Jednym z nowych zawodników płockiej Wisły jest Janusz Iwanicki. Piłkarz, który wcześniej grał między innymi w Stali Stalowa Wola, wywalczył już sobie miejsce w podstawowym składzie zespołu. Płocczanie przed sezonem po raz kolejny zapowiadali, że będą walczyć o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Jak to bywa jednak często w przypadku płocczan, zamiary to jedno, a rzeczywistość drugie. W tej chwili drużyna Wisły to ligowy średniak, który jest zbyt mocny kadrowo, by spaść, ale też zbyt słaby, by włączyć się do walki o awans.
Początku rundy wiosennej gracze z Mazowsza nie mieli najlepszego. Wydaje się, że zmiana szkoleniowca podziałała na zespół, gdyż ten w ostatnim pojedynku niespodziewanie pokonał Koronę Kielce. Teraz przed zawodnikami prowadzonymi przez Włodzimierza Tylaka o wiele trudniejsze zadanie. W sobotę płocczanie udadzą się do jaskini lwa, by na nowym Dialog Arena rozegrać spotkanie z miejscowym KGHM Zagłębiem. W Wiśle przed tym pojedynkiem problemów nie brakuje. - W drużynie zrobiło się kilka kontuzji. Nie wiadomo, czy wszyscy będą zdrowi. Do Lubina jedziemy powalczyć o punkty. Na pewno nie mamy zamiaru się tam położyć i powiedzieć Miedziowym: "strzelajcie ile tylko chcecie". Przyjedziemy, powalczymy, być może uda się zdobyć jakieś punkty - mówi skrzydłowy Janusz Iwanicki.
Nowy szkoleniowiec Wisły po objęciu funkcji przegrał dwa pierwszej pojedynki. Jak zapewnia jednak zawodnik Nafciarzy, sytuacja się ustabilizowała, a piłkarze mogą skupić się tylko na grze i zdobywaniu punktów. - Wszystko jest załatwione z trenerem. Nie ma problemu. Cały czas pracowaliśmy na swoim poziomie i nie było żadnych niedociągnięć. Wszystko jest i było poukładane - dodał Iwanicki.