Szymon Marciniak żyje na walizkach, czekają go szkolenia UEFA w Tajlandii przed decydującą fazą rozgrywek europejskich. To może mieć wpływ na podział prac podczas nadchodzących mistrzostw świata.
Choć na razie czołowi sędziowie skupiają się na tym, co czeka ich w kolejnych tygodniach, mundial też jest w ich głowach. - Nie da się o tym nie myśleć. Człowiek stara się z dnia na dzień skupiać o najbliższych celach, ale MŚ są co cztery lata. To turniej, o którym zawsze się marzy. Jesteśmy już blisko, praktycznie widzimy przed sobą bramy Moskwy. Oficjalnie zaraz zostaną podane nazwiska, cieszę się, że moje jest mocno zakotwiczone. Niedługo czeka nas kolejne zgrupowanie w Doha, kolejne egzaminy - będzie ich dużo. Trzeba być gotowym na to, żeby wstać i pobiegać, napisać coś, taka praca sędziego. Mecze na MŚ to wisienka na torcie - wyjaśnił polski sędzia.
Największym marzeniem Marciniaka jest praca podczas ostatniego i najważniejszego meczu mundialu. - Sędziowanie każdego finału MŚ, ME czy LM, to jest coś, co daje naprawdę przeświadczenie, że to co się robi tyle lat, to ma sens. Ja wiem, że idę w dobrym kierunku, idę w dobrą stronę. Po 2-3 dobrych sezonach nie dostaje się finałów. Sędziowanie na najwyższym poziomie nauczyło mnie pokory i takiego myślenia, że nie można być od razu rzuconym na głęboką wodę - podkreślił.
- Powoli robię się jak Kamil Stoch, on musi oddać dwa równe skoki, a ja posędziować dwie dobre połówki - podsumował.
ZOBACZ WIDEO Puchar Anglii: piękny gol Lingarda, wymęczona wygrana Manchesteru United. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]