Walka o to, by polski piłkarz nie kojarzył się gospodyni domowej z nieudacznikiem, który kopie się w czoło, trwała wiele lat. To była walka trudna, bo do kopania się w czoło co roku dokładano kolejne cegiełki: branie do kieszeni, niewylewanie za kołnierz czy alergię na wiedzę. W naszym kraju piłkarz zajmował jedno z ostatnich miejsc na liście wymarzonych zięciów. No, chyba że chodziło o kasę, bo ta zawsze musiała się zgadzać.
Dwa lata temu wiele się zmieniło. W Polsce były już nowe i piękne stadiony, ligę pokazywano w sposób efektowny, a Robert Lewandowski był jak Robot Lewandowski - strzelał dla nas, strzelał u Niemców, a Polska na Euro do finału nie doszła tylko dlatego, że nie potrafiła szeroko marzyć. Rok najlepszej ósemki w Europie był też rokiem, kiedy mistrz Polski po dwudziestu latach upokorzeń i poszerzania geograficznej wiedzy dzięki kolejnym egzotycznym blamażom awansował do Ligi Mistrzów.
"Polski piłkarz" znowu brzmiało dumnie, dzieciaki na naszych podwórkach zrzuciły nawet koszulki z Messim na plecach i zamieniły na bardziej swojskie. Piłkarze weszli w świat celebrytów telewizyjnych, bo nasz futbol przestał kojarzyć się ze spoconą twarzą Jana Tomaszewskiego - zaczął z sukcesem szytym talentem, pracą i pewnością siebie, sukcesem docenianym zagranicą. Cieszyły czerstwe żarty, w intelektualne ciuchy przebierano pseudofilozoficzne wynurzenia, nie oburzały dziubki WAG-sów i otwieranie sklepów w dniu przerwy w zgrupowaniu kadry. Krowa zeszła z pola i dojono ją, dopóki dawała mleko. Nikt nie pomyślał, że przy takiej ekspozycji słońca uwielbienia, bez regularnego podlewania pokorą, kiedyś wszystko runie z hukiem.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: gwiazdy Man Utd kontra 100 dzieci
Właśnie runęło. Polska na mundialu się skompromitowała, Grzegorz Krychowiak w ostatniej chwili powstrzymał palec, który podsumowywał ostatnie wyniki, Lewandowski w ramach ocieplania wizerunku powiedział w szczerym i prawdziwym wywiadzie, że kupuje warzywa i mięsko, a mistrz Polski najpierw odpadł w eliminacjach Ligi Mistrzów z klubem z Trnavy, który trawę malował na zielono, a teraz przegrał na własnym stadionie z drużyną z Luksemburga, której nazwy nikt w Polsce nie potrafił dobrze wymówić.
W dwa lata wszystko wróciło do smutnej normy. Polski piłkarz wjeżdża na salony, jak dowcipy na imprezach - na sam koniec, gdy trzeba z kogoś się pośmiać i trzeba znaleźć temat, który nikogo nie urazi. Z naszych piłkarzy śmieją się nawet w Luksemburgu, o rywalu z naszego kraju marzą w Andorze i na Wyspach Owczych. PZPN zarządza kryzysowo i ruszą z akcją "Piłka dla wszystkich". Bardzo mi się to hasło podoba. W Polsce piłka jest dla wszystkich, także dla tych bez talentu i ambicji.
Michał Kołodziejczyk