W sobotnim meczu z Cracovią trener Mirosław Jabłoński wreszcie mógł wystawić taki skład, jaki chciał. W porównaniu z rundą jesienną, w drużynie ŁKS w pierwszym składzie pojawiło się aż pięciu nowych graczy (a wśród nich m.in. Sebastian Mila i Marcin Adamski). Przede wszystkim do rewolucji doszło w drugiej linii, w której pewne miejsce z dawnych ełkaesiaków ma tylko Łukasz Madej.
W łódzkim klubie wciąż jednak nie rozwiązano najpoważniejszego problemu, czyli fatalnej skuteczności, która głównym tematem przy alei Unii jest już od kilkunastu miesięcy. W szóstej minucie bardzo ładną akcją przeprowadził wystawiony w ataku Robert Szczot, który najpierw na lewym skrzydle poradził sobie z rywalem, a potem potężnie uderzył na bramkę Marcina Cabaj. Golkiper Cracovii piłkę odbił przed siebie, ta trafiła na piąty metr pod nogi Sebastiana Mili, który zamiast ze stoickim spokojem skierować ją do siatki... przestrzelił.
Niecelnym strzałem byłego gracza Groclinu łodzianie się jednak specjalnie nie przejęli i znów ruszyli do ataku. Szczot najpierw uderzył tuż obok słupka, a po chwili doskonale dośrodkował w pole karne. Tam był Jovino, po którego strzale piłka trafiła w słupek. Wściekły był Brazylijczyk, wściekli byli kibice, ale ta sytuacja pozwalała optymistycznie spoglądać na kolejne minuty meczu.
Łodzianie do końca pierwszej połowy mieli przewagę. Trafić do siatki próbowali: Tomasz Kłos (piłkę po jego strzale głową bez żadnych problemów złapał bramkarz gości), Madej (uderzył niecelnie), Jovino (przestrzelił z 7. metrów), a także Mila (jego strzał z rzutu wolnego obronił Cabaj). A co w tym czasie robiła Cracovia? Właściwie to nic, bo ich jedyne celne uderzenie miało miejsce w 6. minucie, kiedy to Bodzia W. próbował pokonać zza pola karnego Węgier Arpad Majoros.
Trener Stefan Majewski był świadom fatalnej gry swoich podopiecznych w pierwszej połowie i w przerwie dokonał dwóch zmian. W miejsce bezbarwnego Kamila Witkowskiego i przyzwoicie grającego Majorosa, na murawie pojawili się Dariusz Pawlusiński z Tomaszem Moskałą. Ten drugi kibicom pokazał się już po kilkudziesięciu sekundach gry, gdy bezpardonowo wślizgiem potraktował Marcina Adamskiego.
W drugiej połowie sporo się zmieniło. Tempo meczu znacznie spadło, a piłkarze Łódzkiego Klubu Sportowego opadli z sił. Szczot nie był już tak aktywny, Halitiemu i Vayerowi brakowało sił. Tego ostatniego zmienił Kleyr, do którego miejscowi dziennikarze mieli wiele zastrzeżeń. Brazylijczyk okrzyknięty przez Algmintasa Breikstasa, współwłaściciela ŁKS, przyszłą gwiazdę polskiej ligi w meczu z Cracovią zawiódł na całej linii.
Dobrą okazję łodzianie mieli w 76. minucie, kiedy to z rzutu wolnego uderzał Kłos. Futbolówka po jego strzale o zaledwie kilkadziesiąt centymetrów minęła bramkę, strzeżoną przez Cabaja. Obrońca ŁKS kilka chwil później miał jeszcze lepszą sytuację, bo dostał piłkę na ósmy metr. Zupełnie niekryty zamiast umieścić piłkę w siatce, uderzył prosto w bramkarza Cracovii. Dwie minuty później w doskonałej sytuacji znalazł się Mila, który strzelił 20 centymetrów obok bramki. To była ostatnia okazja gospodarzy do zdobycia gola...
Sobotnie spotkanie łodzianie mogli wygrać bez większych problemów. I na pewno zdobyliby trzy punkty, gdyby nie fatalna skuteczność i niemały pech. - Nie wiem, czy to brak szczęścia, czy umiejętności - rozkładał potem ręce trener Mirosław Jabłoński. Po tym meczu sytuacja ŁKS w tabeli zrobiła się - nie ukrywajmy - dramatyczna...
ŁKS Łódź - Cracovia Kraków 0:0
Składy:
ŁKS Łódź: Wyparło - Łakomy, Adamski, Kłos, Mysona - Madej (88' Arifović), Haliti, Vayer (57' Kleyr), Jovino (76' Woźniczka), Mila, Szczot.
Cracovia Kraków: Cabaj - Kulig, Polczak, Tupalski, Radwański - Majoros (46' Pawlusiński), Kłus, Baran, Nowak - Dudzic (82' Kostrubała), Witkowski (46' Moskała)
Żółte kartki: Kleyr (ŁKS) oraz Baran, Tupalski (Cracovia).
Widzów: 5000 (gości: 250).
Sędzia: Mariusz Żak (Sosnowiec).
Najlepszy gracz ŁKS Łódź: Robert Szczot.
Najlepszy gracz Cracovii Kraków: Przemysław Kulig.
Najlepszy gracz meczu: Przemysław Kulig.