Grzegorz Wesołowski: Sędzia powinien być przyjacielem

Pierwsza połowa pojedynku Ruchu z ŁKS nie zapowiadała nerwowej końcówki tego spotkania. Po godzinie gry sędzia Jacek Walczyński podyktował rzut karny dla Ruchu. Decyzja ta rozwścieczyła Tomasz Hajtę, który w ostatniej minucie meczu tak domagał się podyktowania dla gości rzutu karnego, że wyleciał z boiska.

W osłabieniu kończyli pojedynek z Ruchem Chorzów piłkarze ŁKS Łódź. W 90 minucie prowadzący zawody Jacek Walczyński wyrzucił z boiska za dwie żółte kartki Marcina Smolinskiego, który domagał się podyktowania dla gości rzutu karnego. Chwilę później w ślady młodszego kolegi z zespołu poszedł Tomasz Hajto, który mimo, że wcześniej miał już żółtą kartkę na koncie, z murawy musiał zejść za "bezpośrednią" czerwoną kartkę. - Tomek w szatni mówił, że był prowokowany przez arbitra - stwierdził po spotkaniu szkoleniowiec ŁKS Grzegorz Wesołowski.

Trener zespołu gości nie miał pretensji do sędziego za jego decyzje. W ostatniej minucie pierwszej części Jacek Walczyński nie zaliczył łodzianom gola dopatrując się zagrania ręką Jakuba Biskupa. - Jeśli nie uznał bramki, to ktoś musiał zrobić coś niezgodnie z przepisami. Trzeba tak robić, żeby zdobyć gola prawidłowo - dyplomatycznie mówił Wesołowski, który miał duże pretensje do swoich piłkarzy za otrzymanie dwóch czerwonych kartek. - To był szczyt głupoty moich graczy. Jeśli zawodnik otrzymuje czerwoną kartkę to znaczy, że dał ku temu pretekst sędziemu. Daleki jestem od posądzania arbitra o stronnicze decyzje - stwierdził trener ŁKS. - Uważam jednak, że na boisku arbiter powinien być przyjacielem - dodał Wesołowski, który nie chciał oceniać czy Ruchowi należał się w 60 minucie rzut karny. - Nie widziałem dokładnie tej sytuacji. Zdaniem zawodników jednak nie było karnego - powoływał się na opinie swoich piłkarzy trener łódzkiego zespołu.

ŁKS w dalszym ciągu nie może być pewny ligowego bytu. Przy niekorzystnym układzie spotkań w ostatniej kolejce, łodzian może czekać walka w barażach o uniknięcie spadku z ekstraklasy. - Gdyby Piast nie wygrał w Wodzisławiu to już bylibyśmy utrzymani, a tak to wciąż brakuje nam punktu do zapewnienia sobie ligowego bytu - żałował Grzegorz Wesołowski.

Przypomnijmy, że w ostatniej kolejce ŁKS zmierzy się na własnym stadionie z pewną utrzymania Polonią Bytom.

Komentarze (0)