoleniu piłkarzy pokroju Laudrupa czy Olsena, gdyby nie pytanie skrzydłowego Klausa Berggreena:

- Trenerze, mamy dosyć tej dziury. Co musimy zrobić, aby w końcu stąd wyjechać?

Na to Piontek odpowiedział: - Przynieście mi wyniki, a ja wam dam dobrze wyposażone hotele.

Duńczyków nie trzeba było długo namawiać. Już dwa lata później ci sami zawodnicy, których Piontek nieraz siłą wyciągał z klubów nocnych, dotarli do półfinału Euro 84 we Francji. Gdy tylko udało się ich odciągnąć od kieliszka, rozbijali z łatwością każdego przeciwnika. Szaleli, grając nawet sześcioma napastnikami. Wystawienie połowy drużyny z przodu było tajną bronią Piontka, a jedynym z szeregu atakujących, który mógł przekroczyć wówczas własną połowę był jedynie Klaus Berggreen. A to tylko dlatego, że Bergreen - niegdyś mistrz kraju w biegach narciarskich - dysponował niezmordowanymi płucami i mógł kursować miedzy obroną a atakiem przez 90 minut.

Sam kapitan Morten Olsen nazywał grę swojej drużyny "rodem z ulicy". W końcu jak inaczej wytłumaczyć zasadę Piontka, w której bramkarz nie może rozpoczynać kontry dalekim wykopem. Niestosowanie się do przepisu kosztowało wpłaceniem paruset koron do stworzonej Bødekassen.

Problemy zaczynały się jednak wraz z dniem, w którym Duńczycy zatęsknili za podrywaniem się z łóżka w środku nocy. Wiedział o tym Piontek, który przed meczem półfinałowym pozwolił piłkarzom spędzić noc poza hotelem. Jedyny warunek to powrót do łóżek o piątej rano. Szkoleniowiec po turnieju opowiadał, iż był w pełni świadomy, że większość podopiecznych wróci do hotelu parę godzin po czasie. Piontek postanowił usunąć z hotelowego menu obiad i zastąpić go kolacją. Tylko po to, aby zawodnicy trzeźwi podeszli do posiłku. Jednym z tych, który najbardziej potrzebował dojść do siebie po upojnej nocy był Larsen. Napastnik, który następnego dnia zmarnował kluczową jedenastkę w serii rzutów karnych z Hiszpanią. Po nieudanym strzale Duńczycy pożegnali się z marzeniami o finale.

Nigdy nie pożegnano się jednak z duchem zespołu, który skrupulatnie wzrastał w trakcie turnieju. Gdy w pierwszym meczu grupowym przeciwko Francji Allan Simonsen złamał nogę, cała drużyna ułożyła piosenkę na jego cześć i zaintonowała podczas telewizyjnej transmisji na żywo.

- Chcieli zrobić z siebie totalnych idiotów tylko po to, aby pokazać Allanowi, że jesteśmy z nim - komentował Piontek.

Tego typu gesty sprawiły, iż Dania oszalała na punkcie swojej drużyny. Aż 16 tysięcy ludzi kursowało w czerwcu między Skandynawią i Francją, a jednym z symboli ich bezgranicznego poświęcenia został młody Peter Schmeichel. Przyszła legenda duńskiego futbolu spędziła ponad 38 godzin w drodze na mecz rodaków, aby następnego dnia wrócić do kraju i... z marszu wystąpić w meczu duńskiej ekstraklasy.

Również w całej Europie dostrzeżono w duńskiej reprezentacji jedną z niewielu barwnych odskoczni w dobie Zimnej Wojny. Lata 80. kreowały globalnych bohaterów tylko podczas piłkarskich mundiali. Na najbliższy mundial, do Meksyku w 1986 r., Duńczycy pojechali już nie jako rozwydrzeni chłopcy rodem z zespołu rockowego lecz jako świadomi swoich umiejętności mężczyźni. O tym fakcie niech świadczą nazwy klubów, które duńscy piłkarze reprezentowali podczas turnieju. Na tapecie Bayern Monachium, Juventus Turyn, Manchester United, Liverpool. Ekipy, o których parę lat temu Duńczycy mogli jedynie niewinnie pomarzyć podczas nocnych eskapad.

Nie była to już jednak ta sama malutka Dania reprezentowana przez niewidoczną kropkę na mapie świata. Był to już "Duński Dynamit", gotowy rozbić w pył przeciwnika bez brudzenia sobie stroju. Jak w meczu z Urugwajem, gdy podopieczni Piontka rozgromili ówczesnych mistrzów Ameryki Południowej 6:1. Piłkarski świat oszalał. Porównywalny szok we współczesnych latach wywołało jedynie zwycięstwo Niemców 7:1 nad Brazylią.

Sir Alex Ferguson, wówczas trener reprezentacji Szkocji, nazwał Duńczyków najlepszą drużyną w Europie. Michael Laudrup ostrzegał rywali, że jego kraj zostanie na wieki "odpowiedzią Starego Kontynentu na potęgę Brazylii", a od tamtego meczu meksykański komentator rozpoczynał transmisję ze spotkań Duńczyków słowami: "anie i Panowie, zapraszam na najwspanialszą w historii fiestę futbolu".

Duńczycy sami byli pod wrażeniem, w jak szybkim tempie wdrapali się na sam szczyt. Wejść tam jest jednak o niebo łatwiej, niż utrzymać się dłuższy czas. Piontek nie mógł uwierzyć, że z sukcesami przyjdą spokojne dni oraz grzeczne przestrzeganie ciszy nocnej. Niemiec postanowił więc skrupulatnie dokładać swoim podopiecznym kolejnych natężeń na treningach. W połączeniu z tropikalnymi upałami była to mieszanka wybuchowa, która mogła znaleźć swój koniec jedynie na dogorywaniu w hotelu.

Na domiar złego Niemiec nie dawał odpocząć piłkarzom przed meczami w fazie pucharowej. W meczu o nic przeciwko reprezentacji RFN wystawił najsilniejszy garnitur. Nie było to jednak spotkanie o pietruszkę dla samego szkoleniowca, który od lat chciał pokonać rodaków. Duńczycy wygrali z późniejszymi finalistami turnieju 2:0, a Piontek mógł nareszcie usnąć z uśmiechem na twarzy. W przeciwieństwie do reszty, gdyż Frank Arnesen, kluczowy gracz duńskiej jedenastki wykartkował się na mecz 1/8 finału. Tam na Duński Dynamit czekali starzy znajomi - Hiszpanie.

Duńczycy mieli sporą przewagę, a swoje umiejętności przekuli na skromne, jednobramkowe prowadzenie. Z czasem jednak gaśli, jakby meksykańskie słońce tylko dobijało ich wyniszczone ciała. Symbolem meczu było zachowanie Jespera Olsena. Duński stoper przy podaniu do bramkarza nie spojrzał czy ktokolwiek znajduje się w jego pobliżu, po czym Julio Salinas przejął piłkę, a Emilio Butragueno strzelił do bramki obok bezradnego golkipera. Do duńskich słowników weszło na stałe wyrażenie "Rigtig Jesper Olsen" (tłum.: Prawdziwy Jesper Olsen), co oznacza w kraju klocków Lego kardynalny błąd.

Szlagierowe spotkanie drugiej rundy odbyło się o poranku europejskiego czasu. Gdy mieszkańcy Starego Kontynentu obudzili się, aby zobaczyć w pomeczowych relacjach wynik 5:1, nie byli w żaden sposób zdziwieni. Szok rozpoczął się wraz z momentem, gdy ujrzeli piątkę po stronie Hiszpanów. Po drugiej bramce dla "La Furia Roja" Piontek wymienił jednego ze swoich obrońców na napastnika i zmienił ustawienie na ukochane 3-1-6. Tym razem zamiast podziwu ekspertów pozostała jedynie lawina drwin, a sam Diego Maradona po turnieju nazwał decyzje selekcjonera odnośnie taktyki oraz przygotowań do turnieju beznadziejnie głupimi. Boski Diego nazwał przy tym Duńczyków jedyną drużyną, która była w stanie odebrać mu mistrzostwo świata.

Argentyńczykowi oraz całemu światu pozostało już jedynie gdybanie. Czy Duńczycy zostaliby najlepszą drużyną globu, gdyby Olsen nie stracił piłki w meczu z Hiszpanią? Czy otrzymaliby złote medale, gdyby Piontek przejrzał na oczy i zaczął ufać podopiecznym? Kibice na całym świecie do dziś wierzą, że właśnie na tytule mistrzowskim kończył się sufit Duńskiego Dynamitu. Drużyny, którą portal World Soccer umieścił na 16 miejscu najlepszych drużyn w historii futbolu. A trener Piontek opowiadał po latach: - Dzięki Bødekassen początkowo mogliśmy pozwolić sobie na prezenty warte 8 500 koron duńskich. Podczas mundialu w Meksyku stać nas było już jedynie na czekoladę.

Czy duński dynamit jeszcze kiedyś odpali?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×