Brzemienne w skutki okazało się sobotnie spotkanie z Unią Janikowo. W pierwszej połowie Michał Filipowicz składał się w polu karnym do strzału przewrotką i nieszczęśliwie upadł na rękę. Dograł mecz do końca, ale później trafił do szpitala. Diagnoza - złamanie kości śródręcza. - Konieczny był zabieg operacyjny. Teraz Michał dochodzi do siebie, kość będzie się goiła około sześciu tygodni - mówi lekarz Zagłębia, doktor Grzegorz Wiśnicki. Oznacza to, że najlepszy wiosną strzelec drużyny z Sosnowca już w tym sezonie nie zagra.
W sobotę urazu doznał też Krzysztof Myśliwy. Kontuzja wydawała się poważniejsza, ale badanie USG pokazało, że jest to najprawdopodobniej tylko stłuczenie. Niemniej występ Myśliwego w kolejnym meczu z Miedzią Legnica stoi pod znakiem zapytania. To poważny problem dla Zagłębia, bo kontuzjowany jest także trzeci napastnik Bartłomiej Socha, który nawet nie wrócił jeszcze do treningów. Trenuje już pomocnik Piotr Smolec, ale jego uraz był na tyle poważny, że raczej nie zdoła dojść do formy na spotkanie z Miedzią.
Kontuzja odnowiła się też Arkadiuszowi Kłodzie. W meczu z Unią naderwał mięsień i nie będzie mógł grać przez co najmniej 3 tygodnie. Do grona zawodników, którzy w tym sezonie już nie wybiegną na boisko zalicza się też rezerwowy bramkarz Adrian Masarczyk (złamana ręka). Na mniej lub bardziej poważne urazy narzekają też Tomasz Łuczywek, Dariusz Bernaś i Mateusz Madej.
Skąd taka plaga kontuzji w Zagłębiu? - Nie chcę się wypowiadać na ten temat, nie wiem, nie znam się - ucina trener Piotr Pierścionek. W klubie panuje jednak przekonanie, że dużą część winy za obecny stan kadrowy ponosi poprzedni szkoleniowiec. - Widać, że popełniony został błąd w przygotowaniach do sezonu. Trener Kudyba zapewniał nas, że zawodnicy są dobrze przygotowani fizycznie, tymczasem trochę cięższe treningi pokazują, że jednak nie do końca - mówi nam osoba związana z klubem.