Chociaż od dawna Mesut Oezil nie zachwyca na boisku swoją formą, jego decyzja o rezygnacji z gry w reprezentacji Niemiec wywołała burzę za naszą zachodnią granicą. Piłkarz oskarżył tamtejszych polityków i część społeczeństwa o rasizm.
"Dostało się" przede wszystkim prezydentowi Niemieckiego Związku Piłkarskiego (DFB), Reinhardowi Grindelowi.
"W oczach Grindela i jego zwolenników jestem Niemcem, kiedy wygrywamy, a kiedy przegrywamy, jestem imigrantem. Choć płacę w Niemczech podatki, wspieram niemieckie szkoły i wygrałem z Niemcami mistrzostwo świata w 2014 roku, wciąż nie jestem akceptowany w społeczeństwie. Jestem oskarżany o bycie innym" - napisał Oezil w oświadczeniu.
Na odpowiedź DFB nie trzeba było długo czekać. Jak można było się domyślić, władze odcięły się od oskarżeń o rasizm czy nierówne traktowanie.
"Bardzo żałujemy takiej decyzji Mesuta. Z drugiej strony całkowicie zaprzeczamy, jakoby w naszych kadrach czy władzach pojawiały się objawy rasizmu czy szowinizmu. Nie mamy z tym nic wspólnego" - ogłoszono.
Pomocnik Arsenalu wywołał aferę w Niemczech, gdy przed mundialem w Rosji sfotografował się z prezydentem Turcji Recepem Erdoganem i udzielił mu poparcia.
Tylko teraz jest to tuszowane