Tragiczny wypadek, Arkadiusz Malarz ruszył na ratunek: Robiłem, co mogłem

- Każdy zachowałby się tak samo na moim miejscu. Chciałem uratować życie tym ludziom i robiłem, co mogłem - opowiada bramkarz Legii Arkadiusz Malarz. W sobotę był świadkiem tragicznego wypadku, w którym zginęły dwie kobiety.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Arkadiusz Malarz Agencja Gazeta / Kuba Atys / Na zdjęciu: Arkadiusz Malarz
Do zdarzenia doszło w sobotę wieczorem w Lesznowoli. Piłkarz wracał z żoną i dziećmi do domu. Opowiada nam:

- Wracaliśmy z meczu z Zagłębiem Lubin i niedaleko naszego domu zobaczyliśmy zderzenie. TIR uderzył w toyotę yaris, ciała były porozrzucane na drodze. Koszmarny widok. Na miejscu byliśmy jako pierwsi. Ruszyłem na pomoc, bo nie było jeszcze karetek ani policji. Trzeba było działać, ale nie udało się uratować dwóch pań. Dopiero potem dowiedziałem się, że zmarły.

O akcji pierwsza poinformowała żona piłkarza, dziennikarka sportowa stacji nc+ Daria Kabała-Malarz. Napisała na Facebooku: "Najechaliśmy na koszmarny wypadek. Samochód osobowy wystrzelony w powietrze przez ciężarówkę, wypadające z niego kolejne ciała. W moim samochodzie nasze śpiące dzieci. Arek próbujący pomóc, reanimując tracił na rękach dwa życia..."

Jak relacjonował TVN 24 samochód ciężarowy jechał ulicą Słoneczną w kierunku Piaseczna. Zderzył się z autem osobowym, które wyjeżdżało z ulicy Postępu.

- Policję i karetki wezwali ludzie z okolicznych domów - mówi bramkarz.

- Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że kierujący toyotą 24-latek nie ustąpił pierwszeństwa kierowcy samochodu ciężarowego - powiedział stacji komisarz Jarosław Sawicki, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Piasecznie.

Autem jechało pięć osób. Dwie kobiety zginęły, natomiast trzech mężczyzn (kierowca i dwóch pasażerów) trafiło do szpitala. Ranny został także prowadzący ciężarówkę.


ZOBACZ WIDEO Juventus uporał się z Sampdorią. Grał Kownacki [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×