W poniedziałek młody szkoleniowiec stracił pracę w Pogoni Szczecin, z którą zebrał zaledwie 9 punktów w 14 meczach i zostawił ją na ostatnim miejscu w tabeli. To może dla niego oznaczać dłuższą przerwę.
Trudne początki w Amice Wronki
Właśnie w Wielkopolsce Skorża rzucił się na głęboką wodę i podjął pierwsze duże wyzwanie. Latem 2004 roku zastąpił skonfliktowanego z piłkarzami Amiki Stefana Majewskiego i objął odmłodzony zespół, by po raz pierwszy spróbować sił w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Sukcesu zabrakło. Sezon 2004/2005 ekipa z Wronek zakończyła na 6. miejscu i nie zagrała w pucharach, a to dla władz klubu był wynik dużo poniżej oczekiwań, bo właśnie w europejskich rozgrywkach chcieli promować firmę. W tamtym czasie Amica pod wodzą Skorży była jednak zbyt nieregularna, by myśleć o atakowaniu czołówki. Młody trener pełnił równolegle funkcję asystenta Pawła Janasa w reprezentacji Polski, zatem w każdej przerwie na kadrę wyjeżdżał z Wronek. Regułą w pewnym momencie stało się, że pierwszy mecz wronczan po powrocie do klubu ich opiekuna wyglądał słabo i przynosił rozczarowujący wynik.
W następnej edycji sytuacja wciąż nie była zadowalająca i Skorża postanowił podać się do dymisji, by móc się skupić tylko na reprezentacji.
Szczęśliwy krawat w Groclinie
Następne wyzwanie nadeszło po nieudanym dla Polaków mundialu w Niemczech. W listopadzie 2006 roku bezrobotny wtedy Skorża podjął pracę w Groclinie Grodzisk Wlkp. To był dla niego przełom. Gdy odchodził z Wronek, wiele się mówiło, że na zbyt dużo pozwalał piłkarzom, przez co nie do końca panował nad szatnią. W Grodzisku Wlkp. prowadził zespół twardą ręką, zapracował na szacunek i osiągnął niemałe sukcesy.
W lidze nie udało się wprawdzie oczarować wynikiem, bo przez zbyt dużą liczbę remisów Groclin był dopiero 5. Wywalczył jednak Puchar Polski i Puchar Ekstraklasy, a to już sukcesy, które właściciel klubu Zbigniew Drzymała potrafił docenić.
W decydujących momentach tamtego sezonu Skorża ubierał na mecze zawsze ten sam krawat, bo jak twierdził, był on dla niego wyjątkowo szczęśliwy. To z nim sięgnął po oba puchary.
Praca w Dyskobolii była jednak wyjątkowo krótka i zakończyła się już po sezonie 2006/2007. Skorża skusił się na ofertę Wisły Kraków i odszedł bez wahania, co trudno było zaakceptować Drzymale. Właściciel klubu z Grodziska Wlkp. wiązał z młodym trenerem spore nadzieje, a zamiast tego musiał szukać nowego szkoleniowca.
ZOBACZ WIDEO Bramka El Sharaawy'ego - stadiony świata! Skrót meczu AS Roma - Bologna CF [ZDJĘCIA ELEVEN EXTRA]
Werner Liczka, czyli poprzedni trener Groclinu, mimo zwolnienia za kiepskie wyniki, był żegnany kwiatami podczas konferencji prasowej. Skorża odszedł raczej po cichu w atmosferze dalekiej od uroczystej. - Może sobie nie zasłużyłem na takie pożegnanie - mówił wtedy z uśmiechem na twarzy.
To był też moment przełomowy dla Zbigniewa Drzymały, który właśnie wówczas zdał sobie sprawę, że pewnego pułapu ze swoim klubem nie przeskoczy, a najlepsi piłkarze i trenerzy i tak będą uciekać do dużych miast - gdy tylko otrzymają satysfakcjonujące oferty. Efekt? Już rok później sprzedał drużynę Józefowi Wojciechowskiemu i Groclin zniknął z ekstraklasy na dobre.
Pasmo sukcesów w Wiśle Kraków i Legii Warszawa
Kariera Skorży tymczasem kwitła. Niemal trzyletni pobyt w Wiśle Kraków zaowocował dwoma mistrzostwami Polski i choć ostatni sezon nie był już dla niego udany, a w trakcie rundy wiosennej zastąpił go Henryk Kasperczak, pobyt w Krakowie zbudował markę wciąż młodego szkoleniowca i otworzył mu drzwi do kolejnych dużych wyzwań.
Najbardziej bolesny dla Skorży w okresie pracy w Białej Gwieździe był pamiętny dwumecz z Levadią Tallin w kwalifikacjach Ligi Mistrzów. Krakowianie go przegrali, a trener uderzył się w pierś i przyznał, że popełnił błąd w przygotowaniach, bo szczytową formę zespołu szykował na później. Estończyków Wisła miała wyeliminować z marszu. Przy tej okazji ujawniła się bardzo pozytywna cecha Skorży. Nie miał kłopotów z mówieniem o swoich pomyłkach, a to nie jest w polskiej piłce reguła. Wielu, zwłaszcza starszych szkoleniowców, charakteryzuje się na tyle wysokim ego, że na jakąkolwiek krytykę własnej osoby nie pozwala sobie w ogóle.
[nextpage]Po Wiśle przyszedł czas na Legię Warszawa. Tam mistrzostwa Polski Skorża nie wywalczył, dwa razy za to świętował z drużyną Puchar Polski. Te wyniki wciąż pozwalały mu się utrzymywać na szczycie i być szkoleniowcem dostępnym nie dla każdego.
Gdy jednak opuścił Warszawę, postanowił całkowicie zmienić klimat i w drugiej połowie 2012 roku związał się z Ettifaq FC. Życie w Arabii Saudyjskiej było dla niego zderzeniem z zupełnie inną kulturą. - Nie wszędzie można było wejść w krótkich spodniach. Poza tym weekend w tym kraju jest w czwartek i piątek, a więc zupełnie inaczej niż w Europie. Interesująco wyglądała też podróż na mecz do Mekki. Główna droga jest przeznaczona wyłącznie dla muzułmanów, dlatego ja musiałem jechać długim objazdem w samochodzie, a nie autokarze - mówił nam już po powrocie do Polski.
Wielki powrót w Lechu
Właściciel Lecha Poznań, a wcześniej Amiki Wronki Jacek Rutkowski cenił Skorżę od samego początku. Dlatego jasne było, że prędzej czy później zobaczymy go na ławce Kolejorza. Stało się to w sierpniu 2014 roku, gdy w stolicy Wielkopolski zwolniono Mariusza Rumaka.
Efekt był piorunujący. Już w pierwszym niepełnym roku pracy Skorża wywalczył pierwsze od pięciu lat mistrzostwo Polski dla Lecha i wtedy wydawało się, że przed jego drużyną rysują się znakomite perspektywy - z marzeniami o awansie do fazy grupowej Ligi Mistrzów włącznie.
Trudno nawet dziś wytłumaczyć zapaść, do jakiej doszło w następnym sezonie. Poznaniakom udało się wprawdzie wejść do fazy grupowej Ligi Europy, lecz wyniki w ekstraklasie były tak koszmarne, że Skorża stracił kredyt zaufania w zaledwie kilka tygodni. Gdy go zwalniano, drużyna znajdowała się na ostatnim miejscu w tabeli z dorobkiem 5 punktów w 11 spotkaniach.
W tamtym czasie raz jeszcze uwidocznił się poważny problem Skorży. W kryzysowym momencie nie udało mu się zapanować nad szatnią. Nie dotarł do zawodników, bo zbyt mało z nimi rozmawiał. Nadal rządził twardą ręką, chcąc uniknąć sytuacji, jaka spotkała go w Amice, tyle że przesadził w drugą stronę.
Nie bez przyczyny wytworzyła się opinia, że Skorża jest dobrym kapitanem statku na spokojne wody, ale gdy nadchodzą kłopoty, trudno mu znaleźć sposób na odzyskanie równowagi. Przed swoim ostatnim meczem w Kolejorzu - z Cracovią (2:5) - sprawiał wrażenie skrajnie zrezygnowanego i jasne się stało, że ta misja musi się zakończyć.
"Liga będzie ciekawsza" w wersji hard
Kiedyś po jednej z porażek Skorża wypalił na konferencji prasowej, że przynajmniej liga będzie ciekawsza, czym rozbawił dziennikarzy. Potem kilka razy do tego wracano, ale dziś śmiać się już nie ma z czego.
Przed podjęciem pracy w Pogoni Szczecin 45-latek odpoczywał przez ponad rok. Podjął jednak kolejne wyzwanie, choć tym razem zupełnie inne. Po raz pierwszy trafił do klubu spoza czołówki ligi, który nie jest faworytem i niekoniecznie musi się bić o najwyższe cele.
Władze Pogoni wiązały z nim spore nadzieje i choć start sezonu był nieudany, to gdy Portowcy na początku sierpnia rozbili w Pucharze Polski Lecha Poznań 3:0, wydawało się, że wkrótce muszą też "odpalić" w Lotto Ekstraklasie. Nic z tych rzeczy! Dziś Pogoń jest ostatnia w tabeli, ma zatrważające 9 punktów w 14 meczach, a Skorża od poniedziałku znów może się rozglądać za nową pracą.
Teraz przed nim wielka próba. W tym zawodzie wciąż jest bardzo młody, jednak zwiedził kilka klubów z topu i ma zbyt wiele opcji, w których drugi raz wchodziłby do tej samej rzeki. Z kolei na pracy w średniaku mocno się wyłożył, przez co trudno mu będzie o lukratywne oferty.
Tak jak w Grodzisku Wlkp. dziesięć lat temu, Skorża może powiedzieć, że nie zasłużył na kwiaty - tym razem już na poważnie, a nie w żartach.