- Nie było łatwo pozbierać się po występie w Niecieczy - przyznał trener Jan Urban. Śląsk w pierwszej połowie wspomnianego meczu nie istniał, tylko biegał za piłką i dał sobie strzelić dwa gole. Gdyby nie Jakub Słowik, to na drugą jego zawodnicy woleliby nie wychodzić. Po rozmowie w szatni powalczyli o remis, ale niezłe 45 minut nie wybieliło wizerunku piłkarzy Śląska.
Mecz z Jagiellonią miał być jak stypa. Pożegnanie (ponoć) Urbana, zatrważająco niska frekwencja, w końcu słaba forma i silny rywal, który trzy dni wcześniej przejechał się jak walec po Koronie Kielce (5:1). Tymczasem nastąpiło odrodzenie Śląska, skazywanego na niebyt.
Decydującego gola - po fenomenalnym prostopadłym podaniu Michała Chrapka - strzelił Arkadiusz Piech. - Wyszarpaliśmy to zwycięstwo, chociaż Novikovas szybko podpiął nas pod prąd, wypracował znakomitą sytuację na początku meczu. Nie miałem powodów, by nie wierzyć, że powalczymy. Śląsk jest zupełnie inną drużyną na własnym boisku. Rozmawialiśmy dużo o spotkaniu w Niecieczy. Głownie o tym, dlaczego zagraliśmy dwie połowy w tak odmienny sposób. Przeciw Jagiellonii byliśmy bardziej agresywni, zdeterminowani. W innym wypadku tak silny zespół - mówiąc kolokwialnie - rozklepałby nas - kontynuował Urban.
Najważniejszym momentem spotkania - oprócz bramki Piecha - była parada Jakuba Słowika przy rzucie karnym Arvydasa Novikovasa. - Jedenastka spowodowała, że Śląsk mocno zagęścił środek pola, cofnął się. Pojawiło się dużo wślizgów, walki w powietrzu - chwalił Śląsk trener Jagiellonii, Ireneusz Mamrot.
Białostocczanie mogą odczuwać niedosyt, bo wielokrotnie przedostawali się w pole karne Słowika. Brakowało tylko wykończenia. - Z przebiegu gry remis byłby bardziej sprawiedliwy. W piłce liczy się jednak to, co w siatce. Jedynie mam pretensje o sytuacje, w których za długo szukaliśmy podań do partnera zamiast uderzeń - podkreślił szkoleniowiec "Jagi".
ZOBACZ WIDEO Jeden gol zadecydował o wyniku meczu Hoffenheim - Stuttgart. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]