Tomasz Dzionek: Klub nie jest własnością kibica

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Na piątkowym treningu piłkarzy Górnika Zabrze, okupującego dolne rejony tabeli Ekstraklasy, pojawiła się liczna grupa rosłych kibiców, którzy najpierw odciągnęli grzecznie na bok trenera Henryka Kasperczyka, następnie okrążyli zdezorientowanych i przestraszonych piłkarzy, wyperswadowali im swoje odczucia dotyczące ich postawy na boisku, by na pożegnanie zażądać założenia koszulek z napisem o upokarzającej treści.

W tym artykule dowiesz się o:

Po całym zajściu wielu obserwatorów nie kryło oburzenia z faktu, że po raz wtóry kibice odważyli się pogrozić piłkarzom i zażądać w dość niecodzienny sposób osiągania satysfakcjonujących wyników. Niemniej jednak pojawiały się także całkiem odmienne komentarze, sugerujące, że to piłkarze grają dla kibiców, a do rozlewu krwi na zabrzańskim treningu przecież nie doszło.

Sam problem jest dość złożony. Z jednej bowiem strony mamy do czynienia z piłkarzami - wyćućkanymi i wyżelowanymi pozerami, szpanującymi szybkimi brykami, zarabiającymi krocie mimo braku oszołamiających piłkarskich umiejętności, wystarczających jednak na rozgrywki polskiej mizernej Ekstraklasy. Na brak ofert pracy nie mogą nigdy narzekać, bo niezależnie od osiąganych wyników zawsze znajdzie się klub, który ich z chęcią przygarnie. Wbrew pozorom, pomimo wielu szczerze brzmiących deklaracji piłkarze nie grają dla swoich kibiców, którzy po wygranym meczu mogą skandować z radości, a po porażce grozić okrutnie. Kopanie piłki to ich sposób na życie, więc robią to przede wszystkich dla pieniędzy, sporych pieniędzy. W przeciwieństwie do przeciętnego odwiedzającego stadion piłkarz ma z tytułu umowy o pracę znacznie większą sumkę na koncie bankowym. To także nie raz wypomni poirytowany kibic, zwłaszcza, gdy drużynie w danym momencie się zwyczajnie nie wiedzie. Gdy piłkarze grają słabo, nie wykazując się przy tym zapałem do sportowej rywalizacji, a dzień wcześniej rześko skaczą po parkietach miejscowych dyskotek, wówczas kibice są wręcz wściekli. Piłkarze powinni walczyć do upadłego, bo przychodzący na arenę ich zmagań kibice płacą za bilety i tegoż się domagają. Ale czy słusznie...?

Tłum kibiców, odwiedzających z przyjemnością zabrzański stadion ma prawo być zażenowany postawą swoich pupili. Zeszłoroczne przybycie do klubu strategicznego sponsora, sprowadzenie w tym sezonie jednego z najwybitniejszych polskich trenerów - Henryka Kasperczaka, a także młoda i ambitna kadra miała zapewnić Górnikowi walkę o najwyższe laury. Zamiast triumfów zabrzanie balansują nad przepaścią, jaką jest dla tej ikony polskiego futbolu spadek do I ligi. Mimo iż stadion może poszczycić się drugim wynikiem pod względem frekwencji w Polsce, piłkarze przychodzącym licznie na mecze kibicom grają zwyczajnie na nosie. Po incydencie jaki zdarzył się na piątkowym treningu nasuwa się pytanie, czy kibice mają prawo w taki sposób perswadować piłkarzom swoje zażenowanie ich formą i prezencją na murawie? W żadnym wypadku!

Kibice mający silne wpływy w swoich klubach powinni zdawać sobie sprawę, że demonstracje siły nie są argumentem. Zastraszanie, prowokowanie i upokarzanie piłkarzy także nie przysparza ukochanemu klubowi żadnych pozytywów. Zawodnicy Górnika, zmuszeni do założenia koszulek z zapewne niemiłym dla nich wierszykiem, mimo wygrania ostatniego meczu z Odrą Wodzisław nie byli zbytnio zadowoleni, mając przecież w pamięci piątkowy incydent. Kibice, którzy tego dnia pojawili się na treningu pokazali dobitnie, że zarówno klub, jak i piłkarze powinni się z nimi liczyć. Brak elementarnych form dyskusji i perswazji powoduje jednak, że trudno jest wstawić się za kibicami, którzy w taki sposób zachęcają piłkarzy do odnoszenia zwycięstw. Jeśli więc na trening przychodzi kilkadziesiąt osiłków i próbuje wbić piłkarzom do głowy swoje racje, a ci czuja się zagrożeni, to takie działanie można już potraktować jak zwyczajną groźbę. Nie istotnym jest wówczas to, czy kibic wyraża się w sposób nieprzyzwoity, dotyka, czy szturcha, a może tylko groźnie spogląda. Ważne jest w głównej mierze odczucie zastraszanego zawodnika. Choć autorów napisu na koszulkach można pochwalić za inwencję twórczą, piłkarzom za ich lenistwo i brak zaangażowania należy się przysłowiowy prztyczek w nos, to jednak akcja kibiców z piątkowego treningu nadaje się do prokuratury.

Mimo iż minęło już kilka dni od owego incydentu sprawa wydaje się nadal świeża głównie za sprawą wydanego w poniedziałek przez Stowarzyszenie Klubu Sympatyków Górnika Zabrze oficjalnego oświadczenia. Piątkową akcję kibice nazywają spotkaniem motywacyjno - informacyjnym, czy wręcz pomocą dla klubu. Zastraszeni piłkarze na pewno mieliby odmienne zdanie na ten temat. Biorąc jednakże pod uwagę ryzyko wyklęcia przez zabrzański tłum, nie będą oni mieli na tyle odwagi, by otwarcie zaprotestować. To samo czyni trener Kasperczak i prezes Górnika, którzy o zaplanowanej akcji prawdopodobnie wiedzieli już wcześniej. W owym oświadczeniu dużo uwagi przedstawiciele Stowarzyszenia poświęcają medialnej nagonce jednej z ogólnopolskich gazet, sugerując kreowanie negatywnego wizerunku kibica Górnika tylko dla zdobycia taniej sensacji. Mimo upływu czterech dni, w tym rozegrania kolejki Ekstraklasy temat niesfornych kibiców Górnika pozostaje jednym z najważniejszych. Mając w pamięci tegoroczną nagonkę na kibiców Lecha Poznań, którzy także charakteryzują się bardzo silną pozycja w swoim klubie, jak i skojarzenia wpływów opisującej namiętnie ów incydent gazety z piłkarskim klubem forsującym usilnie odmienną politykę miłości wobec niepokornych kibiców, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że coś tu jest jednak na rzeczy... Choć w kraju temat Górnika i jego pomysłowych kibiców zamilkł wraz z pokonaniem w sobotę Odry Wodzisław, na placu boju pozostała ostoja walki z chuliganerią, która przywłaszczyła sobie patent na decydowanie, który z kibiców zasługuje na nieprzyjemne określenie "kibol".

Niezależnie od powyższego kibicom Górnika Zabrze należy się ostra reprymenda, bo są w cywilizowanym świecie granice, których nie wolno przekraczać ani uprzejmą perswazją, ani demonstracją siły. Kibic jest jednym z ważniejszych sponsorów klubu, który przecież kilkadziesiąt lat temu tworzony był z myślą o kibicach, a nie biznesowej i medialnej machinie wpływów. Niemniej jednak fani futbolu powinni zdawać sobie sprawę, że kupowanie co weekend biletu na mecz nie uprawnia ich do zarządzania klubem, dyrygowania trenerem, czy pouczania piłkarzy.

tomasz.dzionek@sportowefakty.pl

Źródło artykułu: