Cracovia remisuje, bo nie potrafi strzelić do bramki rywali z ośmiu metrów

Nie było kibica Cracovii, który nie złapał się za głowę w meczu z Ruchem Chorzów (1:1) oraz Śląskiem Wrocław (1:1) po strzałach w ostatnich minutach, odpowiednio, Damiana Misana i Dariusza Kłusa. Obaj zawodnicy w końcowych minutach tych meczów mogli przechylić szalę zwycięstwa na korzyść Cracovii - nie potrafili jednak skierować piłki do siatki z ośmiu metrów. Stres, presja? - Nazwałbym to brakiem fartu - powiedział Kłus.

W rundzie jesiennej, kiedy Cracovia także miała problemy ze strzelaniem goli na własnym stadionie, Tomasz Moskała z rozbrajającą szczerością winił za ten fakt właśnie presję, która w decydującym momencie paraliżowała poszczególnych zawodników Pasów.

Lekiem na strzelecką niemoc Cracovii miał być sprowadzony w przerwie zimowej Bartosz Ślusarski, ale były zawodnik Groclinu Grodzisk Wielkopolski do siatki rywali na razie trafił tylko raz.

W ostatnich minutach meczów rozgrywanych na własnym stadionie to jednak nie Ślusarski, ale wspomniani Misan i Kłus mieli szanse na zapewnienie Pasom trzech punktów.

- Każdy chce zdobyć bramkę. To nie jest sprawa presji czyli gdyby było więcej luzu, to by taki strzał był zamieniony na bramkę. Czasami takie piłki wpadają, czasami nie. Mogłem to lepiej uczynić, przepraszam wszystkich - powiedział Kłus.

Pomocnik Pasów zwraca uwagę, że w piątek szczęście było, ale po stronie Śląska Wrocław. - Śląskowi na przykład dopisał fart w momencie, kiedy piłkarzowi gości (Szewczukowi - przyp. red.) wpadła piłka pod nogi i doprowadził do wyrównani. W ostatnich minutach szczęście z kolei nie dopisało Cracovii – piłka po moim strzale równie dobrze mogła odbić się od słupka i wpaść do bramki - zakończył Dariusz Kłus.

Źródło artykułu: