Eliminacje LE: Legia przegrała z Dudelange. Wszystko Lux! Ale zejdźcie już z boiska

PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Michał Kucharczyk w trakcie meczu z Dudelange
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Michał Kucharczyk w trakcie meczu z Dudelange

Zejdźcie z boiska, nie róbcie pośmiewiska - skandowali po meczu w czwartek kibice Legii. I z Ligi Europy piłkarze wychodzą w szybkim tempie, bo w pierwszym spotkaniu 3. rundy eliminacji przegrali u siebie z F91 Dudelange 1:2.

To chyba nie do końca prawda, że jeden z piłkarzy Dudelange smaży naleśniki, bo musi dorobić do pensji, a drugi pilnuje dzieci w szkole. Agenta nieruchomości też zdaje się na boisku w Warszawie nie było. Tylko bramkarz ma tam jakąś fikcyjną fuchę, bo chce mieć wysoką emeryturę. Nie, w czwartek do Warszawy z Luksemburga przyjechał zespół trenujących dwa razy dziennie zawodowców. Tyle że zagrał z amatorami.

W jedenastu nie dawali rady 

Zaatakował na wyjeździe, jak przystało na drużynę przekonaną o własnej sile. Klepał sobie piłkę na połowie rywala i ośmieszał kombinacyjnymi akcjami. Robił z niektórych piłkarzy Legii "wiatraki" - i dobrze bo w takie upały wiatraki się przydają. I w końcu strzelił gola. Aleksandar Vuković na lewej obronie wystawił Dominik Nagy'ego, który koło obrońcy to stoi zazwyczaj tylko na przedmeczowej prezentacji. Tymczasem boczny defensor z prawdziwego zdarzenia Artur Jędrzejczyk mecz mógł sobie obejrzeć z zimnym piwem. Skład - wszystko na to wskazuje - ustala bowiem właściciel Dariusz Mioduski, który dziś nie widzi reprezentanta Polski w zespole. Powód jest poważny, Jędrzejczyk mocno sobie nagrabił - ośmiela się podbierać najwyższą w Polsce wypłatę, którą mu legalnie podpisano.

Dominik Stolz ograł w 24. minucie Nagy'ego w polu karnym jak dzieciaka na orliku, podał do środka, a Clement Couturier wolejem pokonał Arkadiusza Malarza. Gol był zasłużony, bo to nie był pierwszy tak groźny wypad mistrza Luksemburga.

Legia chwilę potem odpowiedziała bramką Carlitosa, ale w niczym to obrazu meczu nie poprawiło. Dalej ładniej grał i groźniejszy był Dudelange. Tak był groźny, że Inaki Astiz po faulu na wychodzącym na czystą pozycję rywalu tuż przed przerwą zobaczył czerwoną kartkę.

Przypomniał się kawał, który powstał przy okazji dwumeczu Legii ze Spartakiem Trnawa. - Trenerze, w jedenastu nie dajemy rady! - To spróbujcie w dziesięciu.

ZOBACZ WIDEO Paulina Guba mistrzynią Europy! "Byłam przygotowana fizycznie i psychicznie"


Zejdźcie z boiska, nie róbcie pośmiewiska

Można się śmiać, ale tak naprawdę trzeba płakać albo bluzgać jak garstka fanów obecna we czwartek na stadionie ("Legia grać, k... mać dało się słyszeć dosyć szybko"). Można zrozumieć ich frustrację. Wielu z nich pewnie ciężko pracuje od świtu do zmierzchu, kupuje potem bilet na mecz i ma wrażenie, że gdyby zamieniła się rolami i zarobkami z piłkarzami, z tymi lokalnymi bohaterami, nie byłoby widać wielkiej różnicy. Każdy z nich może zadać więc sobie pytanie: "Gdzie popełniłem błąd?". W drugiej połowie publika krzyknęła: "Zejdźcie z boiska, nie róbcie nam pośmiewiska".

Mistrz Polski Legia Warszawa jest dziś wrakiem na dnie morza własnych kuriozalnych decyzji. A każda kolejna pogrąża tych ludzi, tych wystraszonych piłkarzy jeszcze bardziej. Każde kopnięcie piłki jest dziś narażeniem się na śmieszność, każdy sprint biegiem do pogardy.

Najnowszą taką decyzją jest wynalezienie kolejnego wroga i kolejnej przyczyny porażek w postaci dziennikarza z Białegostoku i klubowej legendy. O nich w płomiennym wystąpieniu mówił przed meczem Aleksandar Vuković, nie używając nazwisk. Bronił swoich piłkarzy zarzucając jątrzenie w drużynie twitterowej społeczności. Idąc tym tropem, wychodzi na to, że to wspomniany pismak do spółki z legendą zawalili przy golu dla Dudelange.

Wszystko Lux! 

W drugiej połowie Sebastian Szymański sfaulował w polu karnym jednego z rywali, a David Turpel pewnie pokonał Arkadiusza Malarza z rzutu karnego. Legia przegrywała z mistrzem Luksemburga (a potem mogła przegrywać jeszcze wyżej, bo goście zmarnowali kilka kapitalnych szans) dokładnie w 88. rocznicę otwarcia stadionu przy ul. Łazienkowskiej. Obiektu, który widział tu wiele wspaniałych meczów i zwycięstw. Wtedy, w tym pierwszym meczu Legia zremisowała 1:1 z bardzo mocnym, hiszpańskim klubem CD Europa (potem duża większość tego zespołu grała w Barcelonie i Realu). Duch tego ważnego w historii Polski obiektu w czwartek zstąpił z nieba i ze wstydu zapadł się pod ziemię. Bo Legia z Europy ucieka na dobre.

Vuković prosił przed meczem o logikę. Sarkastycznie dowodził, że skoro jego zespół jest tak beznadziejny, to nie powinniśmy budować atmosfery święta, atmosfery zwycięstwa i niczego po tej drużynie nie oczekiwać. A porażka nie będzie kompromitacją.

Idąc tym tropem, to rzeczywiście, nie ma kompromitacji, niczego po mistrzu Polski już nie oczekujemy. Wszystko jest Lux. Jak cholera.

Rewanż w czwartek 16 sierpnia. 

Legia Warszawa - F91 Dudelange 1:2 (1:1) 

0:1 - Clement Coturier 24
1:1 - Carlitos 27 
1:2 - David Turpel 62'

Legia Warszawa: Arkadiusz Malarz - Dominik Nagy, Michał Pazdan, Inaki Astiz, Mateusz Wieteska - Cafu (Jose Kante 46), Krzysztof Mączyński, Chris Phillips, Michał Kucharczyk, Sebastian Szymański (Mateusz Żyro 65) - Carlitos (Mateusz Hołownia 82)

F91 Dudelange: Jonathan Joubert - Annis Elhriti, Jerry Prempeh, Tom Schnell, Edisson Jordanov - Stelvio, Danel Sinani, Marc-Andre Kruska, Clement Couturier (Nicolas Perez 80), Patrick Stumpf (David Turpel 77) - Dominik Stolz

Żółte kartki: Cafu 
Czerwona kartka: Inaki Astiz

Źródło artykułu: