Portugalia - Polska. Michał Kołodziejczyk: Warci koszyka (komentarz)

PAP/EPA / JOSE COELHO / Na zdjęciu: Arkadiusz Milik
PAP/EPA / JOSE COELHO / Na zdjęciu: Arkadiusz Milik

Wstydu nie było. Polacy urwali punkt pewnym zwycięstwa w grupie mistrzom Europy i w eliminacjach następnego Euro będą losowani z pierwszego koszyka.

Michał Kołodziejczyk z Guimaraes

Przed meczem Arkadiusz Milik dość śmiało mówił o tym, że grał w reprezentacji Polski na różnych pozycjach, bo zawsze był Robert Lewandowski, a że teraz Lewandowskiego nie będzie, to wreszcie będzie mógł zagrać na środku ataku. Śmiałość jego słów potwierdzała pierwsza połowa meczu z Portugalią, w której nie był widoczny, a kadra przegrywała 0:1 po golu Andre Silvy.

Po przerwie Milik szykowany był już do zmiany, Krzysztof Piątek zakończył rozgrzewkę i czekał, by wejść na boisko. Nie wszedł, bo Milik postawił na jedną kartę - być może ratując się w reprezentacji. Najpierw przewrócił się po starciu z Danilo w polu karnym. Sędzia nie tylko odgwizdał faul, ale jeszcze wyrzucił Portugalczyka z boiska. Milik strzelił pierwszy raz, pokonał Beto, ale sędzia zarządził powtórkę karnego. Milik strzelił drugi raz, identycznie, znów tuż obok bramkarza rywali i znów skutecznie. Cała drużyna pobiegła do ławki rezerwowych i w radosnym kręgu ścisnęła się tak bardzo, jak kilka dni temu w windzie w muzeum, która na kwadrans stanęła między piętrami.

Ta winda to podobno przełomowy moment w tworzeniu się tej drużyny. Trener Jerzy Brzęczek opowiadał historię ze zgrupowania w Gdańsku pytany o to, dlaczego twierdzi, że wszystko idzie w dobrym kierunku i dlaczego jego zdaniem tworzy się drużyna. Nie wiem, jak to możliwe, bo gdyby to było takie proste, trzeba było zaciąć się w windzie wcześniej, albo nakazać zacinanie się przed każdym meczem. Możemy przejść do historii jako pierwszy zespół, który powstał nie na treningach, a w windzie, gdzie szczerze pogadał bez zasięgu telefonów komórkowych, albo po prostu pośmiał się rozumiejąc, że są sytuacje, których nikt nie jest w stanie przewidzieć.

Jeżeli na naszych oczach coś się rodzi, to w bólach, a są to bóle jednak nieznośne. Jeżeli trzeba szukać czegoś pozytywnego, to tylko na siłę. Do dobrego łatwo się przyzwyczaić, a w polskiej piłce po pięciu tłustych latach, przyszedł rok tak chudy, że można byłoby wysłać go do lekarza. Reprezentacja Polski zawiodła na wszystkich frontach, na których mogła - zawstydziła na mundialu, a później udowodniła, że zawsze może być gorzej. Mecz z Portugalią w Guimaraes to szósty mecz bez zwycięstwa od zakończenia mistrzostw świata. Po remisie 1:1 Polska zajęła ostatnie miejsce w swojej grupie Ligi Narodów i spadła piętro niżej, ale uratowała spadek po Adamie Nawałce i w eliminacjach do Euro 2020 będzie losowana z pierwszego koszyka.

Remis z Portugalią 1:1 cieszy, Polska mogła nawet wygrać, gdyby chciała wykorzystać grę w przewadze jednego zawodnika, gdyby na boisku nie pojawiło się dwóch nowych defensywnych pomocników, a Piotr Zieliński strzelił odrobinę precyzyjniej. Cieszymy się, bo zremisowaliśmy z mistrzami Europy na ich boisku, ale nie możemy zapominać, że Portugalczycy byli już pewni zwycięstwa w grupie, a Polska pewna była tego, że z dywizji A spadnie. Drużyna Brzęczka nie zachwyciła, ale grając znowu w eksperymentalnym zestawieniu obrony nie wpisała się w pisanych przez wielu scenariusz i nie przegrała w sposób spektakularny. Jeżeli to nam wystarcza - załóżmy różowe okulary i dalej udajmy, że nic tej jesieni złego się nie stało, a projekt nowego selekcjonera jest od początku do końca przemyślany. Zalecam ostrożność.

ZOBACZ WIDEO "Piłka z góry". Mourinho nie jest już "special one". "Przestał się rozwijać"

Źródło artykułu: