Piłkarski "Brexit". Anglicy "bandą idiotów"

Reuters / Arsene Wenger pracuje z Kanonierami od 1996 r.
Reuters / Arsene Wenger pracuje z Kanonierami od 1996 r.

"Znów zrobiliśmy z naszego kraju bandę idiotów" - tak Martin Samuel z "Daily Mail" skomentował skrócenie letniego okna transferowego w Anglii. Rewolucja miała zapoczątkować koniec z patologią na rynku. Wywołała falę drwin.

W tym artykule dowiesz się o:

- Jak mam przygotować do gry zawodnika, który dwie godziny przed meczem zastanawia się, czy odejdzie z klubu i jak tak, to za ile? - grzmiał parę miesięcy temu . Skrócenie letniego okna transferowego miało raz na zawsze zakończyć erę nie tylko szastania pieniędzmi na lewo i prawo, lecz również wszechobecnej patologii, którą doskonale obrazuje . Reprezentant Anglii ledwo toczył się po boisku, gdy jego  tracił kolejne bramki w przegranym niedawno 0:4 starciu z . Po paru dniach już jako świeży nabytek klubu z Anfield Road, nie miał jednak żadnych skrupułów, aby całować godło zespołu, od którego dostał w weekend bolesne lanie.

W zeszły czwartek przedstawiciele klubów Premier League skrócili o ponad trzy tygodnie letnie okienko transferowe w Anglii. "Za" głosowało 14 z 20 drużyn. Jeden głos mniej i zmiana nie weszłaby w życie. Przeciwne były m.in. oba Manchestery.

Na Wyspach od 2002 roku, odkąd FIFA utworzyła na rynku odseparowane miesiące na zakupy, wydano przeszło 10 miliardów funtów. Skrócenie okna ma chronić finanse klubów, zanim pozostałoby im jedynie spłacanie 7-zerowych długów.

 - Piłka nożna nareszcie przestanie być jedynie biznesem - zapowiadał Arsene Wenger. Lecz wraz z prześwietleniem umowy wydaje się, że rację miał jedynie Miles Jacobson, który jako dyrektor instytutu Sports Interactive zapowiadał na łamach "Four Four Two":  - Po politycznym Brexicie, czeka nas również i ten piłkarski. A jego symbolem jest właśnie zatwierdzona przez Premier League ustawa.

ZOBACZ WIDEO Romeo Jozak: Legia musi grać agresywnie i ofensywnie

Na Wyspach wyrwano się ze świata cyferek i profitów w romantyczną epokę pełną wzajemnego szacunku i rozważnego działania. Sęk w tym, że w Anglii od lat nie obcowano z podobnymi wartościami, o czym świadczą liczne błędy przy spisywaniu nowej ustawy. Jakie? Eksperci punktują, że angielskie kluby nie mogą do pierwszego września (31 sierpnia to ostatni dzień na dokonanie transferów w większości lig) kupować nowych zawodników. Mają jednak prawo, aby sprzedawać ich do woli. Innymi słowy: masz mniej czasu na wzmocnienia, za to całe lato, aby stawać się coraz słabszym.

- Piłkarze wciąż mogą udawać kontuzje, agenci nadal będą składać fałszywe obietnice, a na końcu i tak wszyscy najlepsi uciekną z Premier League. Wraz z decyzją nie zniknie popyt na kolejnych Philippe Coutinho czy Virgilów van Dijków - grzmi w swoim felietonie na łamach "Daily Mail", Martin Samuel. Podczas, gdy Ronald Koeman (menadżer Evertonu) tonował z początku euforyczne nastroje: - Ta decyzja ma jedynie sens, jeśli cała Europa się do nas podporządkuje.

Dziś już wiadomo, że tak się nie stanie, o czym mówił w Manchesterze podczas konferencji Soccerex prezydent hiszpańskiej ekstraklasy Javier Tebas: - Według interesu La Liga, angielski pomysł nie wart jest większej uwagi.

- Następnego lata wielu piłkarzy będzie mogło przebierać w ofertach po udanych mistrzostwach świata. Angielski zespół będzie zmuszony dopiąć szczegóły kontraktu do 9 sierpnia, gdy Włosi lub Hiszpanie mają na to ponad trzy tygodnie więcej. Kto wiec będzie zmuszony działać pod presją? Kto postanowi zapłacić kolejne przepłacone fortuny agentom? Anglicy! - dodaje Samuel, nazywając przy tym rodzimą ligę
"grupą frajerów".

I tak kraj, który obnosi się jako stolica klubowego futbolu, pogłębia jedynie przepaść dzielącą ją od reszty Europy. A fakty są na dziś nieubłagane. Od 2012 roku żaden angielski zespól nie zagrał w finale Ligi Mistrzów. W międzyczasie aż 6 na 10 finalistów Champions League pochodziło z Półwyspu Iberyjskiego. Najlepsi piłkarze na świecie nie muszą sięgać po kalkulatory, aby zdać sobie sprawę, kto tak naprawdę rządzi w piłkarskim przemyśle. Tak jak nikogo nie zaskakuje, iż przejście na boiska Premier League to jedynie malutki krok do wygrania Ligi Europy. Rozgrywek, których na Wyspach nikt nie śmie nazywać jak przed laty "turniejem dla biedaków".

Finał nadchodzącego mundialu od zakończenia okienka na Wyspach dzielić będzie jedynie 25 dni. Ponad trzy tygodnie, w których Anglicy muszą udowodnić światu, iż europejskie kluby wpiszą się w ich romantyczny obraz futbolu i opuszczą przy ofercie klubu Premier League dziesięć, a najlepiej z 15 milionów funtów. W międzyczasie piłkarz pokroju Diego Costy uszanuje decyzję zarządu o braku pozwolenia na transfer, po czym wpadnie w objęcia swojego trenera i serdecznie przeprosi za medialną nagonkę towarzyszącą jego odejściu. Tak samo piękny, jak i niemożliwy obraz.

W ostatnim okienku transferowym pieniądze na aż 16 z 25 najdroższych transferów przelano z angielskich kont. Ile podobnych transakcji odbędzie się za rok? Brytyjska prasa wykłóca się, ze ich rodzime kluby zajmą wszystkie najwyższe lokaty i chociaż w tym zdominują na lata światowy futbol.

Źródło artykułu: