Zagłębie dokonało niemożliwego. Filip Starzyński: Impulsem były bramka i zmiana ustawienia

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Filip Starzyński
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Filip Starzyński

Zagłębie dokonało w Gdańsku niemożliwego, wychodząc ze stanu 0:3, na 3:3. Wcześniej gra lubinian była jednak karygodna. - Zanim ruszyliśmy, straciliśmy drugiego gola i wszystko się posypało - podkreślił Filip Starzyński.

Michał Gałęzewski, WP SportoweFakty: Czy możecie remis w Gdańsku traktować jak zwycięstwo? Mentalnie pokazaliście, że stać was na wiele.

Filip Starzyński, piłkarz KGHM Zagłębia Lubin: Tak, to prawda. Pokazaliśmy się bardzo dobrze w drugiej połowie. Pierwsza część spotkania była bardzo słaba w naszym wykonaniu. Lechia nas bardzo zdominowała i grała bardzo dobrze. W przerwie sobie powiedzieliśmy, że graliśmy źle, ale to nie koniec. Skoro Lechia potrafiła strzelić trzy bramki, to i my mogliśmy. Fajnie, że się udało.

Jak to w ogóle możliwe, że daliście Arturowi Sobiechowi strzelić trzy gole w tak krótkim czasie?

Nie tak wyobrażaliśmy sobie ten początek. Już pierwszą bramkę daliśmy strzelić sobie za łatwo i wybiło nas to z rytmu. Zanim zdążyliśmy ruszyć, straciliśmy drugiego gola i wszystko się posypało w tyłach. Z przodu mieliśmy problemy, by utrzymywać się przy piłce i dlatego napędzaliśmy Lechię.

ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Mateusz Bieniek: Nie mam pojęcia, co kombinuje trener Serbów

W kluczowym momencie, gdy potrzebowaliście impulsu, to pan wziął na siebie ciężar wyniku. Asysta, bramka, wcześniej pierwszy celny strzał. Odpowiedzialność była duża?

W pierwszej połowie nie stwarzaliśmy sobie nawet żadnych sytuacji. Bramka była impulsem, ale impulsem było też zmienienie ustawienia. Weszli dwaj skrzydłowi, którzy ożywili naszą grę. Po bramce uwierzyliśmy, że możemy zremisować.

Artur Sobiech na początku drugiej połowy trafił w poprzeczkę. Czy zgodzi się pan z tym, że wówczas strzelił gola, wygrana Lechii stałaby się faktem?

Na pewno tak. Lechia też miała sytuacje w drugiej połowie, ale jednak to my dominowaliśmy, choć może nie tak, jak gdańszczanie robili to przed przerwą. Wyszliśmy z dużym zaangażowaniem i sercem na boisko. Bardzo dobrze, że Artur tego nie strzelił. Dopisało nam szczęście i wywozimy punkt z trudnego terenu.

W końcówce mogliście nawet wygrać. Nie macie lekkiego niedosytu, że mecz zakończył się remisem? 

Szkoda sytuacji Wlada Sirotowa, ale po tym co się stało w pierwszej połowie, punkt przyjmujemy z wdzięcznością

Czy zgodzi się pan z tym, że takie mecze budują charakter?

Tak, na pewno. To zremisowany mecz, ale w szatni mówiliśmy sobie, że dobrze jak wyglądała druga połowa w naszym wykonaniu. Chcemy tak grać przez 90 minut.

Ten mecz był kolejnym przykładem, że w Lotto Ekstraklasie najważniejsza jest determinacja. W pierwszej połowie wygrał zespół, któremu bardziej się chciało, po zmianie stron było podobnie.

Z pewnością jest to ważny czynnik, bez tego jest bardzo ciężko. Nie powiem, że w pierwszej połowie nie wyszliśmy zdeterminowani, ale nakładały się nasze błędy i nic nam nie wychodziło. Nawet nie oddaliśmy strzału.

Lechię prowadzi poprzedni trener KGHM-u Zagłębia. Czy grając przeciwko tej drużynie, widać w grze gdańszczan rękę Piotra Stokowca?

Tak, szczególnie przed przerwą. Lechia za trenera Stokowca nieźle wygląda od początku sezonu. Ma 18 punktów i jest liderem tabeli. Ja trenerowi życzę jak najlepiej, ale żeby był mimo wszystko za Zagłębiem.

Źródło artykułu: