Kariera nie zmieniła Glika. "Nie potrzebuję ferrari w garażu czy kumpli aktorów"

Kamil Glik ma za sobą świetny rok i sam z satysfakcją na niego patrzy. Na szczęście polskiemu obrońcy nie grozi, że nagle uderzy mu woda sodowa do głowy. Nadal jest skromny, pracowity i nie szuka rozgłosu.

Robert Czykiel
Robert Czykiel
Kamil Glik Getty Images / Alexander Hassenstein/Bongarts / Na zdjęciu: Kamil Glik
Niewielu polskich piłkarzy może z pełnym przekonaniem powiedzieć, że mijające dwanaście miesięcy było rewelacyjne w ich wykonaniu. Wyjątkami są Robert Lewandowski i Kamil Glik. Pierwszy to jeden z najlepszych napastników na świecie, a drugi z AS Monaco święcił sukces za sukcesem. W dodatku obaj awansowali na mistrzostwa świata z reprezentacją Polski i już myślami są przy pojedynkach z Senegalem, Kolumbią oraz Japonią.

Tych dwóch piłkarzy łączy jeszcze jedno. Zrobili wielkie kariery, ale sława i pieniądze ich nie zmieniły. Glik mieszka w pięknym miejscu, świetnie zarabia i mógłby się lansować w portalach społecznościowych. Przyznaje jednak, że to nie w jego stylu.

- Nie potrzebuję ferrari w garażu czy kumpli aktorów, żeby się dowartościować. Nie pozuję na ściankach, unikam wielkiego rozgłosu. Można inaczej, ale ja taki nie jestem. Nie mam parcia na szkło. Przyjaciele wpadają do Monaco. Posiedzimy, wyjdziemy na dobrą kolację, pogadamy. I jest fajnie. Tak samo święta w Polsce. Organizujemy sobie spotkania w gronie najbliższych. Można odpocząć od piłki, zresetować głowę przez kilka dni. Nie odwaliło mi i nie ma szans, że odwali. Nawet takie miejsce jak Monaco nie jest w stanie mnie zmienić - opowiada gwiazdor Monaco.

29-latek z Jastrzębia-Zdroju w tym roku miał mnóstwo powodów do satysfakcji. Sam jest bardzo zadowolony z tego, co osiągnął na boisku.

- Co tu dużo mówić, to było wielkie dwanaście miesięcy. Pod każdym względem: w klubie i reprezentacji. Lepiej bym sobie tego nie wymyślił. Jestem dumny ze swoich osiągnięć. Mistrzostwo kraju, pokonanie wielkiego PSG w zaciętym wyścigu, finały krajowych pucharów, półfinał Ligi Mistrzów, awans do mistrzostw świata, indywidualne wyróżnienia. Trochę się tego zebrało. Lubię usiąść w spokoju, przeanalizować i spojrzeć z dystansu na sprawy. W tym roku czeka mnie miłe podsumowanie - przyznaje.

Glik jest idealnym wzorem do naśladowania dla dzieci i młodzieży. Miał trudne dzieciństwo. Problemy w domu oraz osiedle pełne pokus nie sprowadziły go na trudną drogę. Potem jego kariera długo nie układała się idealnie.

- Nie miałem łatwej drogi. Pyk, pyk, pyk - jeden, drugi transfer i jestem w wielkim klubie. Orałem. Przeszedłem z dziesięć szczebli. Kopałem w okręgówce za kiełbasę i jakieś piwko, potem był wyjazd do Hiszpanii - 3 liga, powrót do Polski i spadek z Piastem, a następnie przełomowy wyjazd do Włoch. Tam też droga była kręta. Kopanie w Serie B, awans z Torino, europejskie puchary i wreszcie transfer do Monaco. Nikt mnie nigdy nie ciągnął za uszy. Swoje musiałem wycierpieć - wspomina.

Obecny sezon niestety nie zapowiada się obiecująco. Monaco odpadło z Ligi Mistrzów, a we francuskiej ekstraklasie zespół traci dziewięć punktów do Paris Saint-Germain. Glik i jego koledzy obecnie mają przerwę świąteczno-noworoczną, a 6 stycznia zmierzą się z Yzeure w Pucharze Francji.

ZOBACZ WIDEO: "Damy z siebie wszystko" #7. Marek Jóźwiak: Lechia ma potencjał na mistrzostwo Polski


Oglądaj rozgrywki francuskiej Ligue 1 na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)
Czy Glik to najlepszy polski obrońca?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×