Polska - Włochy. Porażka last-minute po fatalnym meczu. Polska spada z najwyższej dywizji Ligi Narodów

PAP / Andrzej Grygiel / Na zdjęciu: Robert Lewandowski (przy piłce) w starciu z włoską defensywą
PAP / Andrzej Grygiel / Na zdjęciu: Robert Lewandowski (przy piłce) w starciu z włoską defensywą

Reprezentacja Polski przegrała z Włochami 0:1 w Chorzowie, przez co spadła z najwyższej dywizji Ligi Narodów. Gola na wagę zwycięstwa Włochów strzelił tuż przed końcem meczu Cristiano Biraghi.

Pierwsza część meczu była polskim koszmarem pod każdym względem. Z jednym ogromnym plusem: mimo gigantycznej przewagi Włochów udało się nam nie stracić gola. Jerzy Brzęczek doskonale widział ten dramat i zareagował już w przerwie. Zakończył eksperyment polegający na grze bez skrzydłowych (pytanie, czy zakończył na zawsze), ściągnął z boiska Damiana Szymańskiego oraz Karola Linettego i znów - jak w meczu z Portugalią - posłał do boju Jakuba Błaszczykowskiego i Kamila Grosickiego.

Skrzydła miały obudzić tonącą w marazmie, polską drużynę. Wybudzały chwilowo, jak choćby w 73. minucie, gdy Grosicki do spółki z Arkadiuszem Milikiem zmarnowali najlepszą okazję w meczu. Mecz zakończył się wynikiem 0:1, bo tuż przed końcem po jednej z licznych akcji piłkę do polskiej bramki z najbliższej odległości wpakował Cristiano Biraghi. Porażka oznacza, że straciliśmy szanse na utrzymanie w najwyższej dywizji Ligi Narodów. W listopadzie z Portugalią zagramy tylko o honor.

Jerzy Brzęczek chciał w niedzielę postawić w formacji ofensywnej na zrozumienie i większą mobilność. Bo chyba tak należy rozumieć usadzenie na ławce rezerwowych znajdującego się w kapitalnej dyspozycji strzeleckiej Krzysztofa Piątka (gole we wszystkich meczach Genoa CFC w trwającym sezonie plus trafienie w starciu z Portugalią) i posłanie do boju Arkadiusza Milika. Milik i Piątek to dwa zupełnie różne typy zawodników. Pierwszy to typowy egzekutor, zawodnik znakomicie czujący się przede wszystkim w polu karnym rywala. Drugi to gracz często cofający się w głąb boiska po piłki, potrafiący rozprowadzić akcję, dysponujący przy tym kąśliwym uderzeniem z dystansu. No i co chyba najważniejsze: Milik przecież w eliminacjach Euro 2016 stanowił z Lewandowskim zabójczy duet, najgroźniejszy w całej Europie. "Lewy" strzelił wówczas aż 13 goli, "Aro" dorzucił sześć asyst. Brzęczek w niedzielę chciał sprawdzić, czy stary układ wciąż działa, nawet mimo faktu zastosowania innej niż przed trzema laty taktyki.

Mimo głosów krytyki selekcjoner znów zdecydował się na ustawienie 4-3-1-2, bez nominalnych skrzydłowych. Na lewej stronie obrony postawił na Arkadiusza Recę, zawodnika z wielkim potencjałem, ale jednak pozbawionego możliwości gry w klubie. Szansę gry od pierwszej minuty otrzymali także Karol Linetty, Jacek Góralski i Damian Szymański, któremu Brzęczek zaufał już w pierwszym meczu z Włochami w Bolonii oraz w towarzyskim meczu z Irlandią. Łącznie selekcjoner zdecydował się na aż sześć zmian w porównaniu do starcia z Portugalią. Wymienił cały środek pola. Zabrakło Łukasza Fabiańskiego w bramce (wcześniejsze ustalenie, że z Włochami zagra Wojciech Szczęsny), kontuzjowanych Grzegorza Krychowiaka i Artura Jędrzejczyka, wykartkowanego Mateusza Klicha, najsłabszego w meczu z Portugalią Rafała Kurzawy oraz wspomnianego już Piątka.

Z kolei Roberto Mancini nie zaskoczył. Wyjściową jedenastkę na niedzielny mecz zestawił w komplecie z zawodników, którzy towarzysko zagrali kilka dni wcześniej z Ukrainą. Filarami defensywy mieli więc być Leonardo Bonucci oraz Giorgio Chiellini, a polską defensywę straszyć miało trio Lorenzo Insigne - Federico Bernardeschi - Federico Chiesa. Dla Włochów niedzielny mecz był niezwykle ważny nie tylko dlatego, że tak jak i my walczyli o utrzymanie w najwyższej dywizji Ligi Narodów oraz znalezienie się w pierwszym koszyku podczas losowania grup eliminacji ME 2020, ale także z powodu kryzysu, w jakim znajdują się od dłuższego czasu. Ostatni raz rywala udało im się pokonać w czerwcu.

Jeśli jednak drużyna tkwiąca w kryzysie wygląda tak, jak Włosi w niedzielę, to pozostaje spytać, jak nazywa się przypadłość, na którą choruje polski zespół. Jerzy Brzęczek z każdym kolejnym meczem coraz boleśniej przekonuje się, że poszukiwanie nowych możliwości taktycznych i personalnych dla kadry to droga krzyżowa przemierzana z koroną cierniową na głowie. Obserwując pierwszą połowę w wykonaniu Biało-Czerwonych można było odnieść wrażenie, że drużyna od wrześniowego meczu w Bolonii cofnęła się w rozwoju. Wówczas sprawiliśmy Italii spore kłopoty, potrafiliśmy kreować ciekawe akcje. Upłynęło kilka tygodni, znów zmierzyliśmy się z Włochami, którzy wypracowali sobie gigantyczną przewagę. Różnica poziomów w kreowaniu, operowania piłką, piłkarskiej jakości nie była duża. Ona była kolosalna.

Zaczęło się już w 1. minucie od pięknego strzału Verrattiego w poprzeczkę. W 30. minucie aluminium obił Insigne, pięć minut później głową o włos od pokonania Szczęsnego był Chiellini. Bramkarz Juventusu odbił jeszcze w 44. minucie piłkę kopniętą przez Verrattiego. Dwie ciekawe akcje gospodarzy były wynikiem kontrataków, ale i tak nie oddaliśmy ani jednego strzału w światło bramki. W drugiej połowie gra polskiego zespołu nie wyglądała już tak koszmarnie, ale wciąż była chaotyczna, oparta na pojedynczych zrywach. W 57. minucie Kamil Grosicki oddał strzał po długim przerzucie Piotra Zielińskiego (odbił Donnarumma). W 73. minucie kontratak rozprowadził Lewandowski, sytuację sam na sam zmarnował Grosicki, a niecelnie dobijał Milik. Włosi, mimo ciągłej przewagi, do ostatnich sekund nie byli w stanie pokonać Wojciecha Szczęsnego. Aż nadeszła 92. minuta. Z narożnika pola karnego, po rzucie rożnym, strzelał Lasagna, a Cristiano Biraghi wbił piłkę do siatki z najbliższej odległości. Chwilę później Damir Skomina zakończył mecz. Piłkarzy schodzących do szatni żegnały przeraźliwe gwizdy polskich kibiców.

Kolejny mecz reprezentacja Polski rozegra 15 listopada w Gdańsku. Biało-Czerwoni zmierzą się wówczas towarzysko z Czechami. Ostatni mecz w ramach Ligi Narodów podopieczni Jerzego Brzęczka rozegrają 20 listopada w Guimaraes z Portugalią.

Polska - Włochy 0:1 (0:0)
0:1 - Cristiano Biraghi 90+2'

Polska: Wojciech Szczęsny - Bartosz Bereszyński, Kamil Glik, Jan Bednarek, Arkadiusz Reca (87' Artur Jędrzejczyk) - Jacek Góralski, Damian Szymański (46' Kamil Grosicki), Karol Linetty (46' Jakub Błaszczykowski) - Piotr Zieliński - Arkadiusz Milik, Robert Lewandowski.

Włochy: Gianluigi Donnarumma - Alessandro Florenzi (84' Cristiano Piccini), Leonardo Bonucci, Giorgio Chiellini, Cristiano Biraghi - Marco Verratti, Jorginho, Nicolo Barella - Federico Chiesa, Lorenzo Insigne, Federico Bernardeschi (80' Kevin Lasagna).

Żółta kartka: Jorginho (Włochy).

Sędzia: Damir Skomina (Słowenia).

ZOBACZ WIDEO Lewandowski o Lidze Narodów: Nie wiem o co chodzi. Dla mnie to nie są mecze o coś

Komentarze (152)
avatar
Johnydegun21
15.10.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Atak i skrzydla (Grosicki, Bereszynski, Blaszczykowski) jest ok, pomoc i srodek nie najgorzej, ale obrona to DNO. Te Jedze a szczegolnie Bednarek to jakies nieporozumienie. Udalo sie Bednarkowi Czytaj całość
avatar
prawus
15.10.2018
Zgłoś do moderacji
0
3
Odpowiedz
Boli to , że kibic ma tylko płacić , śpiewać hymn i oklaskiwać miernotę , a nikt nie liczy się z jego zdaniem przy podejmowaniu ważnych decyzji .. Moim zdaniem ( a pisałem to tu wielokrotnie ) Czytaj całość
avatar
Marian Nowak
15.10.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Pomimo, że była to niedziela to gdzie Piątek ? 
avatar
Marian Nowak
15.10.2018
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
NARESZCIE reprezentacja gra na SWOIM poziomie. 
avatar
Marian Nowak
15.10.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Chorzów jakiś niefartowny. Mogli zagrać na Narodowym w Warszawie.