Rozumowanie jest proste: przyszli i wychowawczo bili, więc jeśli teraz chłopcy z Łazienkowskiej wygrają, to znaczy, że kara cielesna była zasłużona. A jeśli przegrają? To czy dostali za słabo? Bycie piłkarzem Legii Warszawa w ostatnich tygodniach to nie jest łatwe zajęcie.
Byłem na konferencji prasowej, gdy trener Romeo Jozak sam z siebie wypalił o tej matce. Kilkanaście minut wcześniej unikał jak ognia tematu ataku chuliganów po meczu z Lechem. Nie chciał wracać do wydarzeń z klubowego parkingu, gdzie po powrocie z Poznania po 0:3 piłkarze od kibiców dostali po buzi. Trener na konferencji zarzekał się, że nie boi się trudnych tematów i może kiedyś o tym wszystkim opowie. Ale nie teraz. Teraz prosi o spokój, aby móc się odpowiednio do kolejnych meczów przygotować.
Kibicem Legii nie jestem, wszystko mi jedno czy wygrywa, czy przegrywa (no, chyba że chodzi o europejskie puchary - to inna sprawa), więc prośby trenera spełniać akurat nie muszę. A on konsekwentny nie był, bo jednak przyznał, że dzień po ataku chuliganów wolałby się nie obudzić. I był to jego najgorszy dzień w sportowej karierze.
A już na sam koniec, niepytany przez nikogo, powiedział: - Opowiem wam, jak to było, gdy byłem dzieckiem. Kilka razy upadłem, złamałem nos, obtarłem kolana. I moja mama dała mi kilka klapsów w tyłek. Ale dużo więcej razy dawała mi rękę i pomagała wstać. Tak, popełniliśmy błąd i dostaliśmy klapsa w tyłek. Ale ci chłopcy zasługują również na to, aby podać im rękę. Moja matka mnie kochała, dlatego to robiła. A klapsy mi dawała nie dlatego, że mnie nie kochała. Więc oni (kibice) jeśli nas kochają, a kochają… to ci chłopcy zasługują teraz na rękę, aby szybko wstać.
ZOBACZ WIDEO Romeo Jozak: To był najtrudniejszy dzień w mojej sportowej karierze
Jednym słowem: bando chuliganów, najpierw tłukłaś nas gołą ręką w twarz i kark (tak, żeby nie było śladów), ale przecież nas kochasz, więc podaj nam teraz rękę, żebyśmy szybko się podnieśli.
Romeo Jozak na pewno ma gadane. Widać to od pierwszego dnia jego pobytu w Legii. Mówi dużo i kwieciście. Teraz też pewnie chciał dobrze. Naprawdę dobrze jednak byłoby, już zupełnie obiektywnie, żeby Legia jednak wygrała z Lechią. Bo jak nie, to matka już nie będzie marnowała ręki. Od razu wyśle ojca z pasem.
To były trudne dwa tygodnie w Legii. Dla niektórych piłkarzy najcięższe w karierze. Strach przed chuliganerką, niesnaski w szatni, na pewno trudno w takich warunkach myśleć tylko o piłce. W Warszawie jednak zapewniają, że wszystko jest już za zespołem, że drużyna się odbudowała, zjednoczyła na nowo i jest gotowa na nowe otwarcie. Zobaczymy, boisko wszystko pokaże. Na przykład to, czy u piłkarzy Chorwat faktycznie jest skończony. Takie właśnie emocje też były w legijnej szatni, gdy po 0:3 z Lechem Poznań Jozak stwierdził, że od jego piłkarzy lepiej grają dziewczynki.
Na to nowe otwarcie w Legii przyjeżdża Lechia Gdańsk (początek meczu w niedzielę o godzinie 18). Gdy była tu po raz ostatni na początku czerwca, gospodarze po bezbramkowym remisie przez 10 minut siedzieli w telefonach i oglądali mecz Jagiellonii z Lechem. A potem wystrzeliły mistrzowskie szampany. W tym samym czasie prezes TVP Jacek Kurski uciekał z trybun, gdy postanowił pomachać sobie flagą Lechii. Takie to wspomnienia.
Lechia w tym sezonie nie gra na miarę oczekiwań właścicieli i kibiców. Za przeciętne wyniki Piotr Nowak z pozycji trenera awansował na stanowisko dyrektora sportowego. Jego miejsce zajął Adam Owen, szkoleniowiec który Garethowi Bale’owi do dziś wysyła rozpisane treningi.
W Gdańsku też de facto mają nowe otwarcie. Tam jednak za marne wyniki na razie jeszcze nie biją.