Dariusz Tuzimek: Magierę najpierw opuścili piłkarze (felieton)

Legia udaje się w podróż w poszukiwaniu esencji futbolu - tak określiłbym zmiany, jakie w klubie zapowiedzieli prezes Dariusz Mioduski i nowy trener Romeo Jozak.

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek
Jacek Magiera, były trener Legii Warszawa PAP / Bartłomiej Zborowski / Jacek Magiera, były trener Legii Warszawa

I ta wizja jest urzekająca, podoba mi się, naprawdę. Być może także dlatego, że Chorwat na konferencji zrobił pozytywne wrażenie. Dobry angielski i pewność siebie, wiara w to, co mówi, silna osobowość i - co w takim klubie jak Legia piekielnie istotne - nie przeprasza, że żyje. Oczywiście, to na razie poziom tylko werbalny. Teraz Jozak  musi na boisku udowodnić, że duże projekty potrafi pokazać nie tylko na rzutniku.

Jakiś małostkowy złośliwiec powiedział kiedyś o Leo Beenhakkerze, że on najlepiej szkoli dziennikarzy, którzy z zachwytem "łykają" to, co mówi Holender. Chorwat Jozak zrobił wrażenie na mediach, a teraz się bierze za piłkarzy. - Widziałem ostatnie mecze Legii. Oglądałem to, co się dzieje na boisku. Widziałem, jak pracują ich stopy, ale nie wiem, co jest w ich głowach. Muszę wejść w te głowy tak szybko jak to możliwe - opowiedział o znajomości drużyny. A tych, którzy od razu zarzucili mu, że jest jedynie "trenerem od młodzieży", który nie ma doświadczeń z seniorami, uspokoił, że da sobie radę w szatni. - Prezes szukał lidera z wizją i kimś takim mam być ja. I nie boję się tego zadania. Mam silną osobowość. A pan Bóg dał mi zdolności przywódcze. Jestem otwarty na zawodników, ale jestem osobą twardej ręki. Poradzę sobie z trudnymi charakterami w szatni, bo sam mam mocną osobowość - oznajmił. A zrobił to na tyle wiarygodnie, że chce się mu wierzyć. Jak będzie w praktyce, Bóg jeden wie, ale kibice dostali komunikat taki, jaki lubią, i jakiego oczekują: żarty się skończyły, piłkarze będą wzięci za twarz.


Właśnie na kibicowskich forach dominowała ostatnio tęsknota za silną ręka Stanislawa Czerczesowa lub - z dawniejszej epoki - Dragomira Okuki. Jozak nowym Okuką? Czemu nie, byle tylko był lepszym trenerem. Zmiana trenera rzuca się w oczy najbardziej, ale w Legii następuje rewolucja idąca dużo dalej niż tylko pierwsza drużyna. Do klubu trafia pięciu nowych ludzi, którzy mają go poukładać od początku

Legia właśnie kupuje z Chorwacji know how. To, co było, zostaje symbolicznie wyrzucone do kosza. Mioduski chce wyraźnie rozpocząć nową epokę w dziejach Legii. Własną. Początek zaznaczył brutalnie. Unikał, jak mógł, słowa rewolucja, ale właśnie ją przeprowadził. I Jacek Magiera jest ofiarą tej krwawej rewolucji. Poleciały głowy trenera, całego sztabu (z wyjątkiem Aco Vukovicia) a także braci Żewłakowów. Posprzątane. Koniec starej Legii - tej Leśnodorskiego i Wandzla, z którą Legia Mioduskiego jest cały czas konfrontowana i porównywana. A była to Legia sukcesów, więc łatwo nie jest.

Mioduski nie chciał żyć przeszłością, postanowił nie bawić się w ewolucję i cały stary układ po prostu rozpieprzył. Bez tego - uznał - nie będzie mógł zbudować klubu po swojemu. Stąd motywacja prezesa, żeby tak szeroko zakrojone zmiany przeprowadzić. Lojalność stała się na Łazienkowskiej w ostatnim czasie towarem deficytowym. Wyciekały maile, informacje, a część pracowników przestępowała z nogi na nogę, nie wiedząc, czy może ta poprzednia ekipa tu nie wróci i zastanawiała się, wobec kogo być lojalnym. Mioduski zdał sobie sprawę, że nie da się pracować w miejscu, w którym musisz cały czas uważać, żeby ci ktoś nie wbił noża w plecy. Zdecydował, że musi strzelić we własny pokład i tę „starą” Legię zatopić. Żal tym mniejszy, że z tej starej, zdolnej do sukcesów Legii już nie było co zbierać. Przestała istnieć, stała się karykaturą samej siebie.

ZOBACZ WIDEO Komentarze po zwolnieniu Jacka Magiery. "To się wszystko nie trzyma kupy"

Mioduski podkreśla: - Robimy rewolucję, musimy klub zmieniać, ale też jednocześnie Legia musi wygrywać. Na żadnym etapie nie rezygnujemy z walki o mistrzostwo Polski. A pytany, czemu zatem wcześniej przekonywał, że Magiera to trener na lata i że cieszy się jego zaufaniem, powiedział, że - jak wielu kibiców - po przegranej ze Śląskiem Wrocław stracił wiarę, że drużynie uda się przełamać niemoc. - Pękło coś we mnie we Wrocławiu, zrozumiałem, że jeśli chcemy zdobyć mistrzostwo Polski, potrzeba wstrząsu.

Z trenerami piłkarskimi jest jak z nowymi dziewczynami. Ta obecna zawsze wydaje się atrakcyjniejsza od poprzedniej. Dopiero czas weryfikuje, czy to nie było zwykłe zadurzenie. No więc "nowa dziewczyna" w Legii kusi: - Będzie więcej futbolu w futbolu. Esencji futbolu. Musimy grać odważnie, do przodu. Trenerzy to nie czarodzieje, ważne, czy mają inteligencję i czy lubią ciężko pracować. I dotyczy to też piłkarzy, musimy dominować, grać szybciej, na dużo większej intensywności, więcej walczyć.

A potem zapowiedział, że w Legii nie będzie świętych krów: - Nie będę zwracał uwagi na reputację, zasługi, wiek czy pozycję zawodnika.

Tyle ta nowa, ale co ze "starą dziewczyną"? Jacka Magiery nie da się nie lubić. Dobry, uczciwy, szczery facet. Wszystkim go szkoda, powszechne jest przekonanie, że się podniesie i dzięki temu upadkowi będzie lepszym trenerem. Ale pierwsi opuścili go ci, na których najbardziej liczył i od których zależał jego los - piłkarze. Przegrywający trener jest zawsze "straszliwie sam", jak brzmi tytuł książki francuskiego szkoleniowca Raymonda Domenecha. Przekonały się o tym największe legendy - łącznie z Leo Beenhakkerem, który w 1985 roku, po przegranym meczu barażowym Holandii z Belgią - schodził sam do tunelu. Wokół niego było przeraźliwie pusto. Gdyby taki obraz wyszedł spod pędzla jakiegoś artysty, nazywałby się: klęska. I nic nie trzeba by było tłumaczyć. Jak się przegrywa - nie tylko w sporcie przecież - to wokół człowieka robi się jakoś luźniej. Wokół Jacka Magiery  też ostatnio tłumów nie było. Tych dyżurnych podpowiadaczy, poklepywaczy po plecach, tych co kadzą. Zniknęli, gdy kryzys zrobił się głęboki, a presja mediów i kibiców stała się nie do zniesienia. Dziś w polskim klubie nie utrzymałby roboty dłużej ani Alex Ferguson, ani Jürgen Klopp. Nie dostaliby drugiej szansy.

- Pewnego dnia będziecie prezesowi wdzięczni, że miał odwagę i zdecydował się na to ryzyko - przetłumaczono słowa nowego trenera Legii. Wtedy Jozak zaprotestował, że źle go przetłumaczono: - Nie ryzyko! Wizję! - podkreślił.


Czy to była odwaga, czy szaleństwo szybko się dowiemy. Jeśli nie będzie wyników, przyjdzie spychacz i wyrówna. A byłoby szkoda, bo wizja Jozaka o przywróceniu Legii esencji futbolu jest kusząca. Ale przegrywających trenerów nikt nie uznaje za wizjonerów. Są tak straszliwie sami. Zupełnie jak dzisiaj Jacek Magiera.


Dariusz Tuzimek, 
Futbolfejs.pl

Zobacz więcej tekstów autora

Czy zatrudnienie Romeo Jozaka to dobry ruch Legii?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×