Skrzydłowy kosztował rok temu ponad 600 tys. euro, a okazał się transferowym niewypałem. Wiosną spędził na boisku nieco ponad 150 minut i nie odegrał żadnej znaczącej roli. Tymczasem wymagania wobec 26-latka były spore, bo ma on jedną z najwyższych pensji w drużynie.
Wszystko wskazywało na rychłe pożegnanie Nicklasa Barkrotha z Kolejorzem. Zadziałały jednak okoliczności. Klub z Poznania pożegnał już Ołeksija Chobłenkę, Elvira Koljicia, Emira Dilavera, Radosława Majewskiego oraz Mario Situma. Pozyskano natomiast tylko dwóch nowych graczy - bramkarza Karola Szymańskiego oraz Tomasza Cywkę. Oprócz nich z wypożyczenia do Podbeskidzia Bielsko-Biała wrócił Paweł Tomczyk i kadra nie jest zbyt szeroka. Na zgrupowaniu w Opalenicy trenuje tylko 21 zawodników. To niewiele, zwłaszcza że już 12 lipca drużyna Ivana Djurdjevicia rozpocznie zmagania w eliminacjach Ligi Europy.
Lech nie chce popełnić błędu sprzed roku, gdy szybko poszerzył kadrę, a potem odpadł z pucharów na początku sierpnia i został z dużą grupą piłkarzy, której nie mógł zapewnić regularnych występów.
M.in. dlatego Barkroth grywał niewiele już w rundzie jesiennej. Przebudzenie miało nastąpić wiosną, bo Szwed dobrze spisywał się w sparingach. Z tych nadziei nic jednak nie wyszło, dlatego szansa, którą dostanie od Djurdjevicia jest tyleż niespodziewana, co na pewno ostatnia. Wóz albo przewóz - 26-latek musi udowodnić swoją wartość. Jeśli znów zawiedzie, to zimą nie uratuje go nawet wąska kadra.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Polska - Kolumbia. Problemy były już w eliminacjach. "Uwierzyliśmy w wielkość tej drużyny"