Marek Wawrzynowski: Czy polskie kluby zmarnują ogromną szansę (felieton)

250 milionów za pokazywanie Ekstraklasy to ogromna szansa dla klubów. Historia uczy nas jednak, że nie ma takiej kwoty, jakiej polski działacz nie potrafiłby przepuścić.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
piłkarze Legii Warszawa Newspix / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: piłkarze Legii Warszawa
Z punktu widzenia klubów ten nowy kontrakt (250 mln złotych za każdy sezon Lotto Ekstraklasy - przez dwa lata) to opcja idealna, ale i sprawdzian dla kompetencji działaczy. Do tej pory byli w stanie przepuścić dowolną kwotę, jaką dostali, i nie byli w stanie zbudować nic trwałego. Dlatego też na wszelki wypadek w tytule nie zapytałem "Czy polskie kluby wykorzystają ogromną szansę?", ale czy tę szansę zmarnują. Dla wielu mniejszych klubów umowa oznacza powiększenie budżetów o 50-70 procent. A więc teoretycznie krok w kosmos. Teoretycznie.

Sprawa nie jest jeszcze potwierdzona w 100 procentach, została jeszcze kwestia podpisów. Kontrakt na tak wielką kwotę to spore zaskoczenie. Choć w nieoficjalnych rozmowach takie pieniądze padały, jednak bardziej w formie spekulacji. I raczej nie chodziło o porozumienie dwóch a większej liczby stacji. Działacze piłkarscy od dłuższego czasu przekonywali, że liga jest warta nawet więcej, bo 300-400 milionów, choć było to zdecydowanie podnoszenie poprzeczki przed przetargiem.

Ekstraklasa wysłała oferty do siedmiu podmiotów, jednak od początku było jasne, że jako główne liczyć będą się tylko dwa (mowa oczywiście o telewizjach kodowanych). To NC+ oraz Polsat.

ZOBACZ WIDEO Serie A: piękny gol Piątka. Polak centymetry od dubletu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Pomijając zasadę, że towar wart jest tyle, ile ktoś za niego zapłaci, analitycy rynku i ludzie telewizji, z którymi rozmawialiśmy, zgodnie wycenili ligę na 130-140 mln złotych. Tym bardziej po katastrofalnych wynikach polskich zespołów w europejskich pucharach. Skąd więc nagle taki wzrost kwoty, który automatycznie wyłonił zwycięzcę? Trzeba zauważyć, że Polsat przygotował się do pokazywania ligi, uruchomił kilka nowych kanałów. Jednak nie był w stanie przepłacić. A NC+ było. Co było powodem? Wiele wskazuje na to, że był to akt desperacji.

Z jednej strony słyszymy, że NC+ nie jest uzależnione od ligi - ma 3,5 mln abonentów, zaś liczbę tych, którzy kupują dekoder głównie dla ligi - jak autor tego wpisu - szacuje się na coś między 300 a 400 tysięcy. Z drugiej telewizja ostatnio straciła na rzecz Eleven znaczną część lig zagranicznych. Do tego doszła porażka z Polsatem w walce o Ligę Mistrzów. Utrata kolejnego kluczowego produktu mogłaby być wstrząsem. Trzeba pamiętać, że usługi NC + są bardzo drogie, zwłaszcza biorąc pod uwagę jakość produktu. Nie chodzi tylko o poziom spotkań, ale też o program ligowy, który jest sztampowy, mało odkrywczy i za bardzo koncentruje się na analizie błędów sędziowskich a za mało na piłce nożnej. To raczej nie przyciąga kolejnych widzów. Ale to zupełnie na marginesie.

Stacja zapłaciła znacznie więcej niż w poprzednim przetargu. Wtedy płacono 150 mln za sezon. Co ciekawe NC+ miała wszystkie najważniejsze mecze. Teraz sobotni hit kolejki wzięła TVP. To może oznaczać (ale nie musi), że telewizja publiczna pokaże większość spotkań Legii Warszawa.

Oczywiście NC+ będzie miała możliwość pokazywania meczu równocześnie, jednak musi być przygotowana na to, że oglądalność spotkania drastycznie spadnie. Tak było dotychczas. A ile jest warta liga bez Legii Warszawa? To trudne do oszacowania, ale na pewno, jeśli ktoś by stwierdził, że NC+ zrobiło świetny interes, mógłby ryzykować utratę wiarygodności. Do końca trwała walka stacji o to, by mecz kolejki pokazywany był tylko i wyłącznie w paśmie zamkniętym. Gdyby NC+ dopięła swego, musiałaby prawdopodobnie zapłacić 40 milionów więcej. Przy budżecie napiętym jak cięciwa byłoby to już stąpanie po wyjątkowo kruchym lodzie.

TVP na pewno też sporo ryzykuje. 70 milionów za 37 spotkań, w dodatku nie na wyłączność, to sporo. Oczywiście jako kibice nie protestujemy. Pojawiają się natomiast spore wątpliwości co do kwoty, którą wyłożyła TVP. Wygląda na to, że Ekstraklasa wykorzystała polityczny moment i wielką chęć pokazania się Jacka Kurskiego.

5 z 10 najchętniej oglądanych meczów w poprzednim sezonie w telewizji kodowanej to spotkania z udziałem Legii Warszawa. Najwięcej osób obejrzało oczywiście mecz Lech Poznań - Legia Warszawa (ok. 263 tys.). W otwartym Eurosporcie, gdzie puszczano mecze dalszego wyboru, oglądalność również czasem przekraczała 200 tysięcy za słabsze mecze. Hity mogą liczyć na znacznie wyższą oglądalność. Przykładowo oglądalność meczu Lech - Legia z końcówki poprzedniego sezonu to 1,1 mln telewidzów. Dużo i mało.

Chętnie oglądane są też z reguły mecze Lecha Poznań oraz Wisły Kraków. Nasi rozmówcy jeszcze przed złożeniem ofert wyrażali spore wątpliwości co do kwoty, którą mogłaby zapłacić telewizje bez hitu kolejki (albo z hitem kolejki pokazywanym u konkurencji w paśmie otwartym). Takie rozmowy toczono już od dłuższego czasu, a od momentu wejścia PKO BP jako sponsora ligi nasiliły się. Nieoficjalnie mówi się, że właśnie sponsor wymusił opcję jednego meczu w otwartej telewizji. To warunek stworzony konkretnie pod Telewizję Publiczną.

Kolejna sprawa to przetarg na prawa w Internecie. Ostatni wygrał portal Onet, który za każdy sezon płacił 2 miliony złotych. Czyli kropla w morzu. A i to okazało się za dużo, ponieważ inwestycja się nie zwróciła. Nie wypada krytykować konkurencji, ale trudno powiedzieć, żeby te prawa były odpowiednio wykorzystane. Skróty spotkań i magazyn ligowy to jedno. Być może znacznie lepszym pomysłem - o to apelowałem wielokrotnie w mediach społecznościowych - byłoby danie wolnego dostępu do bramek i w ogóle akcji internautom. Np. w sieci można znaleźć bez problemu filmiki z serii "najlepsze akcje Edena Hazarda" czy "kompilacje wślizgów Sergio Ramosa". Ale próżno szukać akcji z udziałem piłkarzy polskiej Ekstraklasy. Internauci, którzy próbowali, byli ścigani przez działy prawne.

To potężny zmarnowany potencjał marketingowy naszej Ekstraklasy. Pokazuje, że działacze piłkarscy nie wyszli jeszcze z drewnianych chatek. Kilku solidnych youtuberów potrafi zrobić większe zasięgi niż stacje telewizyjne. Przykładowo każdy filmik Krzysztofa Golonki, jednego z najlepszych polskich specjalistów od freestyle'u (żonglerka i sztuczki z piłką), ogląda po kilkaset tysięcy osób. Rekordowe filmy to 2-3 mln. Oczywiście to programy kierowane głównie dla młodych odbiorców, chcę jedynie pokazać, jaki jest potencjał w sieci.

Poza tym portale internetowe mogłyby materiały z Ekstraklasy wzbogacać kompilacjami. Marketingowo wydaje się to skokiem w nadprzestrzeń, jednak Ekstraklasa tego nie widzi. Uważa raczej, że tradycyjna telewizja otwarta to wystarczająco dużo, by spopularyzować ligę.

Na pewno wygranymi w tym przetargu są kluby, które znacząco zwiększą swoje budżety. Pytanie jak je wykorzystają. Nasi niedouczeni działacze wielokrotnie udowadniali, że nikt tak pięknie nie potrafi wrzucać pieniędzy do niszczarki, przepłacać za przeciętnych piłkarzy. 20 lat pokazywania ligi to ponad 200 milionów średnio na klub. 200 milionów, które przejedzono. Ten kontrakt pokaże, na ile zmieniła się świadomość polskiego działacza.

Zobacz inne teksty autora

Czy polska Ekstraklasa w ciągu 5 lat wejdzie do europejskiego TOP 10?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×