Początek rywalizacji zwiastował spore emocje. Lechici narzucili rywalom szaleńcze tempo i bardzo szybko wymieniali podania. Wydawało się, że z każdą minutą podopieczni Franciszka Smudy będą stwarzać coraz więcej sytuacji strzeleckich. Tak się jednak nie stało, bowiem z optycznej przewagi gospodarzy nic nie wynikało. W dodatku nie trwała ona zbyt długo. Gdańszczanie odparli pierwszy szturm poznaniaków, a po upływie kwadransa zdecydowanie uspokoili grę, a nawet sami zaczęli groźnie atakować.
Ekipa Tomasza Kafarskiego mogła pokusić się o gola, lecz brakowało jej koncentracji pod bramką Ivana Turiny. Przy kilku klarownych okazjach lechiści mieli ogromne problemy... z trafieniem w piłkę. Udało się to Andrzejowi Rybskiemu, który w 42. minucie huknął po ziemi z 15 metrów. Do szczęścia zabrakło mu około metra, gdyż właśnie w takiej odległości futbolówka minęła słupek.
Dwie minuty wcześniej kibice zgromadzeni na stadionie przy ul. Bułgarskiej obejrzeli pierwszy celny strzał w meczu. Jego autorem był Rafał Murawski, który minął kilku rywali i przymierzył z 20 metrów. Próba nie była najwyższej klasy i Paweł Kapsa interweniował bez najmniejszego trudu.
Pierwsza połowa była dość bezbarwna, nic zatem dziwnego, że w przerwie trener Franciszek Smuda dokonał aż dwóch roszad. Na boisku pojawili się Dmitrije Injac oraz Semir Stilić. Ich wejście nie zmieniło jednak zasadniczo obrazu gry, bowiem na początku drugiej części spotkania Lech nie miał zbyt dużej przewagi.
Golem zapachniało dopiero w 66. minucie. Z najbliższej odległości uderzali wówczas Marcin Kikut i Hernan Rengifo. Każdy z nich mógł jednak chwycić się za głowę, bowiem Kapsa w sobie tylko znany sposób wykonał dwie kapitalne interwencje. Pięć minut później bramkarz Lechii znów pokazał klasę, broniąc mocny strzał Stilicia z ostrego kąta.
W końcowych minutach przyjezdni cofnęli się zdecydowanie za głęboko, przez co ekipa ze stolicy Wielkopolski niemal nieustannie przebywała w ich polu karnym. Ataki poznaniaków przyniosły efekt w 84. minucie. Tym razem Kapsa nie miał już najmniejszych szans na uniknięcie nieszczęścia. W zamieszaniu podbramkowym znakomicie odnalazł się, bardzo aktywny w piątkowy wieczór, Murawski. Były zawodnik Amiki Wronki wykonał lekkie dośrodkowanie, a z najbliższej odległości głową do siatki trafił Robert Lewandowski.
Trener Lechii, Tomasz Kafarski natychmiast zareagował na to zdarzenie i desygnował do gry Jacka Manuszewskiego oraz byłego piłkarza Kolejorza, Pawła Buzałę. Te roszady nic jednak nie wniosły do poczynań gdańszczan. Na wyrównanie zabrakło już czasu i beniaminek musiał uznać wyższość faworyzowanego rywala.
Lech zainkasował trzy punkty, lecz przeżywał w piątek ogromne męczarnie. Długimi fragmentami podopieczni Franciszka Smudy z trudem forsowali nieźle zorganizowaną defensywę Lechii, a swoich kibiców, nie po raz pierwszy w tym sezonie, ucieszyli dopiero w końcówce.
Kolejorz awansował na 1. miejsce w tabeli, ale może je stracić, jeśli w niedzielę Wisła Kraków wygra na wyjeździe z ŁKS Łódź.
Lech Poznań - Lechia Gdańsk 1:0 (0:0)
1:0 - Lewandowski 84'
Składy:
Lech Poznań: Turina - Kikut, Arboleda, Tanevski, Henriquez, Peszko, Bandrowski (46' Injac), Murawski, Wilk (46' Stilić), Lewandowski, Rengifo (90+4' Djurdjević).
Lechia Gdańsk: Kapsa - Bąk, Cvirik (86' Manuszewski), Wołąkiewicz, Mysona, Kaczmarek, Wiśniewski (70' Kowalczyk), Piątek, Surma, Rybski (86' Buzała), Zabłocki.
Żółte kartki: Arboleda, Lewandowski, Henriquez, Murawski (Lech) oraz Piątek, Bąk (Lechia).
Sędzia: Włodzimierz Bartos (Łódź).
Widzów: 16 000.
Najlepszy piłkarz Lecha: Rafał Murawski.
Najlepszy piłkarz Lechii: Paweł Kapsa.
Najlepszy piłkarz meczu: Rafał Murawski.