- Jakieś tam szczęście mi sprzyjało, bo i Jerzy Engel, i Paweł Janas i Leo Beenhakker wywalczyli awans. I mógłbym teraz chodzić dumny jak paw i powiedzieć: "No to proszę bardzo, będę sobie czekał, który prezes wywalczy kolejne awanse do mistrzostw świata lub Europy". A to zupełnie nie o to chodzi - mówi w wywiadzie dla Dziennika, Michał Listkiewicz.
Faktycznie, na stanowisku prezesa PZPN, Listkiewicz mianował czterech selekcjonerów. Aż trójka z nich uzyskała awans na wielką imprezę. Rozpoczął Jerzy Engel, który wprowadził Polaków na Mistrzostwa Świata w Korei Południowej i Japonii w 2002 roku. Był to pierwszy występ Polaków na mundialu po 16 latach nieobecności.
Kolejny awans wywalczył cztery lata później Paweł Janas, który wraz ze swoją reprezentacją udał się na Mistrzostwa Świata do Niemiec. W 2008 roku, Polacy zadebiutowali na Mistrzostwach Europy. Na turnieju w Austrii i Szwajcarii Polaków prowadził już holenderski szkoleniowiec Leo Beenhakker.
Były szef piłkarskiej centrali przyznaje, że błędem było za szybkie zwalnianie selekcjonerów. Listkiewicz dodaje, że szczególnie jest mu żal selekcjonera Janasa, który wcale nie musiałby zostać zwolniony, gdyby nie strach ówczesnego prezesa PZPN przed ministrem sportu Tomaszem Lipcem.
- No dziś mogę już o tym powiedzieć, że ówczesny minister sportu pan Tomasz Lipiec otwartym tekstem powiedział, że w tej sytuacji, jeżeli chcemy żeby jakoś to było spokoju, to trzeba zmienić trenera, bo media, bo opinia publiczna, bo... Trzeba się było przeciwstawić. Wtedy trochę chyba zabrakło mi... odwagi - przyznaje Listkiewicz.