Jan Urban: W Hiszpanii bez chamskich pytań

- Kto mnie zwalniał? Media, właśnie. W Hiszpanii nie ma bezpośrednich, czasem chamskich pytań, bezczelnego opisywania pewnych sytuacji - mówi nam trener Śląska Wrocław, Jan Urban.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Jan Urban Agencja Gazeta / Jakub Porzycki / Na zdjęciu: Jan Urban
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Jak pan zareagował na ostatnie zawirowania w klubie?

Jan Urban, trener Śląska Wrocław: Jakie zawirowania?

Na początku stycznia zmienił się w Śląsku prezes.

Nie moja działka. Proszę pytać dalej.

Nie wpływa to na pana pracę, przygotowania do rundy rewanżowej, plany?

Dobrze się nam pracowało z prezesem Michałem Bobowcem, mam nadzieję, że również współpraca z Marcinem Przychodnym będzie udana. To nie są moje decyzje, nie mam na nie żadnego wpływu. Wykonuję swoją robotę. Jak zwalniają panu szefa, to ma pan coś do gadania?

To oczywiste, że nie. Ale po takich zmianach zapewne dowiedziałbym się, w którą stronę chce iść firma, jakie ma cele.

Zapewne zarząd ma nowe cele. Ja mam ten sam, który był wyznaczony przed rozpoczęciem sezonu. Walczymy o pierwszą ósemkę.

Odcina się pan od roszad na górze.

Mnie interesuje to, jaką będę miał kadrę, kto z kontuzjowanych zawodników wyzdrowieje. A już teraz wiem, że nie będę mógł skorzystać z kilku graczy przed meczem z Cracovią na inaugurację rundy wiosennej (10.02. - dop. red.). W przypadku Bobana Jovicia czy Kamila Dankowskiego to też pewnego rodzaju niewiadoma. Nie grali pół roku i nawet jak przepracują cały okres przygotowawczy, to nie jest powiedziane, czy to wystarczy. To mnie martwi.

A przyszłość pana nie martwi? W końcówce rundy pana zwolnienie miało być formalnością...

A kto mnie zwalniał?

Media.

Właśnie. Żyjemy w takim kraju, że coś złego lepiej sprzedaje się niż coś dobrego. Zupełnie inaczej niż w Hiszpanii. Wyjechałem tam w 1989 roku, mam w Pampelunie dom, to taka nasza baza dla rodziny na święta. Przepaść w mentalności jest niesamowita, dziwię się, jak można być tak różnym?! Nie mówię, że oni są lepsi, ale kto nie woli podejścia do życia, jakie preferują Hiszpanie? Tam dziennikarze robią swoje, nie ma bezpośrednich, czasem chamskich pytań, bezczelnego opisywania pewnych sytuacji. Nie jedzie się z kimś w mediach, nie ma myślenia: kto pierwszy coś napiszę, ten kozak!

Pan uwierzył w to rzekome zwolnienie w grudniu?

Gdy zaczynają się plotki, człowiek zaczyna się zastanawiać.

Narzekał pan, że brakowało jasnej deklaracji poprzedniego prezesa, że nie straci pan pracy.

Tak, bo taka deklaracja pojawiła się dopiero pod koniec tych spekulacji.

W tym sezonie w ekstraklasie pracę straciło siedmiu trenerów.

To pana zdaniem normalne?

Nie.

Nie my decydujemy, a ktoś inny. Czasami bardzo pochopnie. Średnia długość pracy trenera w naszej lidze to pół roku. Ja wykonałem dwie normy. Czy martwienie na zapas mi pomoże? Nie. Dlatego nie zaprzątam sobie tym głowy, wykonuję swoje obowiązki.

A jak pan reaguje na to, w jakim środowisku pracuje?

Wie pan, co myślę? Że każdy chce wynik na już, nawet na wczoraj. Czy to jest dobre? Moim zdaniem nie. Mówienie o trenerskich projektach na dłuższą metę... powoduje śmiech, no ale każdy ma ambicję. Przeszłość uczy, żeby pilnować tego, co jest tu i teraz. Taka jest sytuacja na rynku.

Nie myślał pan o pracy poza krajem?

Znalazłbym sobie klub na Zachodzie bez żadnego problemu. Tylko pytanie, co to jest Zachód? Grecja, Cypr czy Niemcy albo Hiszpania? Jakbym się postarał, mógłbym trenować przeciętny klub gdzieś tam... Ale tu się czuję dobrze. Młody nie jestem, a najstarszy w lidze!

Stał się pan ekspertem od budowania drużyny po kosztach.

Zdaję sobie sprawę, w jakiej sytuacji finansowej jest klub i na co możemy sobie pozwolić. Jeżeli chcemy mieć lepszą drużynę, musimy mieć lepszych zawodników, a to kosztuje. W Polsce jest wiele przykładów klubów, które funkcjonowały ponad stan i musiały za to słono zapłacić. Ale nie można też igrać z ogniem, bo przesadne oszczędności na dłuższą metę mogą osłabić potencjał zespołu. We Wrocławiu z roku na rok kadra była coraz skromniejsza.

Jak szukał pan zawodników?

Koncentrowaliśmy się na tym, żeby pozyskać graczy jak najbardziej sprawdzonych. Znanych. Interesuje się pan piłką, to wie pan, jak gra Kuba Kosecki. Kuba Wrąbel bronił na Euro do lat 21. Jović występował w Wiśle Kraków, Igors Tarasovs w Jagiellonii, a Dorde Cotra w Zagłębiu. I tak dalej. W piłce łatwo się pomylić a teraz nie ma na to czasu.

Ten brak czasu... Odnajduje się pan w takich warunkach?

We Wrocławiu jestem rok, a trenuję dwie inne drużyny. Pierwsza miała się utrzymać za wszelką cenę, z niedużym potencjałem. Udało się. Teraz jest inny zespół, z innym celem, ale nie można mieć wszystkiego na już.

Polubił pan metody kombinowania?

To też zdobywanie doświadczenia.

Pytanie, czy o takie doświadczenie panu chodziło.

Lubię wyzwania. Nie ma nic lepszego dla trenera, niż wprowadzenie do zespołu młodego chłopaka. Satysfakcję daje też poskładanie drużyny, podczas gdy wszyscy dookoła widzą, że będzie to trudne wyzwanie. Kadra zespołu musi być jednak szeroka. Wcześniej czy później zawodnicy zaczynają grać poniżej swoich możliwości. Albo są zmęczeni, albo nie powinni wychodzić na boisko, ale robią to, bo nie ma kto.

ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #9. System VAR a spalony. "Rysowanie linii nie ma większego sensu"

Tak czy inaczej jest pan pozytywnie nakręcony, jest w panu ten żar.

W warunkach, w jakich funkcjonujemy, złożyliśmy zespół z ciekawych piłkarzy. Większość z nich nie grała w swoich klubach. Kosecki, Piech, Pich, Chrapek, Vacek. Nawet Cotra nie wychodził na boisko co tydzień. Z tych, którzy przyszli, regularnie występowali tylko Marcin Robak, Wrąbel i Dragoljub Srnić. Do Wrocławia przyjeżdżają zawodnicy po to, żeby się odbudować. Zmontowaliśmy drużynę z ludzi, którzy chcą coś udowodnić i pokazać, że potrafią. Ale w pewnym momencie musieliśmy grać tym, czym było. Nie mogłem przewidzieć, że pięciu graczy wypadnie mi na kilka miesięcy. I nie były to urazy mięśniowe, spowodowane błędami w przygotowaniu, tylko kontuzje mechaniczne. Już teraz wiem, że trzech zawodników mi nie wróci, chyba że na koniec sezonu, jak karty będą już rozdane. Kamil Vacek też potrzebuje czasu, żeby być Vackiem z Piasta Gliwice.

Ale podoba się panu ten Śląsk.

Tak.

Dużo można jeszcze wycisnąć z kadry, którą pan ma?

Wszyscy mogą dać dużo więcej. Tylko te kontuzje... Mariusz Pawelec nie grał jesienią tylko w bramce. Pich nawet w obronie biegał... Tych niewymuszonych zmian było za dużo. I pamiętajmy o jednym: rywalizacji. Jak jej nie ma, to piłkarz nie może się rozwijać. Nawet, gdy mówi: daję z siebie sto procent. Podświadomie, jak nie czuje oddechu na plecach, to nie daje. I w drugiej fazie rundy jesiennej miało to znaczenie. Wcześniej wygraliśmy z Lechem, Legią, zremisowaliśmy w Zabrzu z Górnikiem. Po jedenastu kolejkach byliśmy na piątym miejscu w lidze. Sam byłem zaskoczony, że to tak szybko zaskoczyło. Ale później jeździliśmy na mecze, a na ławce rezerwowych siedzieli juniorzy. Nie mogłem przewidzieć, że wypadnie mi większość zawodników z obrony. Zapłaciliśmy za to dużą cenę.

Kierownictwo klubu to rozumie?

Podobnie jak panu, staram się to tłumaczyć szefom. Czy przyjmą te argumenty? Ostateczna decyzja należy do nich.

Czy Jan Urban jest dobrym trenerem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×