Już od 146 lat Puchar Anglii jest dla piłkarskich fanów symbolem narodzin futbolu. I to nie tylko na Wyspach. Pierwsze oficjalne rozgrywki piłkarskie w historii przyniosły wiele pionierskich pomysłów - od zamontowania w bramce poprzeczek oraz siatek aż po wprowadzenie pierwszych zasad gry, rezerwowych czy numerów na koszulkach. Rozgrywki stały się dla Anglików na tyle prestiżowe, że ich finał jest jedynym meczem, który co roku musi być transmitowany na Wyspach w ogólnodostępnej telewizji.
Brytyjczycy, jak przystało na monarchię, potrafią pilnować własnych tradycji. I tak sędziowie finałowego starcia przedmeczowy poranek muszą spędzić na spacerze po londyńskim Hyde Parku, a jeden z członków rodziny królewskiej prezentuje trofeum zwycięskiej drużynie. Niegdyś robiła to królowa Elżbieta. Od 2015 roku śladami babci podąża już jej wnuk, książę William, który został nawet sygnowany na prezydenta krajowej federacji piłkarskiej.
Nie inaczej powinno być i w tym roku. 35-latek znajdujący się jako drugi w kolejce do brytyjskiego tronu może być jednak zmuszony do przerwania trwającej od niemal wieku tradycji. A wina za taki stan rzeczy leży po stronie... jego brata Harry’ego.
19 maja 2018 roku, kiedy to w kaplicy świętego Grzegorza na londyńskim Zamku Windsorów książę Harry poślubi amerykańską aktorkę Meghan Markle, około 40 kilometrów dalej - na stadionie Wembley - rozpocznie się finałowe starcie o Puchar Anglii.
Banalne zrządzenie losu, lecz nie do śmiechu jest kibicom, którzy bez wizyty członka rodziny królewskiej nie wyobrażają sobie przebiegu finałowego spotkania: - To prawda, że nie udało nam się dojść do porozumienia w sprawie daty obu wydarzeń, ale pragniemy z góry uspokoić kibiców, iż ślub księcia Harry’ego nie będzie kolidował z godziną meczu - czytamy w oświadczeniu angielskiej federacji piłkarskiej.
Wątpliwe jest jednak, aby William, prognozowany do roli drużby na weselu brata, zdążył przemieścić się przez niemal cały Londyn i w tym czasie trafić na pierwszy gwizdek finału obecnej edycji FA Cup. A to nie koniec kontrowersji. Gdy BBC poinformowało, iż wraz z relacją królewskiej ceremonii stacja zamierza skrócić tradycyjne przedmeczowe studio, fani rozpętali burzę na portalach społecznościowych.
Niektórzy z kibiców rozpoczęli nawet misję... zdyskredytowania sakramentu małżeństwa księcia Harry’ego i jego partnerki. Dopatrzono się wówczas, iż zgodnie z nieformalną tradycją ślub członka dynastii Windsorów powinien odbywać się w dzień roboczy, a nie - jak jest to planowane - w sobotę. Lamenty fanów futbolu potraktowano jednak w Pałacu Buckingham z uśmiechem politowania. Zwłaszcza iż dla angielskiej gospodarki ceremonia małżeństwa to żyła złota, która musi mieć miejsce poza godzinami pracy.
- Zysk z takiego wydarzenia liczony jest od pół miliarda do miliarda funtów. Tym bardziej iż Meghan oraz Harry są tutaj niesamowicie popularni. Według naszych prognoz same 150 milionów funtów zostanie wydane na szampana oraz jedzenie - tłumaczył dziennikarzom "Daily Mail" ekspert marki "Brand Finance" David Haigh. Przy tych liczbach finał Pucharu Anglii to dla rodziny królewskiej niszowe wydarzenie, co dla przeciętnego kibica w Anglii wydaje się być faktem nie do zaakceptowania.
Gdy 18 lat temu Manchester United wycofał się z rozgrywek FA Cup z powodu napiętego kalendarza, fani na Wyspach byli oburzeni, a miejscowi dziennikarze domagali się nawet zwolnienia już wówczas legendarnego Sir Alexa Fergusona. W zeszłym roku natomiast Gary Lineker, zaniepokojony spadkiem popularności rozgrywek, zaproponował, aby zdobywca trofeum dostawał od UEFA automatyczną promocję do następnej edycji Ligi Mistrzów.
Poza Wyspami oba pomysły przywitały się jedynie z falą kpin, lecz estymę krajowego pucharu według Anglików potrafią zrozumieć jedynie oni sami. Może z wyjątkiem mieszkańców Pałacu Buckingham.
ZOBACZ WIDEO Potknięcie AS Roma, VAR wpłynął na wynik. Zobacz skrót meczu z Sassuolo [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Może to człowiek ustalał/ustalił?