Szymon Marciniak: Namawiają mnie na walkę w klatce

Od kilku lat jest eksportowym polskim sędzią. Jego życie toczy się w szybkim tempie. Wyjazdy na Ligę Mistrzów, konferencje, zgrupowania zagraniczne są na porządku dziennym. Ale oczywiście znajduje też czas na rodzinę i realizowanie pasji.

Piłka Nożna
Piłka Nożna
Szymon Marciniak WP SportoweFakty / Roksana Bibiela / Na zdjęciu: Szymon Marciniak

Rozmawiał Paweł Gołaszewski

Miałeś przyjść z żoną...

... ale mamy remont w domu i ktoś musi pilnować roboty - śmieje się Szymon Marciniak, który na spotkanie z "PN" przyszedł z córką Natalią. - Od kilku tygodni jest prawdziwy zawrót głowy. Robimy gruntowne zmiany, zrywanie podłóg i tak dalej - zbierałem się od dłuższego czasu do generalnego remontu. Po zakończeniu chyba będę musiał wynająć z pięć sprzątaczek, aby to ogarnąć. Sami nie damy rady.

To gdzie teraz mieszkacie?

Mnie więcej nie ma, niż jestem, ale chwilowo wynajęliśmy mieszkanie. W domu nie da się normalnie funkcjonować, wszystko jest w proszku. Ale za chwilę robotnicy położą podłogę i będzie już z górki.

Ty decydujesz o nowej podłodze, meblach, kolorze ścian? Dla mnie wszystko jest piękne i cudowne. Żona Magda ma zdecydowanie lepszą wyobraźnię. Wie, jak to powinno wyglądać. Ale swoje zdanie muszę czasami wyrazić. Sędziując mecz Liverpoolu ze Spartakiem Moskwa, nie byłeś myślami przy remoncie? Kiedy jadę na mecz, odcinam się od wszystkiego. Mamy dobre ekipy remontowe, żona wszystko nadzoruje. Byłem spokojny. Nie jestem człowiekiem konfliktowym. Wiem, kiedy odpuścić. Nie lubię się kłócić z żoną o błahostki, to jest bez sensu. W małych sprawach zawsze odpuszczam. Przy poważniejszych tematach mam więcej do powiedzenia. Wtedy Magda wie, że nie ma sensu wchodzić mi w drogę.

Stawiasz na swoim?

Jestem upartym człowiekiem, ale potrafię iść na kompromisy. Skoro dogadujemy się z Magdą od 16 lat jako małżeństwo, chyba naprawdę nie mamy sobie nic do zarzucenia. Jesteśmy zgraną parą.

Długo znaliście się przed ślubem?

W zasadzie od zawsze. Byliśmy sąsiadami, wychowywaliśmy się na jednym osiedlu, znamy się doskonale, trochę jak brat z siostrą. Związek się tak ciągnie, że końca nie widać. Małżonka zna wszystkie wady i zalety mojej pracy. Wiem, jak ona zachowa się w konkretnej sytuacji, Magda ma tak samo. Dogadujemy się doskonale.

Czyli nie stresujesz się, kiedy wylatujesz na mecz?

Mam czystą głowę, a to jest niezbędny element do spokojnego prowadzenia spotkania. Nasza praca jest przesiąknięta chorą nienawiścią ludzi do sędziów. Nie możemy wynajdywać sobie kolejnych niepotrzebnych problemów.

Magda wie, że przed ważnymi meczami nie może ciebie denerwować?

Na ważne spotkania wylatujemy na trzy dni, więc do pierwszego gwizdka już dawno zdążę zapomnieć o problemie. Zresztą zawsze szybko zapominam o konfliktach. Trzeba skupić się na robocie, pod tym względem jestem fetyszystą.

Żona nie denerwuje się, że tak często nie ma cię w domu?

Wiedziała, jak to może wyglądać. Szybko się przyzwyczaiła. Na początku musisz dużo sędziować, aby awansować do wyższej ligi. Później myślisz o ekstraklasie, europejskich pucharach. A kiedy już tam dojdziesz, nie chcesz spaść ze szczytu. Wtedy dopiero zaczynają się liczne wyjazdy, nie tylko na mecze, więc w domu spędzam bardzo mało czasu. Sędziowanie jest bardzo wciągające, daje wielką adrenalinę, czyli ma wszystko, co lubią i czego potrzebują faceci. Zresztą gdybym był w pierwszej czy drugiej lidze, też musiałbym dbać o formę. Choć byłoby mniej wyjazdów w inne miejsca świata. W każdym razie nie mam czasu na nudę. Konferencje, obozy, przygotowania, zgrupowania, wyjazdy na mecze, turnieje międzynarodowe - dużo się dzieje.

Kiedy jesteś w domu, żona goni cię do codziennych obowiązków czy raczej mówi, abyś sobie odpoczął przed ważnym meczem?

Bez przesady, normalnie funkcjonujemy. Nie wstydzę się tego, że pomagam w domowych obowiązkach, dzielimy się wszystkim w miarę możliwości. Nie mam taryfy ulgowej. Żona zdaje sobie sprawę, że trening jest u mnie na pierwszym miejscu, i czasami się wkurza, kiedy po kolacji wigilijnej nagle wstaję, zakładam dres, czapkę, rękawiczki i idę pobiegać do lasu. Nawet przy gościach muszę wyjść na kilkadziesiąt minut.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: nowy Messi? Niewiarygodna akcja 14-latka z Barcy

Niezły sposób na wyproszenie...

Nic z tych rzeczy! Goście sobie siedzą z żoną, rozmawiają, a ja wracam po treningu. Zresztą cała rodzina żyje moim sędziowaniem. Wystarczy, że powiem żonie o meczu, na który jadę, już wszyscy wszystko wiedzą - taka rodzinna poczta pantoflowa. Kiedy wyjeżdżam, potrzebujemy pomocy, szczególnie obu babć, przy dzieciakach, żeby wszystko miało ręce i nogi. Jedno ma dodatkowe zajęcia z języka obcego, drugie jedzie na tańce...

Kiedy zostajesz z dziećmi w domu, gotujesz obiady czy idziesz na łatwiznę i zamawiacie coś z restauracji?

Takie sytuacje zdarzają się bardzo rzadko, ale jeśli już - żona tak o nas dba, że zostawia obiad na dwa-trzy dni. Do tego są jeszcze babcie, które wtedy częściej odwiedzamy. Z głodu nie umrzemy.

Czyli sam nie gotujesz?

Naleśniki czy jajecznicę usmażę, ale bez większych szaleństw.

Sam pilnujesz odżywiania, czy żona musi cię czasami ograniczać?

Jem wszystko, ale po trochu. Fast foodów nie spożywam, sam o siebie dbam. Mam bzika na punkcie ciała, waga stoi przy łóżku. Pierwsza rzecz, jaką robię rano, to ważenie. Żona się ze mnie śmieje. Tyle że w trakcie meczu spalam około 2000-2500 kalorii. Muszę się odpowiednio nawodnić, dobrze zjeść - ciało to moje narzędzie pracy. Nigdy nie miałem poważnej kontuzji. Zdrowe odżywianie pomoże mi wydłużyć sędziowskie życie.

Jesteś surowym tatą?

Staram się dogadywać z dziećmi. Z córką idzie mi znacznie lepiej, pewnie też ze względu na wiek, niż z synem, który jest... uparty jak ja. Jestem elastycznym ojcem, żona bardziej dokręca śrubkę. Mnie więcej nie ma, więc muszę trochę dzieci rozpieszczać. Na szczęście Magda nad wszystkim czuwa. Nic nie wymyka się nam spod kontroli.

Czyli dzieci mogą sobie pozwolić przy tobie na trochę więcej?

Niedawno byłem w ich wieku, więc wiem, jakie mają potrzeby. A tak serio, we wszystkim trzeba znać umiar. Zdaję sobie sprawę, że Bartek jest w trudnym wieku - ma 15 lat, przeżywa okres młodzieńczego buntu… Natalia z kolei cały czas chce się bawić. Nie ma wcale stresów. Czasami trzeba tupnąć nogą, muszą znać umiar. Ktoś musi powiedzieć ostatnie słowo. Najlepiej, żeby to był ojciec.

Dzieci się ciebie boją?

Nie, zresztą nie chciałbym, żeby się mnie bały. Dzieciaki mają świadomość, na ile mogą sobie pozwolić. Czasami wystarczy, że spojrzę i już wiedzą, że pioruny lecą. Nie muszę nic mówić, zwłaszcza w przypadku syna. Mam z nimi dobry kontakt. Nie chcę być zbyt surowy, młodość musi się wyszaleć! Ale nauka ma być na odpowiednim poziomie. Pod tym względem na pewno nie odpuszczę.

Bartek przyprowadza już dziewczyny do domu?

Zdarzyły się pierwsze miłości, ale jest w takim wieku, że trudno dowiedzieć się od niego czegoś konkretnego w tym temacie. Staram się czasami podpytać, ale nic nie chce mówić, a ja nie zamierzam być wścibski.

Może podrywa na to, że jego tata sędziuje mecze Realu i Barcelony?

Na pewno nie! Da sobie radę. Ma charakter po mnie. Chce wszystko wywalczyć sam. Córka zresztą ma tak samo. Może nawet jest dwa razy bardziej uparta niż brat.

Na wywiadówki chodzisz?

Z wychowawczynią Bartka jestem cały czas w kontakcie, dobrze się znamy. Kiedy syn narozrabia w szkole, bardzo szybko dostaję SMS i już mogę sobie z nim porozmawiać, w domu. Natalia chodzi do przedszkola, ma w sobie niesamowite pokłady energii...

...które pożytkuje chodząc na zajęcia taneczne...

...i radzi sobie doskonale! Tańczy najlepiej z całej rodziny. Nie mam wątpliwości.

A ty tańczysz?

Czasami, tylko w domu z Natką.

Czy Szymon Marciniak to najlepszy polski sędzia?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×