- Na mojej wąskiej liście widniały nazwiska 37 szkoleniowców. Rozmawiałem z każdym z nich i uznałem, że w długofalową rewolucję wewnątrz klubu najlepiej wpisuje się Frank De Boer - tak Steve Parish, właściciel , komentował zatrudnienie 113-krotnego reprezentanta Holandii jako nowego szkoleniowca zespołu.
Jak zweryfikowało życie, "długofalowy projekt" Franka de Boera na Selhurst Park potrwał jedynie 77 dni. A londyńskim kibicom z owoców nowego rozdania pozostało jedynie wspomnienie o niechlubnych rekordach "śrubowanych" przez Holendra: najkrócej pracujący trener w erze Premier League oraz jedyny, którego zespół nie trafił do bramki.
- Każda porażka Crystal Palace jest moim osobistym blamażem - stwierdził przed sezonem sam Parish. Właściciel klubu nie spodziewał się jednak, że kibice potraktują jego słowa na tyle poważnie, że wraz ze zwolnieniem Holendra zaczną masowo sprzedawać swoje karnety. Niemniej zaskoczony był sam Jose Mourinho, który zwolnienie De Boera skomentował krótko: - Od dziś w futbolu nie zdziwi mnie już nic. Kibiców Crystal Palace również. Może z wyjątkiem zwycięstw swojej drużyny.
Świetlana przyszłość, którą De Boer zapowiadał na konferencji prasowej po meczu z Burnley, zakończyła się już następnego poranka. Ledwie cztery spotkania po zaprezentowaniu Holendra jako szkoleniowca Crystal Palace. Może i do rekordu Leroya Roseniora, który jako trener drużyny Torquay wytrwał na stanowisku jedynie dziesięć minut De Boerowi wciąż daleko, to jest on jedynie o krok od zawodowej przepaści. W końcu jego mania posiadania piłki przy tak wąskim potencjale ludzkim brzmiała jak mało śmieszny żart.
ZOBACZ WIDEO Romeo Jozak: Bóg dał mi umiejętności przywódcze. Mam mocny charakter
Nawet dla piłkarzy Crystal Palace, którzy w przeszłości potrafili znieść denne przemowy motywacyjne Sama Allardyce’a oraz złośliwości Alana Pardewa. - Czy oni w ogóle rozumieją, co trener ma im do powiedzenia? Niektórzy z nich boją się przecież dotknąć piłki - grzmiał Ian Wright. I miał racje, gdyż ci, których ogarniał strach nazywali Holendra "dziwakiem" lub "drugim Louisem van Gaalem". Bardziej ambitni zawodnicy postanowili natomiast spotykać się ze sobą po treningach, z których kompletnie nic nie zrozumieli. Do drugiej grupy nie zaliczał się z pewnością Damien Delaney, wieloletni kapitan zespołu, który na pokładzie Holendra pełnił co najwyżej rolę pokładowego majtka.
Irlandzki stoper podburzał więc resztę szatni przeciw swojemu trenerowi i przewodniczył w rozmowach miedzy zawodnikami, a zarządem klubu. Temat mógł być tylko jeden: zwolnijcie go, a my przełożymy nasz zapał na boisko. Tam na jakiekolwiek fajerwerki próżno było dotąd czekać. Gracze Crystal Palace wymieniali jedno podanie w polu karnym przeciwnika średnio co pięć minut. I nie był to z pewnością dowód na "dominację i atrakcyjny futbol", a raczej jeden z licznych przejawów buntu zawodników, którzy za cel honoru obrali sobie zwolnienie trenera.
Konsternacja na trybunach, grobowa atmosfera w budynku klubowym oraz kolejne fakty wyciekające z szatni do prasy. Nie takiej rewolucji oczekiwali Josh Harris oraz David Blitzrer, głowni akcjonariusze ekipy z Selhurst Park. Dlatego też Holender musiał wyprowadzić się ze swojego biura zanim na dobre zdążył się tam zadomowić. Teraz przynajmniej nie musi się martwić o stan swojego portfela, gdyż według zapisów w umowie otrzyma ponad 2 miliony funtów z tytułu odprawy. Jak wyliczyli kibice Crystal Palace jest to kwota, której po 77 dniach kopania piłki w Paryżu nie otrzymałby nawet Neymar.
Klubowe władze popisały się o wiele większą odwagą przy spisywaniu umowy z nowym trenerem, zamiast podczas przemiany, na którą czekali przecież latami. A zachowanie samego Parisha po raz kolejny budzi w Anglii skrajne kontrowersje. Z jednej strony 52-latek to jedyny właściciel, który zdołał utrzymać "Orły" w Premier League. Lecz tak, jak ciężko potępiać go o działanie wbrew interesowi klubu, trudno go posądzać o długofalowy sposób myślenia. W bezlitosnym świecie Premier League, gdzie dla klubów spoza Top 6 liczy się jedynie bycie nad kreską, Parish zamiast podjąć jakiekolwiek ryzyko, wybiera modlitwę i czekanie na szczęśliwe zrządzenie losu.
W ciągu 77 dni pobytu De Boera na Selhurst Park, właściciel klubu na tyle utracił wiarę we własny projekt, że nie znalazł do września czasu, aby spotkać się w cztery oczy z Holendrem. Ciągłe zmiany na pozycji dyrektora sportowego oraz kolejny (już czwarty w przeciągu 12 miesięcy) trener jedynie wpisują się w jego wizję.
Wizję, którą jest coroczny bój o utrzymanie. I wygląda na to, że jest to prawdziwa filozofia, którą Crystal Palace pragnie obierać od lat. Piłka nożna nie cierpi jednak stagnacji, a kibice Crystal Palace nie mogą narzekać na falę zmiennych nastrojów. Szkoda, że stabilny na Selhurst Park jest jedynie wynik, a trzyma się on na przeciętnym, czasem wręcz tragicznym poziomie.