100-metrowy fragment wiaduktu na autostradzie A10 we włoskim mieście Genua runął we wtorkowe przedpołudnie. Znajdujące się na nim samochody spadły w przepaść i zostały zmiażdżone gruzami. Mówi się o kilkudziesięciu ofiarach śmiertelnych, chociaż akcja ratunkowa jeszcze się nie zakończyła.
Jednym z tych, którzy w chwili katastrofy znajdowali się na wiadukcie, był Davide Capello, były bramkarz włoskich klubów (m.in. Cagliari) i młodzieżowej reprezentacji Italii. 33-latkowi udało się jednak przeżyć.
Mówi on na łamach włoskich mediów, że nikt nie potrafi wytłumaczyć, dlaczego przeżył.
- Jechałem trasą i nagle zobaczyłem, że droga przede mną znika. Nie mogłem nic zrobić i po prostu zacząłem spadać. Byłem przekonany, że to koniec. Po około 30 metrach samochód jednak zahaczył o coś i się zatrzymał. Nie mam pojęcia, jak to się stało - opowiada.
ZOBACZ WIDEO Piorunujący start Bayernu. Hat-trick Roberta Lewandowskiego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Po ocknięciu się Capello zadzwonił do swojego ojca. Ten początkowo nie mógł zrozumieć syna i tego, co słyszy. Dopiero po chwili kazał mu upewnić się, czy może wyjść z samochodu. Tak właśnie 33-latek zrobił.
Były piłkarz, który obecnie jest strażakiem, przekonuje, że jego koledzy z pracy nie mają pojęcia, dlaczego przeżył.
- Wszyscy powtarzają mi, że to cud. Zabrano mnie do szpitala, ale jedyną nieprzyjemnością była igła wbita przez lekarzy w moje ramię. Nie mam nawet zadrapania - wyznaje szczęśliwy Capello.
Przypomnijmy, że we wtorkowe przedpołudnie wiaduktem autostrady mieli jechać m.in. Dominico Criscito (Genoa CFC) czy trener reprezentacji Polski U-21, Czesław Michniewicz. Przez zmianę planów uniknęli być może śmierci.