Juergen Klopp. Strata czasu

PAP/EPA / EPA/ANDY RAIN / Na zdjęciu: Juergen Klopp
PAP/EPA / EPA/ANDY RAIN / Na zdjęciu: Juergen Klopp

- Jak oceniam ostatnie dwa lata? O wiele lepiej niż okej. Tak Jurgen Klopp podsumowuje swój dwuletni pobyt na Anfield. Na nieszczęście Niemca jest on jedynym, który wyraża się w równie pozytywnym tonie.

- Kiedy znajdujesz się w strefie spadkowej to proste, że walczysz o utrzymanie - Tak siedem lat temu Roy Hodgson tłumaczył się z 18. miejsca Liverpoolu w ligowej tabeli. Klub z Anfield trapiony wówczas źle wydanymi milionami na transfery niemal sięgnął sportowego dna. Był do niego równie blisko, co Juergen Klopp od ówczesnych wyników Roya Hodgsona. W końcu Anglik to jedyny szkoleniowiec drużyny w XXI wieku, który posiada od obecnego trenera The Reds gorszy procent wygranych spotkań. O dwie pozycje wyżej od Kloppa znajduje się na liście nazwisko Brendana Rodgersa. Trenera, po którym Klopp paradoksalnie miał wprowadzić klub na inne tory.

Zresztą jak sam zapowiadał w wywiadzie udzielonym Gary’emu Linekerowi, niemiecki trener chciałby co sezon jeździć dookoła Liverpoolu w otwartym autobusie i cieszyć się ze zdobycia kolejnego trofeum. Po ponad dwóch latach od zaprzysiężenia Kloppa, klubowa gablota wzbogaciła się jednak o tylko jeden puchar. Za zwycięstwo na boiskach Premier League lecz tylko w klasyfikacji Fair Play. - Gdy minie szósta rocznica mojej pracy spojrzę wstecz i wyznam przed lustrem, że nie była to strata czasu - wyznał Klopp we wspomnianym wywiadzie dla BBC.

Dziś jednak nie wiadomo czy Niemiec w ogóle dotrwa do połowy swojego kontraktu na Anfield. Coraz mniej chcą tego sami kibice, którzy czują się przez Kloppa oszukani. W końcu nikt wcześniej nie obiecał im tylu sukcesów. I równie mocno ich przy tym nie zawiódł.

Brak szczęścia. Negatywny kalendarz. Błędy sędziów. Te słowa jak mantrę Juergen Klopp powtarza na niemal każdej konferencji prasowej. Według szkoleniowca Liverpoolu były to jedyne powody dla których jego zespół poległ w wyścigu o mistrzostwo Anglii. Odważna teza, gdy na koniec sezonu traci się do lidera tabeli 17 punktów. Honorowego uderzenia w pierś nikt się jednak po Niemcu nie spodziewa. W końcu to Klopp po przegranym 0:5 starciu z Manchesterem City opowiadał przed mikrofonami, iż blok obronny spisałby się bez zarzutu, gdyby nie czerwona kartka dla Sadio Mane. A cotygodniowe gdybanie to jedyne z czym pozostawieni są kibice Liverpoolu już od ponad dwóch sezonów.

Nie znoszą takiego stanu rzeczy kolejne legendy klubu. Jamie Carragher jeszcze niedawno był zauroczony zapowiedziami Niemca o piłkarskim "heavy metalu". Dziś ekspert Sky Sports punktuje jednak tylko kolejne błędy zespołu: - Wciąż patrzę na Liverpool i nie widzę aby choć odrobinę poprawili grę w obronie. A to przecież przez problemy w defensywie klub w ciągu dwóch lat zanotował takie wyniki, jak przegrana 6:1 przeciwko Southampton czy równie bolesne blamaże na Anfield z takimi zespołami, jak Crystal Palace, Swansea czy Wolverhampton.

W tym miejscu Klopp mógłby zwalić winę na właścicieli zespołu i ich skąpe portfele. Lecz to właśnie na życzenie Niemca w klubowej kasie pozostało w lato 150 milionów funtów przewidzianych na letnie transfery. Kiedy skauci po fiasku rozmów z Virgilem van Dijkiem przedstawili szkoleniowcowi listę z pomysłami na zapchanie dziury w obronie, Klopp jedynie odparł: - Sanchez z Ajaxu? Koulibaly z Napoli? Oglądaliśmy ich 500 milionów razy. Nie będziemy ściągać do zespołu wariantu numer 2.

Właśnie dla takiego zakupu Klopp pobił jednak w lato rekord transferowy klubu, kiedy to po nieudanych rozmowach z Julianem Brandtem ściągnięto do zespołu Mohameda Salaha. O reprezentancie Egiptu można jednak powiedzieć tylko tyle, iż z piłką jest równie przewidywalny co gra Liverpoolu. W końcu dziś jedynie mądry plan taktyczny wystarcza aby zabrać punkty The Reds. Za przykład w tym sezonie świadczy między innymi Burnley, Newcastle, czy Leicester City od których ciężko spodziewać się na boisku jakichkolwiek fajerwerków.

Klopp przy kolejnych niepowodzeniach nie skupia jednak kompletnie swojej uwagi na słabą grę swoich podopiecznych. Zamiast tego wybiera uderzanie na styl gry przeciwnika. Tak jak miało to miejsce w zeszłym sezonie, gdy na pomeczowej konferencji prasowej nazwał Manchester United "drużyną, która nie umie grać krótkimi podaniami". Gdy na następny dzień dziennikarze obliczyli, iż to Liverpool zanotował w sezonie znacznie więcej dośrodkowań od drużyny Jose Mourinho, niemiecki trener wypowiedział wojnę mediom.

Niemal dwa tygodnie temu, 8 października 2017 roku, przypadła druga rocznica od momentu zatrudnienia Jurgena Kloppa jako szkoleniowca Liverpoolu. Debiut Niemca przypadł na spotkanie przeciwko Tottenhamowi. Aż czterech zawodników z ówczesnego składu The Reds powinno również i w niedzielę rozpocząć spotkanie na Wembley. Simon Mignolet, Alberto Moreno, Emre Can i Phillipe Coutinho, bo o nich mowa, wszyscy byli łączeni latem do odejścia z klubu. Nikt przy negocjacjach nie wzbudzał tyle kontrowersji co Coutinho. Brazylijczyk wystosował w tym celu oświadczenie do władz The Reds, w którym opowiadał, iż "stracił zaufanie do swojego trenera".

Gdy piłkarz chce odejść z klubu, przeszkadza mu nierówno przycięta trawa czy grzyb na ścianie w szatni. Nikt w Anglii jednak nie śmiał wyśmiewać słów Brazylijczyka. W końcu jak najlepiej podsumował pobyt Kloppa na Wyspach dziennikarz Tony Evans z ESPN:  - Piłka nożna w wykonaniu heavy-metalowym? To raczej teledysk zespołu popowego: piekielnie sztuczny bez żadnego głębszego znaczenia, którego treść od razu zapominasz.

I tak jak dla Coutinho, tak i dla Kloppa obecność w Liverpoolu to dziś jedynie strata czasu. Po której jednak tylko brazylijski zawodnik będzie mógł z godnością spojrzeć w lustro.

ZOBACZ WIDEO Działo się w Lipsku! Piękny gol Sabitzera. Zobacz skrót meczu RB - VfB Stuttgart [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: