Filip Burkhardt opowiada o ciężkiej operacji dziecka: Zaczynam drugie życie

Mówiliśmy córce: "pan lekarz cię zabierze i zaśniesz". A później robaczka nie będzie - Filip Burkhardt razem z żoną Magdą opowiedzieli nam o traumatycznym miesiącu. Ich pięcioletnia córka przeszła operację usunięcia guza mózgu.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Filip Burkhardt z córką Instagram / Na zdjęciu: Filip Burkhardt z córką
Minął niespełna miesiąc od dnia wykrycia u córki Filipa Burkhardta guza mózgu. U pięcioletniej Latiki rozwijał się on od pół roku. Piłkarz pierwszoligowej Bytovii Bytów i jego żona Magda nie mieli prawa przypuszczać, że dzieje się coś złego. A nawet jeżeli pojawiały się wątpliwości, to szybko rozwiewali je lekarze. Latika jest po operacji, guz jest złośliwy, ale w stopniu najłagodniejszym. Z Filipem, Magdą i ich córką spotkaliśmy się w Gdyni. Latika powoli wraca do zdrowia i robi duże postępy. Jest świadoma sytuacji, włącza się do rozmowy, żartuje, ale też niechętnie wraca wspomnieniami do traumatycznych przeżyć. Potrzebuje również czasu, by móc na przykład chodzić o własnych siłach. Z widocznych śladów po zabiegu widać na jej głowie ranę, która ma ok. 20 centymetrów. Rodzice co kilka godzin na przemian zasłaniają jej również jedno oko. To efekt powikłań pooperacyjnych. Rodzina Burkhardtów zgodziła się na rozmowę i nagłośnienie sprawy, by ostrzec innych przed bagatelizowaniem pierwszych, z pozoru nieznaczących objawów choroby. Gdyby nie ich szybka reakcja i nieustępliwość, Latika dziś mogłaby nie żyć.

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Czy państwa córka była świadoma tego, co działo się w ostatnich tygodniach?

Filip: Tak. Wie, że miała brzydkiego robaczka i trzeba było go wyciąć.

Latika: Był w kropeczki. Zielone, niebieskie.

Filip:
Był brzydki i trzeba było go zabrać.

Magda:
Ubraliśmy to w takie słowa, jakie Latika rozumie. Lekarzy przedstawiliśmy jako magików z różdżkami. Guz był robaczkiem. Tak zobrazowaliśmy córce sytuację. Musiała być jej świadoma. Psycholog w Szczecinie powiedział nam, że dziecko musi wiedzieć, z czym ma do czynienia. Że jedzie na zabieg, że przez to będzie się gorzej czuć.

Tylko jak to przekazać dziecku?

Magda: Latika jest mądrą dziewczynką, nie trzeba jej było mówić dużo na ten temat. Po pierwszej rozmowie wiedziała, o co chodzi. Mówiliśmy córce: "pan lekarz cię zabierze i zaśniesz". A później robaczka nie będzie.

Filip: Córka rozumiała sytuację. Wiedziała, że nie jest dobrze, bo płaczemy, mamy inne miny.

Latika: Ale później płakaliście ze szczęścia.

Filip, Magda:
Tak, ze szczęścia.

Filip:
Przed zabiegiem sama nam mówiła: pokonam tego robaczka, nie denerwujcie się. Jest silna, poradziła sobie z tym.

Operacja usunięcia guza trwała 6,5 godziny. Da się opisać emocje, jakie wam towarzyszyły w tym czasie?

Filip: Pod względem stresu, emocji, był to chyba najgorszy moment. Przez prawie siedem godzin nie zamieniliśmy z Magdą nawet słowa. Staliśmy przy windzie. Patrzyliśmy na nią, kiedy w końcu otworzą się te przeklęte drzwi, kiedy ktoś z niej wysiądzie i powie nam, że córka jest z nami.

Magda:
Po kilku godzinach pojawiła się pielęgniarka. Zaprowadziła nas na blok operacyjny. Córka się obudziła, zwróciła środki znieczulające. Ale żyła. Miała zamknięte oczka, słyszała nas, kiwała główką.

Filip:
Nerwy były ogromne. Mieliśmy też z tyłu głowy, co działo się przed operacją.

Co mianowicie?

Magda: Wszystko zaczęło się 9 października we wtorek. Obudziłam Filipa o 5 rano, powiedział, żebyśmy poczekali do 7, bo wtedy otwierają przychodnie. W tym czasie włączyłam komputer, w internecie przeczytałam, że to objawy guza mózgu.

Filip: Gdybym wtedy był z córką sam w domu, to pewnie nie poszedłbym z nią do lekarza, a pogłaskał po głowie, przytulił, herbatę zrobił. Wiadomo, jacy są faceci: może się trochę nie chcieć, bo "ból głowy" to nic strasznego. A żona uratowała jej życie.

Magda: Z córką źle się działo. Jej twarz była inna, wystraszona. Była jakby zmęczona, miała sińce pod oczami. Była świadoma, że rozmawia z mamą, ale gdy pytałam, czy wie, gdzie jesteśmy, odpowiadała: nie.

Filip:
Pojechaliśmy do przychodni. Żona naciskała na lekarza, żeby zrobił jak najwięcej badań. Po tomografii Magda zadzwoniła z płaczem, że zabierają Latikę do Gdańska karetką na sygnale. Tam lekarze nie chcieli nam powiedzieć, co się dzieje, jak bardzo poważne jest to schorzenie. Zrobił się chaos.

Magda: Po tomografie lekarze nawet z nami nie rozmawiali. Biegali obok nas i krzyczeli, żebym dziecku głowę trzymała i jej nie ruszała. Słyszałam tylko nerwowe szepty: "to guz mózgu". Filip: Pani doktor powiedziała w końcu, że na drugi dzień rano Latika leci samolotem do Szczecina. Specjaliści mówili jednak ogólnikowo, tajemniczo. W Szczecinie lekarz wziął mnie i żonę na bok. - Jest bardzo duże ryzyko śmierci - tylko tyle zapamiętałem z tej rozmowy, byłem w takim amoku. Lekarz cały się trząsł, mówił niepewnie, widać było, że się stresuje. Dodał, że operacja jest potrzebna, a ryzyko śmierci wynosi od 8 do 10 procent. Pokazał zdjęcie tomografu. Guz wypełnił całą czwartą komorę mózgu, naciskał na wszystkie funkcje życiowe. Operacja miała odbyć się w piątek 12 października. W czwartek okazało się, że mikroskop jest niesprawny...
Rodzina Burkhardtów w komplecie (fot. Instagram) Rodzina Burkhardtów w komplecie (fot. Instagram)
I co pomyśleliście?  Filip: Że to wszystko się nie uda. Byliśmy zwodzeni, że "czas działa tylko na korzyść córki". Po weekendzie udaliśmy się do kliniki w Katowicach. Tam doktor był już bardziej opanowany. Odetchnęliśmy, gdy powiedział, że ryzyko śmierci jest, ale poniżej jednego procenta. Jeden a dziesięć to jednak zdecydowana różnica. Operacja została przeprowadzona w środę 17 października, pięć dni później, a każdy był na wagę złota. Była bardzo skomplikowana, całe szczęście, że wszystko się udało. Kilka dni później dziecko mogłoby się nie obudzić.

Kiedy zauważyliście zmiany w zachowaniu córki?

Magda:
Lampka zapaliła mi się na początku lipca. Czułam, że coś jest nie tak, początkowo myślałam jednak, że doszukuję się problemu. Widziałam, że córka chodzi trochę inaczej, traci równowagę. Zawsze była aktywna, nigdy nie bała się zrobić następnego kroku, sprawdzać granic swoich możliwości. Tymczasem coraz częściej opadała z sił, szybciej się męczyła. Ale moich obaw nie potwierdzali specjaliści. Ortopeda po pięciu minutach rozmowy stwierdził: "Córka ma po mężu płaskostopie. Dlatego się wywraca".

Filip: Że ma "piłkarskie nogi"...

Magda:
Później poszliśmy do laryngologa. Przez brak jasnych sygnałów, że coś się dzieje, szukaliśmy tam, gdzie nie powinniśmy. Ale zaczęły pojawiać się coraz częstsze bóle głowy. Latika przychodziła do kuchni i skarżyła się na ból, na przykład gdy robiliśmy z mężem obiad.

Filip:
Na początku to bagatelizowaliśmy. Przypuszczaliśmy, że córce po prostu może nie podobać się zapach jedzenia.

Magda: Głowa może boleć raz, drugi, ale nie ciągle. Żaden z lekarzy nie potrafił odpowiedzieć, dlaczego Latika ma te bóle. Sugerowali dziwne powody. Częste przeprowadzki, zmiany klimatu, powietrza, przedszkola. Zawroty głowy od stresu, bo w nowym przedszkolu nie ma jej przyjaciółek... Tyle razy się jednak przeprowadzaliśmy, zmienialiśmy placówki, to jak moglibyśmy dać sobie wmówić, że tu leży problem?

Filip:
Na chłodno analizujemy to jednak dopiero teraz.

Magda: Ale gdy pojawiły się wymioty...

Latika: To był ten robak.

Magda: Pamiętam amok, strach, lęk. On dalej w nas jest. W Latice też.

Latika:
Cicho!

Magda: Już spokojnie.

Latika:
Nie mówcie o tym!

Filip:
Chcesz obejrzeć bajkę Latisia?

(Magda z Latiką wychodzą)


Filip:
Dla córki to traumatyczne przeżycie.

Rozmawiacie z córką na ten temat?

Filip: Staramy się nie rozmawiać, nie chce o tym mówić, ma już dosyć. Teraz nie jest jej to potrzebne, to już za nią, jest po wszystkim. Sama też nie wraca do tego tematu. Rysuje mamę, tatę, serduszka. Postaramy się, żeby jak najszybciej wróciła do dzieci.

Jak obecnie wygląda sytuacja ze zdrowiem Latiki?

Filip: Pierwsze badanie za trzy miesiące, drugie za pół roku, kolejne za rok. I tak cyklicznie. Jeżeli guz jednak zacznie znowu się powiększać, trzeba będzie drugi raz operować lub zastosować leczenie doraźne, na przykład chemią. Albo zostaniemy zmuszeni do znalezienia kliniki specjalistycznej poza Polską. Obserwujemy, sondujemy, jesteśmy dobrej myśli. Wierzymy, że wszystko co najgorsze jest za nami.

Wyniki badań są dobre?

Filip: Po operacji dalej jest guz. Złośliwy, ale najłagodniejszy ze złośliwych. W skali jeden do czterech guz Latiki ma jeden. Na dzień dzisiejszy nie nadaje się do leczenia. Jego cząstka została w głowie.

(Magda i Latika wróciły)

Filip:
Jest dobrze i będzie dobrze. Musi być. Za trzy miesiące Latika będzie miała rezonans. Trzeba obserwować, czy guz nie rośnie.

Latika: Nie! Nie urośnie.

Filip: Jeżeli nie będzie rósł, to nic nie trzeba będzie z nim robić. Przez pierwsze trzy tygodnie po operacji córka ma być odizolowana od społeczeństwa, zabaw z dziećmi. Wszystko stopniujemy.

Magda:
Jak w przypadku narodzin dziecka. Małymi kroczkami będziemy przyzwyczajać ją do bakterii, społeczeństwa.

Filip: Bez biegania, szaleństw. Rana na głowie musi się zagoić. Córka musi nabrać sił. Jest jeszcze trochę zwichrowana, trochę marudzi. Ale powoli odzyskuje wigor.

Na drugiej stronie przeczytasz między innymi jak zmieniło się życie rodziny Burkhardtów i co radzą innym rodzicom. 

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×