Miał już 30 lat i zaledwie 26 goli w polskiej ekstraklasie, kiedy wrócił z Turcji. Zamiast jednak myśleć o emeryturze, od tego czasu dorzucił jeszcze 67 bramek i zdobył dwie korony króla strzelców, a trzecia wciąż mu się marzy. Ta ostatnia miała jednak gorzki smak, bo podzielić musiał się nią z Marco Paixao. Odszedł z Lecha Poznań, bo chciał grać więcej - to naturalne. Miał żal, że Nenad Bjelica swoimi decyzjami nie pomógł mu w tej rywalizacji. Ale wyszedł z tego doświadczenia silniejszy. Jak zawsze, kiedy życie dawało mu w kość, a dawało jak mało komu.
(...)
Zbigniew Mucha, "Piłka Nożna": Byłeś zaskoczony rozmachem, z jakim klub latem przeprowadzał transfery, względnie kontraktował wolnych zawodników? Właściwie każdy, kto trafiał do Wrocławia, miał już wyrobione nazwisko i odpowiednią jakość.
Marcin Robak: Taki był plan. Po nieudanym sezonie Śląsk miał przebudować drużynę i ta robota została właściwie wykonana. Czy byłem zaskoczony? Przyszedłem jako ostatni, a raczej jako jeden z ostatnich, bo po mnie przybył jeszcze choćby Kamil Vacek. Niemniej większość nowych zawodników już była na miejscu, wiedziałem zatem, gdzie idę i po co. Zdawałem sobie sprawę, jaka będzie jakość nowej kadry, i się nie zawiodłem.
A na Marcina Robaka Śląsk musiał długo polować?
Zależy, jak na to spojrzeć. We Wrocławiu latem było zawirowanie związane ze zmianami właścicielskimi, zatem wszelkie decyzje, w tym oczywiście również transferowe, musiały zostać zaaprobowane przez kilka osób i na pewno to również wydłużyło proces decyzyjny. Niezależnie od tego Śląsk był najkonkretniejszy w działaniu, w przypadku innych klubów pozostały tylko zapytania. Zależało mi również na klubie, w którym mógłbym się skupić wyłącznie na grze.
Blisko było ci do Niecieczy?
Z Bruk-Betem Termalicą o tyle była ciekawa sprawa, że w sprawie mojego transferu podobno prowadzono rozmowy z wieloma osobami, tylko nie ze mną. Ale zostawmy to. Bardzo cieszę się, że jestem w Śląsku.
Że w końcu jesteś w Śląsku.
Można i tak powiedzieć, bo faktycznie, ten klub łączony był z moją osobą latami. Pierwszy raz jeszcze wówczas, gdy grałem w trzecioligowej Miedzi Legnica, a wrocławian prowadził Ryszard Tarasiewicz. W końcu tu trafiłem, praktycznie u schyłku kariery, ale lepiej późno niż wcale.
Lepiej także dla Śląska, bo szybko wyrosłeś na najskuteczniejszego strzelca. Nie zatraciłeś skuteczności, o co wcale nie było trudno, biorąc pod uwagę, jak niewiele grałeś w Lechu. Pewnie dalej mógłbyś być zawodnikiem Kolejorza, gdyby nie konflikt z Nenadem Bjelicą?
Zacznijmy od tego, że to trener ma zawsze decydujące słowo względem składu. Trudno było mi jednak pogodzić się z sytuacją, w jakiej się znalazłem, tym bardziej że czasami to, co mówił szkoleniowiec, nie szło w parze z tym, co się w rzeczywistości działo.
To dobry trener?
Pod względem warsztatu - na pewno. Prowadzi ciekawe treningi z piłkami, ma pomysł na grę.
(...)
Cała rozmowa do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".
ZOBACZ WIDEO: Idealne podanie Martineza, "Lewy" dopełnił dzieła. Skrót meczu Bayernu z RB Lipsk [ZDJĘCIA ELEVEN]