Pewność. Tego jej wielokrotnie brakowało Arkadiuszowi Milikowi w kadrze. W spotkaniu z Portugalią było jednak inaczej. Brał na siebie ciężar gry. Uderzał, cofał się po piłkę, a nawet rozgrywał. Nie bał się niekonwencjonalnych zagrań, wychodził do szybkich wymian z Piotrem Zielińskim i Przemysławem Frankowskim. Naciskał na rywali, zmuszał ich do błędów. W końcu wywalczył rzut karny na wagę - jak się później okazało - pierwszego koszyka podczas losowania eliminacji mistrzostw Europy.
To była 62. minuta, na tablicy wyników 1:0 dla gospodarzy. Milik wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale tuż przed nim został powalony na ziemię. Nie zawahał się jednak wziąć piłki i samemu wymierzyć sprawiedliwość. Gwizdek, rozbieg i pewne wykonanie tuż przy słupku. "Nareszcie!" - pomyślał zapewne, kiedy futbolówka zatrzepotała w siatce Beto. Ale arbiter spotkania przerwał mu radość, zarządzając powtórkę strzału. - Pierwszy raz zdarzyła mi się taka sytuacja, że przy jedenastce zawodnicy z naszego zespołu wbiegli wcześniej w pole karne - tłumaczył później napastnik SSC Napoli w wypowiedzi dla "TVP".
24-latek musiał podejść jeszcze raz. Kibice zamarli z wątpliwością czy jest on w stanie zrobić to samo ponownie. Golkiper Portugalii go dekoncentrował, miejscowi fani buczeli. Jednak Milik nic sobie z tego nie robił. Wytrzymał dodatkową presję, powtórzył wcześniejszy schemat i za chwilę utonął w objęciach kolegów.
ZOBACZ WIDEO "Piłka z góry". Nie ma następców dla kluczowych piłkarzy w kadrze
Taki występ był jemu potrzebny. Ponad rok oczekiwania na gola, na choćby niezły mecz w kadrze. Kolejne krytyczne komentarze kibiców, wypominanie zmarnowanych sytuacji. Oglądanie swoich zdjęć w internecie z podpisem: "Mi strzelać nie kazano". To wszystko na pewno ciążyło na psychice. I nic dziwnego, że piłka tak często lądowała w trybunach. - Czasem jak się za bardzo chce, to wychodzi odwrotnie - nie ukrywał przed meczem z Portugalią.
W Guimaraes zagrał więc inaczej. Z luzem jakiego nie widzieliśmy u niego dawno. I po zakończeniu meczu mógł wreszcie zatriumfować, zaśmiać się w twarz wszystkim krytykom. Chociaż tego nie zrobił. - Potrzeba nam dużo pokory - zaznaczył, jakby zdając sobie sprawę, że mało brakowało, a po godzinie gry zmieniłby go Krzysztof Piątek.
Bez wątpienia to spotkanie może być dla Milika punktem zwrotnym w obecnym sezonie. Włoskie media piszą o tym, że najbliższy miesiąc będzie decydujący dla jego przyszłości w Napoli. To także końcówka budowy kadry przed eliminacjami Euro 2020. Potrzebuje więc dużo pewności, by zawalczyć o miejsce w obu drużynach. Taki występ nie mógł przyjść w lepszym momencie.
Kuba Cimoszko