Niedawno mieliśmy okazję przekonać się, że Andreas Cornelius potrafi grać w piłkę. Nieco toporny napastnik dał się we znaki polskim obrońcom, kiedy w eliminacjach MŚ 2018 Dania pokonała naszą reprezentację 4:0. Więcej zobacz tutaj.
W 2013 roku wydawało się, że Cornelius podbije świat. 20-letni piłkarz, po sezonie spędzonym w FC Kopenhaga i 18 golach zdobytych w 34 meczach, przeniósł się do Cardiff. Klub zapłacił za niego rekordowe 8 mln funtów. Ten transfer stał się podstawą do wszczęcia dochodzenia w sprawie finansowych nieprawidłowości.
Wielkie straty
Duński piłkarz rozegrał w Premier League zaledwie 11 spotkań. Doznał kontuzji kostki już w pierwszym tygodniu treningów. Po miesiącu wrócił, aby niemal natychmiast doznać znowu urazu tej samej kostki. Tym razem pauza trwała blisko 3 miesiące. Grał z przerwami, nigdy nie pokazał, czy w ogóle stać go grę w poważną piłkę. W styczniu 2014 roku wrócił do Kopenhagi za ok. 3 mln funtów.
ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski: Oskarżenie o picie szampana? To byłby kolejny absurd
[color=#000000]
[/color]
Walijski klub nie podał dokładnie, za ile sprzedał piłkarza. W mediach pojawiały się nieoficjalne przecieki, że Cardiff straciło ponad połowę pieniędzy zainwestowanych w transfer. W tym roku właściciel klubu, Vincent Tan, przyznał, że w sumie zamieszanie z napastnikiem kosztowało go dużo więcej - ok. 15 mln funtów. Na tę sumę złożyły się także prowizje dla agentów i samego piłkarza. Tan się wściekł. W lipcu rozpoczął prywatne śledztwo w sprawie straty pieniędzy, a na finansach zna się jak mało kto.
100 mln funtów
Malezyjski właściciel klubu lubi błyszczeć w świetle fleszy. Kiedy przyszedł do Cardiff City w 2010 roku, zaczął rządy twardej ręki. Spłacił wszystkie długi klubu z z Championship, ogłosił plany zainwestowania 100 mln, ale oczekiwał pełnej władzy i szacunku. Z majątkiem szacowanym na ponad miliard funtów stać go było na wszystko. Jest właścicielem FK Sarajewo, od 2014 roku także udziałowcem Los Angeles Galaxy.
Po krótkiej wojence z kibicami przywrócił stary herb Cardiff, był noszony na rękach. Nie miał jednak kłopotów, żeby walczyć z każdym, który stanął mu na drodze. Tak było z Malkym Mackay'em, menedżerem zespołu. Podobno zaczął wtrącać mu się do pracy, choć sam przyznawał, że na piłce się nie zna. Wyniki Cardiff zaczęły się pogarszać, więc w grudniu 2013 roku Tan zwolnił trenera. Wtedy szkoleniowiec pozwał niedawnego szefa do sądu. Chciał 7,5 mln funtów odszkodowania.
Obaj panowie szli na noże, jednak nagle w połowie 2014 roku Mackay wycofał pozew i zaczął publicznie wychwalać Tana. Skąd taka odmiana? To tylko spekulacje, jednak angielskie tabloidy sugerowały, że Malezyjczyk ma haka na trenera. Już wtedy pojawiały się informacje, że Mackay wyprowadzał pieniądze przy okazji transferów. Zarzuty dotyczyły także dyrektora działu skautingu, powszechnie szanowanego i cenionego Iaina Moody'ego. Obaj mieli specjalnie zawyżać wycenę zawodników i podpisywać przy tym osobne umowy z agentami, na czym wszyscy korzystali. Wszyscy, poza Cardiff i Tanem.
Jak wyliczyli dziennikarze "Wales Online", pod rządami Malezyjczyka klub wydał na kontrakty 68 mln funtów. Niektórzy z 70 sprowadzonych zawodników nie spędziła na boisku nawet minuty. Podobnie było z Corneliusem. Właściciel klubu twierdził, że można było zaoszczędzić co najmniej 15 mln na transferach. Wskazywał m.in. na Duńczyka.
8 mln funtów w 2013 roku za nieznanego piłkarza było dużą kwotą. Tan wynajął firmę prawniczą, która zdobyła nakaz sądowy pozwalający dokonać przeszukania w domu trenera. Podobno znaleziono dokumenty, które wskazywały na finansowe nieprawidłowości, jednak mało kto wierzy, że właściciel nic nie wiedział o podejrzanych transferach. Póki Mackay miał wyniki, był bezkarny. Kiedy te się skończyły, zaczęła się walka o pieniądze i wyciąganie brudów. Cardiff spadło z Premier League po jednym sezonie, w 2014 roku.
Tan publicznie oskarżał Mackaya o machlojki przy transferze reprezentanta Danii. Publicznie nazywał go idiotą za ściągnięcie piłkarza. - Straciliśmy na nim ponad 15 mln funtów, nic nie grał, ale menedżer cały czas mnie przekonywał, że jest perspektywicznym zawodnikiem - mówił Malezyjczyk w "Daily Mail".
Klubowi prawnicy cały czas zajmują się sprawą przyjścia Corneliusa. - Nie będziemy tego komentować. Dla nas to zemsta właściciela klubu - takie oświadczenie w angielskich mediach zamieściła kancelaria, która reprezentuje Mackaya.