Arsenal Londyn. Gdzie śmiech przeplatają łzy

PAP/EPA / 	PAP/EPA/FACUNDO ARRIZABALAGA / Na zdjęciu: Alexis Sanchez
PAP/EPA / PAP/EPA/FACUNDO ARRIZABALAGA / Na zdjęciu: Alexis Sanchez

Gdy angielskie kluby aspirują do powrotu na szczyt, Arsenal z boku nie wchodzi nikomu w paradę. Nastrój w północnym Londynie najlepiej oddaje saga transferowa Alexisa Sancheza. W niedzielę pierwsze starcie Chilijczyka z jego niedoszłym pracodawcą.

W tym artykule dowiesz się o:

- Moim zadaniem jest jedynie dawać radość tym, którzy po ciężkim tygodniu w pracy, traktują nas jako życiową odskocznię - te słowa Arsene Wengera z pierwszych lat jego pobytu w Londynie dziś fani Arsenalu traktują jedynie jako bolesny cios w serce. Z biegiem lat, przebłysków na Emirates Stadium zaczęło ubywać równie mocno, co znakomitych ruchów transferowych, czy pucharów. A w ostatnich sezonach jedynym łącznikiem, który nawiązywał do nie tak dawnych sukcesów, był już tylko Alexis Sanchez. To właśnie Chilijczyk jako jedyny swoją grą pokazywał, że na północny Londyn może jeszcze wrócić naprawdę wielka piłka. Okraszona trofeami czy zazdrością przeciwników. A nie szyderą, memami czy hasłem: Wenger Out.

Bo fakt, iż przegrywa się z Bayernem 1:5 można Wengerowi przebaczyć. Nawet, gdy dzieje się to dwukrotnie w przeciągu ledwie trzech tygodni. Do takiej straty nad światową czołówką kibice The Gunners zdążyli zresztą przywyknąć. Lecz to, że od paru miesięcy Arsenal FC patrzy na swojego odwiecznego rywala, Tottenham, z perspektywy słabszego sąsiada, to już zdecydowanie za dużo. W końcu taki bieg historii jeszcze nie tak dawno uznany byłby jedynie za ponury żart. Do śmiechu nie jest jednak dziś nikomu związanemu z klubem. Zwłaszcza Alexisowi Sanchezowi.

O godzinie 10 rano ostatniego dnia sierpnia dyrektor Kanonierów Ivan Gazidis zadzwonił do Chilijczyka, aby potwierdzić, iż Arsene Wenger wyraził oficjalną zgodę na jego odejście. Zanim do znajdującego się na zgrupowaniu reprezentacji 28-latka, dołączyli przedstawiciele Manchesteru City, rozbrzmiał po raz kolejny telefon Chilijczyka: - Jednak się rozmyśliliśmy. Czekamy w klubie. W jednej minucie sam Gazidis idealnie zobrazował esencję dzisiejszego Arsenalu, którego w swoim braku profesjonalizmu i szaleństwie ciężko nie lubić. Równie trudno jednak traktować naprawdę na poważnie.

- Nawet nie wiecie, jak go to boli. Alexis uważał ten transfer jako najbardziej przełomowy moment swojej kariery - wyznał przed kamerami obecny wówczas przy koledze z kadry Mauricio Isla. Gdy tylko, Chilijczyk powrócił do północnego Londynu, miał wykrzyczeć Arsene’owi Wengerowi, iż nigdy więcej nie założy koszulki Arsenalu.

Dzień po powrocie Sancheza do klubu kamery zarejestrowały jak szkoleniowiec, witając się ze swoimi podopiecznymi, omija Sancheza szerokim łukiem. Dziś stosunki między oboma panami się uspokoiły. W końcu i Wenger i Sanchez potrzebują siebie nawzajem jak tlenu. Mimo to, gdy reprezentacja Chile odpadła z wyścigu o mundial, Wenger bez skrupułów wyznał: - Cieszę się, że Alexis nie pojedzie do Rosji. Nareszcie będzie mógł się skupić na grze w klubie.

W kraju piłkarza ta opinia była równie mocno dyskutowana, co skandal w którym kadrowicze dla alkoholu i towarzystwa prostytutek opuszczali wieczorami swoją bazę. Francuski trener był jednak w Ameryce Południowej od dawna na cenzurowanym. Dla Chilijczyków stał się on na tyle znienawidzony, że po marcowym blamażu z Bayernem, zorganizowano "Narodowy Marsz poparcia odejścia Alexisa Sancheza z Arsenalu". Jakby zapominając, iż to właśnie dzięki pomocnej dłoni Wengera, piłkarz może poszczycić się łatką "klasa światowa".

Futbol jednak nie znosi sentymentów, a najlepiej wie coś o tym sam Wenger, który zdobywanie mistrzostw Anglii zamienił na hasła: - Bycie w pierwszej czwórce jest już dla nas jak tytuł. W zeszłym sezonie po raz pierwszy za kadencji Francuza zabrakło jednak i tego "trofeum". A jak mówi legenda klubu, Ian Wright: - Dzisiaj Wenger nie ma już żadnego powodu do uśmiechu. Może z wyjątkiem faktu, iż na zapowiedzianym przez Chilijczyków marszu z 14 tysięcy chętnych, pojawiło się…pięć osób.

Jak opowiadał dziennikarzom Chuba Akpom, do dziś w szatni Arsenalu tematem numer jeden na poprawę humoru jest nieudana wycieczka The Citizens po podpis Sancheza. Anglicy nie mają jednak żadnych wątpliwości, iż przy najbliższej okazji temat odejścia Alexisa do Manchesteru wróci jak bumerang. Kret z szatni The Citizens wyznał "The Sun", iż przy wygaszającym w czerwcu kontrakcie, klubowi z Etihad wystarczy zimą wyłożyć za Sancheza skromne 20 milionów funtów. Przy obecnych wynikach aż ciężko sobie wyobrazić o ile silniejsi staliby się wówczas podopieczni Pepa Guardioli. Lub jak słabszy zostałby Arsenal. Gdy Raheem Sterling usłyszał, iż ma zostać odesłany na Emirates jako część transakcji w zamian za Alexisa, ze strachu maniakalnie zaczął dzwonić do Hiszpana. Guardiola powiedział mu wówczas w słuchawce: - Za bardzo ci ufam, aby cię sprzedawać. Sterling strzela bądź asystuje w obecnym sezonie średnio co 56 minut.

Z równie wielkiego przywiązania do zawodników słynie sam Wenger. Jak sam o sobie mówi: - Możecie zarzucić mi wszystko. Lecz nie to, że w pełni nie poświęcam swojego życia Arsenalowi.

Pep Guardiola do wspaniałego stylu, czy rozrywki dodaje jednak coś, o czym marzy każdy aspirujący piłkarz: wyniki. I tak Wengerowi co roku ubywają kolejne atuty do przyciągania wielkich gwiazd. Zamiast tego, wybierają oni bilet w drugą stronę. Byle z dala od miejsca, w którym czyny zamieniono na puste obietnice. W końcu jak inaczej określić wyznanie właściciela zespołu, Stana Kroenke, który zeszłego tygodnia opowiadał, iż jego klub jest od lat największą angielską potęgą i osiąga wyniki ponad swoje możliwości. Przy takich deklaracjach kibicom Arsenalu zostaje się uśmiechnąć, odejść po chwili na bok i zacząć żarliwie płakać.

ZOBACZ WIDEO Lewandowski piętą, Bayern zwycięski w hicie. Zobacz skrót meczu z Borussią [ZDJĘCIA ELEVEN]

Źródło artykułu: