Przypomnijmy, że Bruno Heidersheid pozwał Francka Ribery'ego na kwotę 3,45 mln euro za niezapłacenie mu prowizji za transfer Francuza do Bayernu Monachium w 2007 roku. Piłkarz nie chciał bowiem się zgodzić na podarowanie takiej kwoty, ponieważ jego zdaniem nie był z nim wtedy związany umową.
Cała sprawa ma swój początek w czasach, gdy Ribery był zawodnikiem Galatasaray Stambuł. Francuz miał wtedy poważne problemy finansowe, ponieważ Turcy nie płacili mu pieniędzy nawet przez trzy miesiące. Wtedy bardzo pomógł mu właśnie jego agent, który spowodował, że piłkarz wykupił własną kartę i mógł odejść z klubu.
Właśnie wtedy Ribery miał poinformować go, że otrzyma on 10 procent od kolejnego transferu. Wkrótce trafił on do Olympique Marsylia, a następnie, za sumę 30 mln euro do Bayernu. Był to wówczas rekord transferowy klubu z Bawarii.
Na czym polega problem? Otóż według piłkarza nie podpisał on ze swoim ówczesnym agentem żadnej umowy. Inne zdanie ma Heidersheid, którego przedstawiciele pokazali przed sądem dokument, na którym widnieje podpis obu mężczyzn.
Sąd pierwszej instancji przyznał rację agentowi. We wtorek Ribery pojawił się w sądzie w Monachium gdzie stwierdził, że nie jest to jego podpis. Sędzia Isabel Liesegang zapowiedziała, że do akcji musi wkroczyć rzeczoznawca, a ogłoszenie wyroku zostało przełożone na 16 stycznia.
Według niemieckich mediów sprawa jest niezwykle poważna, ponieważ w przypadku fałszerstwa Heidersheidowi grozi proces karny. Wielkie problemy będzie miał również Ribery jeśli sąd nie uwierzy w jego zapewnienia.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie do wiary! Rosjanin spudłował z dwóch metrów