Szymon Mierzyński: Miała być nowa jakość, wychodzi jak zawsze. Lech Poznań wciąż bez genu zwyciężania (komentarz)

PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Ivan Djurdjević
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Ivan Djurdjević

Zmieniają się trenerzy, zmienia się skład, wychodzi jak zawsze. Ze znakomitego startu Lecha Poznań pozostały wspomnienia, a po porażce w klasyku z Legią Warszawa (0:1) drużyna Ivana Djurdjevicia zawróciła do punktu wyjścia.

Gdy na początku sezonu Kolejorz wygrał cztery ligowe mecze, nie zarzucano mu właściwie nic. To miał być długo wyczekiwany przełom, nowe otwarcie, które wreszcie zaprowadzi poznaniaków do mistrzostwa Polski. Minął jednak kolejny miesiąc i dziś w stolicy Wielkopolski panuje tylko gorycz.

Jak wielka jest skala regresu lechitów, najlepiej świadczy jeden fakt. Jeszcze kilka tygodni temu lawina krytyki spadała na Legię, która w kompromitującym stylu pożegnała się z pucharami, a w lidze miała wstydliwe wpadki. Tymczasem dziś ta sama Legia jest już w tabeli wyżej od Lecha.

Poznaniacy nie wygrali od pierwszej połowy sierpnia, w czterech meczach zdobyli zaledwie jeden punkt, a w niedzielę zawiedli nawet w najbardziej elementarnych aspektach - takich jak walka. Przebiegli ponad osiem kilometrów mniej niż rywal, mieli o 170 mniej sprintów. Właśnie dlatego - choć piłkarsko nie wyglądali najgorzej - o wywalczeniu dobrego wyniku nie było mowy. - To smutne - przyznał po ostatnim gwizdku sędziego Ivan Djurdjević, który gdy sam był jeszcze zawodnikiem, pod tym względem nie zawodził nigdy.

Serb przeżywa dziś to samo co wielu poprzednich trenerów Lecha. Jego drużyna nie ma jednej bezcennej cechy - genu zwyciężania w przeciętnych w swoim wykonaniu meczach. Legia od lat radzi sobie z tym lepiej, wygrywa nawet gdy nie olśniewa formą, a właśnie te punkty okazują się zazwyczaj decydujące i pozwalają świętować kolejne mistrzostwa Polski. Kolejorz nadal się tego wyrachowania nie nauczył i dziś spogląda na rywali z zaledwie 7. miejsca w tabeli.

Trudno stwierdzić co poznaniacy szlifowali w przerwie reprezentacyjnej i sparingu z Odrą Opole (4:1), który decyzją Djurdjevicia został zamknięty dla publiczności i mediów. Konspiracja nie pomogła, bo w niedzielę jego zawodnicy nie zaprezentowali się ani trochę lepiej niż w meczu z Piastem Gliwice (1:1) sprzed dwóch tygodni.

Temperatura przy Bułgarskiej rośnie, a łatwiej wcale nie będzie. Najbliższa okazja do przełamania nadejdzie w piątek w Gdyni. Arce też idzie jak po grudzie, w trwającej edycji triumfowała zaledwie raz, lecz to spotkanie będzie miało ogromny ciężar gatunkowy, a właśnie w takich sytuacjach Lechowi jest najtrudniej.

W Poznaniu mają jeszcze jeden poważny problem. Na początku sezonu wydawało się, że Kolejorz wreszcie trafił z transferami i ściągnął piłkarzy, którzy realnie i od razu podniosą jakość. Joao Amaral i Pedro Tiba mieli kilka błysków, tyle że teraz w zasadzie wtopili się w ligową szarzyznę i nie potrafią już pociągnąć ofensywy. Jeśli nie wrócą do wysokiej formy, to 2,5 mln euro, które na nich wydano, przestanie być dowodem na to, że warto inwestować większe sumy we wzmocnienia, a raczej stanie się argumentem, by z takich ryzykownych zakupów w kolejnych okienkach zrezygnować.

Szymon Mierzyński

ZOBACZ WIDEO Primera Division: Real stracił pierwsze punkty. Golkiper Athletic bronił jak natchniony [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: