Włoscy bukmacherzy na jedno euro postawione na sukces Starej Damy na San Siro płacili aż cztery razy więcej. Ci, którzy zdecydowali się podjąć ryzyko, nieźle na tym zarobili. Bianconeri nie byli faworytem do zwycięstwa nad Interem. Po pierwsze w ostatnich meczach formą nie grzeszyli (chociaż Inter także), po drugie mediolańczycy na własnym terenie nie mieli w zwyczaju przegrywać. Trzynaście zwycięstw i dwa remisy - do rywalizacji z podopiecznymi Claudio Ranieriego Inter przystępował właśnie z takim bilansem meczów na Giuseppe Meazza. Raz kolejny sprawdziło się jednak stare piłkarskie porzekadło, że to nie statystyki grają. Inter przegrał 1:2 i ta porażka może go drogo kosztować. Przewaga nad drugą w tabeli AS Romą stopniała do czterech oczek. Rzymianie mogą realnie myśleć o wyprzedzeniu w tabeli Nerazzurrich, bo przed nimi mecze z dużo mniej wymagającymi rywalami, a i forma u nich zdecydowanie wyższa. Podopieczni Luciano Spallettiego w sobotę co prawda pokonali Empoli tylko różnicą jednej bramki, ale od 55 minuty tego spotkania grali w osłabieniu.
W szeregach Giallorossich nie ukrywali, że w Derby D?Italia liczą na Juventus i się nie rozczarowali. Stara Dama zgodnie z buńczucznymi zapowiedziami zdobyła San Siro. Przed meczem w Mediolanie dało się słyszeć głosy, że trener Mancini będzie musiał sobie poradzić bez kluczowych zawodników środka pola, jakimi są Vieira i Cambiasso, ale wielu odebrało to jako typową zagrywkę taktyczną. Francuz i Argentyńczyk ku zaskoczeniu rzeczywiście nie zagrali. W rezultacie w środku pola operowali piłkarze, którzy na co dzień występują w formacji defensywnej, ewentualnie na skrzydłach. Mowa tu o Christianie Chivu i Javierze Zanettim. Brak nominalnych środkowych pomocników miał swój wpływ na obraz meczu, ale decydująca okazała się... kondycja. Podopieczni Roberto Manciniego nie wytrzymali tempa tego starcia. Z ich poczynań wyraźnie biło zmęczenie. Trudno powiedzieć dlaczego. Być może zaczęli odczuwać trudy sezonu, być może to skutek poprzedniego starcia ligowego, w którym od 40 minuty grali w dziesiątkę. O ile pierwsza połowa spotkania była w wykonaniu Interu poprawna, o tyle o drugiej nie można tego powiedzieć. Liderzy rozgrywek przegrali, chociaż pierwsza bramka dla Juventusu rzeczywiście padła ze spalonego. Mauro Camoranesi w momencie podania znajdował się przed defensorami czarno-niebieskich. Role się odwróciły. Inter, który w tym sezonie wedle dziennikarskich spekulacji był tą ekipą, której najbardziej pomagają sędziowie, w meczu z teoretycznie najbardziej poszkodowaną przez arbitrów drużyną, zszedł z boiska jako... poszkodowany. Szkoleniowiec mediolańczyków nie chciał się jednak rozwodzić nad tą kontrowersyjną sytuacją. - Nie ma sensu mówić o spalonym. To i tak już niczego nie zmieni - stwierdził.
Zwycięstwo nad Interem znacznie poprawiło nastroje w szeregach Juventusu. Po raz pierwszy po pamiętnej aferze Calciopoli Bianconeri pokonali odwiecznego rywala. Po karnej degradacji Starej Damy do drugiej ligi i utracie dwóch tytułów mistrzowskich w tym jednego na rzecz Interu, w obozie Juve nie ukrywali, że czarno-niebiescy są ich piłkarskim wrogiem numer jeden, którego należy koniecznie pokonać. Sukces w Mediolanie nie tylko podniósł morale ekipy z Turynu, ale i zwiększył jej szanse na zajęcie miejsca uprawniającego do gry w eliminacjach Ligi Mistrzów. Dziewięciopunktowa przewaga nad piątym Milanem na osiem kolejek przed końcem sezonu, pozwala już spać spokojnie. Tylko katastrofa mogłaby pozbawić Bianconerich lokaty w pierwszej czwórce, a nawet w pierwszej trójce.
Nie było niespodzianki we Florencji. Fiorentina z problemami, bo z problemami, ale pokonała grające w osłabieniu przed ponad godzinę rzymskie Lazio 1:0 i utrzymała bezpieczną przewagę nad Milanem, który po dwóch porażkach z rzędu w końcu sięgnął po komplet oczek. Jakże cenne zwycięstwo nad Torino zapewnił Rossonerim młodziutki Pato. Trzy punkty na pewno cieszą mediolańczyków, ale jeśli w Milanie marzą o czwartej lokacie, będą musieli się sporo namęczyć. Fiołki tanio skóry nie sprzedadzą. Gra w Lidze Mistrzów od kilku lat pozostaje ich niespełnionym marzeniem.
Kolejnej porażki doznało Palermo (2:3 z Genoą) i wydaje się, że cierpliwość kontrowersyjnego właściciela Sycylijczyków Maurizio Zampariniego jest na wyczerpaniu. Media spekulują, że na dniach z zespołem pożegna się szkoleniowiec Francesco Guidolin, który w trakcie rozgrywek zastąpił na tym stanowisku Stefano Colantuono. Warto zaznaczyć, że kandydatem na następcę Guidolina jest właśnie... były trener Atalanty Bergamo.
Niespodziewanie zawiodła Sampdoria Genua. Doriani nie potrafili pokonać na własnym terenie ostatniego w tabeli Cagliari i stracili szóstą lokatę na rzecz Udinese. Friuliani nie mieli bowiem problemów z ograniem Livorno.
30. kolejka Serie A we fleszu.
Najlepszy mecz: Inter - Juventus. Trzy bramki, słupek, dwie poprzeczki, świetne interwencje obu bramkarzy. Kibice zgromadzeni na trybunach San Siro byli świadkami emocjonującego widowiska. Wynik do samego końca pozostawał sprawą otwartą.
Najlepszy zawodnik: Figueroa. Nie tak dawno powiedział: - Oddałbym wszystko za bramkę - i doczekał się gola. Argentyńczyk był głównym autorem sukcesu Genoi w Palermo. Rossoblu pokonali Sycylijczyków 3:2.
Niespodzianka: Porażka Interu na San Siro w meczu z Juventusem. Remis Sampdorii z Cagliari.
Ciekawostki: Inter przegrał pierwszy mecz ligowy przed własną publicznością nie tylko w tym sezonie, ale od 18. kwietnia 2007 roku.
Pierwszą bramkę dla Interu strzelił Portugalczyk Maniche. Premierowe trafienie w barwach Romy zaliczył Max Tonetto.
Po raz pierwszy w historii Serie A w meczu między Regginą a Napoli padł remis.
Pierwszej porażki pod wodzą trenera Cupera doznała AC Parma.
Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)