Od początku rundy wiosennej Stal ze Stalowej Woli jest ustawiona systemem 1-4-2-3-1. Stalowcy grają czterema obrońcami, którzy w każdym z pojedynków spisują się bardzo dobrze. Tak też było i w sobotę, kiedy to Stalówka gościła na własnym boisku beniaminka pierwszej ligi, zespół GKP Gorzów Wielkopolski. - Mamy doskonałą czwórkę obrońców, którzy doskonale się rozumieją - stwierdził po konfrontacji Stal z GKP opiekun zielono-czarnych, Władysław Łach. Zdecydowanie formacja defensywna jest najlepszą w Stalowej Woli. Nic więc dziwnego, że piłkarze z Podkarpacia pozwolili rywalom na strzelenie tylko 28 bramek. To jest bardzo dobry wynik. Stalowcy plasują się na dziewiątym miejscu w liczbie najmniej straconych goli w pierwszej lidze. Ostatnie dwa spotkania trochę popsuły rezultat osiągnięty przez zielono-czarnych, ale i tak jest on dobry jak na zespół broniący się przed degradacją do niższej klasy rozgrywkowej.
W linii pomocy szkoleniowiec Stali ma urodzaj. Zwykle w tej formacji gra dwóch defensywnych pomocników, dwóch skrzydłowych i jeden ofensywny. W sobotę trener klubu z ulicy Hutniczej postawił na czwórkę graczy. O ile jeszcze boczni zawodnicy zagrali dobrze, to do gry środkowych trener miał małe zastrzeżenia, lecz tłumaczył ich słabszą dyspozycję: - Tadek Krawiec gdzieś koło 70. minuty prosił o zmianę. To efekt zatrucia, jakiego doznał przed zawodami z Dolcanem Ząbki. Nasz gracz nie trenował przez ostatni tydzień na pełnych obrotach. Natomiast pozycja Konrada Cebuli jest zupełnie inna. Widać było brak w dwóch ostatnich potyczkach Longinusa Uwakwe. Te braki widzi także opiekun Stali. - Potrzebny jest Uwakwe? Oczywiście, że jest. Dobrze, że dostał tylko dwa mecze kary - stwierdził Władysław Łach.
W formacji ataku Łach ma aż czterech graczy, którzy mogą grać. Jednak wskutek preferowanego ustawienia z jednym wysuniętym napastnikiem trójka pozostałych piłkarzy musi obejść się smakiem. W konfrontacji z beniaminkiem z Gorzowa Wielkopolskiego trener Stalówki zdecydował się dać szansę gry dwóm zawodnikom z tej formacji. Efekt? Nie do końca dobry. Mimo że gracze z ataku zdobyli dwa gole, to cierpiała na tym defensywa. - Widzieliście co się działo na boisku jak graliśmy dwoma napastnikami. Fajnie, że zdobywaliśmy gole, ale było też sporo kłopotów w obronie. Na szczęście goście zdobyli tylko jedną bramkę - powiedział na konferencji pomeczowej opiekun zielono-czarnych. To był chyba więc jeden z niewielu pojedynków, w których Stal Stalowa Wola zagrała z dwoma wysuniętymi snajperami.
Gorzowianie w sobotniej potyczce również zagrali bardzo ofensywnie. Od 74. minuty na placu gry znajdowało się aż czterech nominalnych napastników. Co z tego skoro gracze z przedniej formacji beniaminka nie potrafili skutecznie wykorzystać nadarzających się okazji. - Kilka szans było, ale nie będę nic mówił na temat skuteczności. Gdyby zawodnicy wykazali więcej precyzyjności, to wynik mógłby być całkiem inny - mówił na konferencji prasowej rozżalony trener gości, Mieczysław Broniszewski. Swoją nieskuteczność widzieli także sami gorzowianie. - Nie potrafimy wykorzystać sytuacji, które mamy w meczu. Popełniamy też sporo prostych błędów, po których tracimy gole. Pod koniec pojedynku w ciągu trzech minut stworzyliśmy trzy dogodne sytuacje i przynajmniej jedną powinniśmy wykorzystać i wracać choć z jednym punktem do Gorzowa - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl obrońca GKP, Grzegorz Jakosz.
Wniosek nasuwa się chyba sam. Idealne ustawienie dla jedynego przedstawiciela Podkarpacia w pierwszej lidze, to system preferowany od dłuższego czasu przez Władysława Łacha, czyli gra jednym napastnikiem. To powoduje duże zagęszczenie w środku pola, co przy szybkich skrzydłowych może być zabójcze. Na pewno taki system gry jest skuteczny dla zielono-czarnych. Do momentu zmian w zespole z Gorzowa Wielkopolskiego to ustawienie również było stosowane. Efektem tego był wynik remisowy. Jednak GKP był w tym fragmencie drużyną gorzej prezentującą się od Stalówki. Wygląda na to, że taki system gry może prezentować tylko zespół Stali.